Maya :
Minęło kolejne kilka dni, właśnie dziś przyjeżdża mój ojciec razem ze wspólnotą. Z tego co mi wiadomo, również inne watahy wilkołaków zaszczycą nas swoją obecnością. W końcu wszyscy mamy jeden cel, pokonać te przebrzydłe pijawki.
Jak się możecie domyśleć cały czas starałam się unikać swojego mate.
Niestety Mike mi tego nie ułatwiał i jakimś dziwnym trafem jego harmonogram dnia wyglądał podobnie do mojego. Jego obecność na treningach strasznie mnie rozpraszała. Celowo świecił gołą klatą praktycznie pod moim nosem. Kiedy trenowałam z innymi wilkołakami, on specjalnie próbował wtrącać swoje trzy grosze, czym strasznie mnie denerwował. W końcu miałam Mika dość i potraktowałam go niezbyt delikatnie swoimi zdolnościami drugiego Ja. A mianowicie troszkę pobawiłam się jego personą.Jeśli chodzi o moje zdolności, wataha wilków je zaakceptowała. No nie wszyscy, ale większość. Uważają mnie chyba za tajną broń w walce. I mimo że wolałabym tych mocy nie ukazywać, to wiem że jeśli będzie taka potrzeba użyje ich napewno.
Natomiast jeśli chodzi o Izabelle....cóż, bardzo ją polubiłam. Przez ostatnie dni opowiadała mi sporo ciekawych historii związanych z watahą a tak że z jej wnukiem. Przypuszczam, nie... ja to wiem, że kobieta poprostu chce mnie przekonać do swojego wnuka.
Opowiadała sporo o jego trudnym dzieciństwie a nawet o tym, jak później cały czas poszukiwał swojej bratniej duszy.Aktualnie leżę na swoim łóżku, pogrążona w swoich myślach.
Za oknem świeci już słońce a ciepłe promienie wdzierają się przez okno i padają centralnie na moją twarz.
Po kilkunastu minutach bezsenownego leżenia, postanowiłam się podnieść. Już za kilka minut dziewiąta, co oznacza przybycie gości.Po porannej toalecie, udałam się na dół do kuchni w celu spożycia konkretnego pierwszego posiłku tego dnia, czyli śniadania.
-dziendobry- witam się na wstępie, oczywiście wszystkie pary oczu odrazu spoczeły na mojej osobie.
- witaj Mayu, jak samopoczucie? - pyta alfa.
- możesz się domyślić, już za niedługo zobaczę się z ojcem, Oscarem, i znajomymi. W dodatku wojna zbliża się wielkimi krokami. Jestem podekscytowana a zarazem przerażona wizją kolejnych dni.
- Maya, wiesz że nie powinnaś iść znami na to starcie?- dodaje swoje trzy grosze Mike.
- twoje zdanie w tym temacie nie ma znaczenia. Nie zostawię ojca, jego wspólnoty, czy też tej watahy w tak ważnych chwilach. Mimo mojej niechęci przebywania tu taj, wiele osób z tąd, nawet polubiłam. I nie pozwolę by ginęli ludzie, kiedy ja bym miała siedzieć bezczynnie na dupie w zapchlonej norze.
- o bogini....-za wył Mike - Ja nie mam już cierpliwości do niej.
- I vice versa - dodałam.
- dosyć! Przestańcie. Mamy teraz ważniejszy problem na głowie, niż wasze bezsensowne kłótnie. - przerwał donośny baryton Alfy- skoro większość z wtahy znajduje się teraz w domu, proszę was o chwilę uwagi.
O tuż, jak wiecie w każdym momencie mogą zjawić się na naszym terenie łowcy i wilki z innych watah. Proszę was o nie wszczynanie awantur a tym bardziej bujek. Musimy połączyć nasze siły i wspólnie jak jeden mąż działać przeciwko rasie wampirów. Trenowaliśmy, zapewnie tak samo jak nasi sprzymierzeńcy i wrogowie.
Jednak musicie pamiętać że armia wampirów mimo wszystko jest większa niż nasza. Kiedy dojdzie do wojny, a dojść może w każdej chwili, proszę was o współpracę. Wataha "czerwonego księżyca" i "ostrego kła" razem z łowcami rozbiją obozy obok domu głównego, macie im pomuc w zakwaterowaniu.
To narazie tyle i proszę was o przekazanie informacji nieobecnym członkom. Możecie się rozejść.
CZYTASZ
Ustrzelić Mate
WerewolfOstrzegam błędy. Nie czytaj jeśli Ci one przeszkadzają. -powiedz, że chcesz tego tak samo jak ja - wyszeptał żarliwie. Złote oczy wpatrywały się teraz we mnie z oczekiwaniem. -ja.. - przerwałam na moment bo wszystko co do tej pory się działo międ...