20

4.1K 153 8
                                    

Maya:

Pół dnia spędziłam  w samotności w pokoju luny, ciągle zastanawiając się co teraz powinnam była zrobić.
Przecież nie ucieknie, bo zaszkodzi to całemu stadzie. Nie będe również udawać, że nic się nie stało, bo stało się, w końcu mnie uderzył. Nie pozwolę nikomu by traktował mnie jak worek treningowy, pozbawiając mnie przy tym resztek godności i honoru.  Jednak przez tą cholerną więź, przeszło mi również przez myśl, że powinnam odpuścić, przecież jest w rozsypce, jego świat staną do góry nogami i emocje wzięły górą. Poniosło go.... Aż za bardzo.

Jedno jest pewne, najbliższe minuty lub godziny, będą katorgą.

Dalej nie wiedząc co począć z tą sytuacją,  z ogarniajacą mnie  irytacją opadłam bez silnie  na łóżko. Leżała twarzą w poduszkach przez kilka minut,  do puki mój żołądek nie dał się we znaki.  Co było można przewidzieć, dzisiaj jadłam tylko śniadanie a jest juz przecież późne popołudnie.
Nie chętnie zebrałam resztki sił by po chwili wstać z wygodnego łóżka i udać się w stronę kuchni na parterze.
Ogarniajacą mnie nerwy rosną na  sile kiedy przypomniałam sobie, że w kuchni mogę napatoczyć się na Mika. 

Dopiero mijając próg kuchni kamień spadł mi z serca.

- Maya? - z nutką niedwierzania w głosie  odezwała się Iza.

- no tak ja, a kto inny?

- myślałam że..... Zresztą nie ważne, chodź  odgrzałam obiad napewno jesteś głodna.

-tak, zjadła bym konia z kopytami - w tym momencie mój żołądek potwierdził moje słowa głównym burczeniem.

-właśnie słyszę - zaśmiała się.

Usiadłam przy stole na którym Iza położyła dwa talerze z podgrzanym posiłkiem.
Więc nie trzeba być geniuszem by domyśleć się, że kobieta również będzie jeść. Jednak dziwne było to z racji tego, że kobieta nigdy nie omijała  posiłków z watahą oraz trzymała się odpowiednich godzin na przekąski czy posiłek a skoro jest tu teraz, to oznacza że również nie pojawiła się obiedzie.

- czy coś się stało? - wypaliłam nagle

- oh - zdziwiła się - nie czemu tak sądzisz?

- chociaż dlatego, że jesz  obiad dopiero teraz... Spóźniona a ty przestrzegasz swoich godzin na posiłki.

- poprostu martwi mnie pewna sprawa ale to nic takiego - szybko rzuciła.

- jeśli było by to "nic takiego" nie była byś tu teraz.

- masz rację, martwię się o.....

-nas - dodał inny głos, głos który dobrze znam, dzięki któremu na moim ciele pojawiła się gęsia skórka.

Od wróciłam głowę w jego stronę, by po chwili ujrzeć jego złote tęczówki, które dzisiaj wyjątkowo źle wyglądają. Jakieś takie przygaszone, smutne, bez efektu wow.

Mimo to moje serce zaczęło bić jak szalone, pompując moją krew w żyłach z zawrotną prędkością.
Nie wiem tylko  czy to wynikało z ogromnego stresu związanego przed  konfrontacją czy może wina więzi mate.
Nie dając po sobie poznać jak w tej chwili jestem rozchwiana emocjonalnie, postanowiłam grać. Uparcie wpatrując się w jego oczy z wrogoscią i gniewem.  Podszedł bliżej do stołu, poczym usiadł na przeciwko mnie. Zmiennokształtny  przyjął moje wyzwanie na spojrzenie i po chwili  z ponuro ciężkim wzrokiem wpatrywał się w moje oblicze. Izabella nie mogła znieść ciężkiej atmosfery jaka zapanowała w pomieszczeniu, dlatego szybko wstała od stołu i wychodząc z kuchni dodała :

Ustrzelić Mate Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz