Eric :
Nastał nowy dzień, zaledwie kilka godzin temu skończyła się wojna.
Siedzę w poczekalni przed salą mojej córki. Obok również siedzi lewdo trzymający się na nogach Mike. Po nastawieniu barków, chłopak zdecydował nie odchodzić spod sali swojej mate nawet na krok.- Mike, idź odpocząć lub zająć się przygotowaniem do pogrzebu poległych. Ja tu będę czekać, jak coś się będzie działo dam ci natychmiast znać.
- nie Eric. Ja muszę tu być. Ona mnie uratowała kosztem siebie . Mimo że wcale tego nie musiała robić.
Jest moim mate, i czy tego chcę czy nie, darze ją głębokim uczuciem, nie zostawię jej teraz samej.- Maya to silna dziewczyna, wyjdzie z tego.... Musi.
- czemu ona to zrobiła? Czemu uratowała mnie? Codziennie dawała mi jasno do zrozumienia że mnie niechce. A teraz walczy o swoje życie.- ostatnie zdanie ledwo przeszło chłopakowi przez gardło, zauważyłem nawet lekko szklane oczy.
- słuchaj mnie uważnie , z tego co mi wiadomo, więź mate nie działa tylko na wilkołaki, z tego co zauważyłem Maya została oznaczona przez ciebie, tylko w jej przypadku rozum mówi jedno a serce drugie. Widocznie ta więź ją do tego zmusiła. Chociaż muszę przyznać, że obserwowałem was przy ognisku, i albo mi się wydawało albo Maya zaczyna akceptować swoje przeznaczenie.
- może ma Pan rację. Bardzo bym tego chciał, pragnę tylko jej akceptacji.
Z sali córki wybiegła pielęgniarka, nawołując przy tym głośno lekarza.
- co się dzieje? - zapytał Mike.
- dziewczyna... Ona... - kobieta przez szok, który ma wymalowany na twarzy, nie może się wyłowić.
- dziewczyna, co? - podniósł głos chłopak
- ona, się wybudziła. W dodatku jej rany zniknęły. - wysłowiła się w końcu pielęgniarka.
- dzięki Ci boże, że nie odebrałeś mi córki - zawołałem uradowany.
- można ją zobaczyć? - spytał chłopak.
- jeszcze nie, najpierw lekarz musi dokładnie zbadać pacjentke. Jeśli nie będzie przeciwwskazania to lekarz was wpuści.
Kiwneliśmy oboje głowami na znak zrozumienia, poczym oboje usiedliśmy na fotelach przed salą. Radość z naszych twarzy nie schodziła.
Maya:
Dryfuje, tak to odpowiednie słowo tego co odczuwam. Wszech obecna ciemność ogarnęła moje ciało, mimo to, czuje ogromny ból w klatce piersiowej. W mojej głowie pojawiły się obrazy z walki. Bezbronny Mike, wampir, ja rzucająca się by go zasłonić, ogromny ból w piersi, i strzała trafiona w pijawke. To ostatnie co pamiętam.
Mimo że nie mogę otworzyć oczu, odzyskałam część świadomości. Skupiam się na miejscu z którego czuje nie przyjemny ból, by po chwili muc cieszyć się jego brakiem. Jeszcze raz próbuje otworzyć oczy i w końcu mi się to udaje. Obok mnie stała kobieta w stroju pielęgniarki, a jej wyraz twarzy okazywał szok i niedowierzanie.- proszę się nie ruszać, wezwe lekarza. - odezwała się po chwili.
W sumie i tak nie miałam zamiaru wstawać, więc grzecznie czekam na przybycie doktora.
Kiedy się zjawił, zadawał kilka pytań odnośnie mojego samopoczucia. Później osłuchał mnie, sprawdził parametry życiowe i miejsce gdzie powinna być rana, ale już jej nie ma.
- to bardzo dziwne, ale nie ma pani śladu po urazach. W sumie to jest Pani okazem zdrowia. - powiedział doktor.
- uleczyłam się podczas mojej nie pełnej świadomości. - odpowiedziałam szybko.
CZYTASZ
Ustrzelić Mate
WerewolfOstrzegam błędy. Nie czytaj jeśli Ci one przeszkadzają. -powiedz, że chcesz tego tak samo jak ja - wyszeptał żarliwie. Złote oczy wpatrywały się teraz we mnie z oczekiwaniem. -ja.. - przerwałam na moment bo wszystko co do tej pory się działo międ...