34

3.1K 115 1
                                    

2 miesiące później

Dzień jak każdy, od dwóch miesięcy taki sam. Najpierw trening fizyczny,  następnie umysłowy, później spotkanie z Elesmerą, która wciąż pracowała nad jednym bardzo ważnym zadaniem. A mianowicie miała dowiedzieć się, jak zabezpieczyć wilkokrwistych przed magią syren. Tak... "syreny" lepiej brzmi od rodu Aqua.
Jak dotąd, idzie jej to opornie.

W pełni zapanowałam nad swoimi wizjami, z czego jest cholernie dumna. No i jest mały bonus. Tak jak Elesmera kiedyś wspominała, to nie koniec moich zdolności. Panowanie nad umysłem ludzi i istot nadprzyrodzonych  jest dla mnie czymś bardzo skomplikowanym.  Jednak o tej umiejętności nie powiedziałam prawie nikomu. Prawie, ponieważ wie tylko Elesmera. Niech zostanie jak jest, ludzie i tak mieli obawy co do mojej osoby, kiedy dowiedzieli się o moich "cudownych zdolnościach" syrenich. Czujecie ten sarkazm?

Mike.... No właśnie, ten facet jest dla mnie najlepszym co mnie mogło spotkać.  W ciągu tych kilku tygodni, stał się dla mnie kimś, kto napełnia moje życie kolorami, kimś.... Tak ważnym w codziennym życiu, że nie wyobrażam sobie teraz jego braku. Kogoś, kogo kocham bezgranicznie, mimo kilku wad. Akceptuję go w całości, pragnę jego szczęścia bardziej niż swojego, jego życie jest dla mnie cenniejsze, niż moje własne. Dla niego jestem w stanie poświęcić się w każdy sposób.
Jesteśmy zupełnie inni. Pochodzimy z dwóch różnych światów, a jednak to właśnie on nauczył mnie wagi miłości. Pokazał mi, co to znaczy troszczyć się o kogoś i wspierać w każdej sytuacji.

***
Byłam tak pochłonięta swoimi myślami, że dopiero jego głos  mnie wybudził z transu i  zorientowałam się , iż większość wilkokrwistych opuściło plac przed domem głównym, na którym odbywały się poranne treningi.

- kocie? - Spojrzałam prosto w jego oczy, w których odbijała  się troska i bezgraniczna miłość do mojej osoby.
- co się dzieje, jesteś taka nieobecna?

- zbliża się wojna... Czuję to. Zeto jest tu, gdzieś niedaleko i czeka na odpowiedni moment.

Silne ramiona Mika, obieły moje ciało w delikatnym uścisku.

- damy radę, będzie dobrze. Zeto za niedługo nie będzie już naszym zmartwieniem, a my będziemy mogli cieszyć się każdym dniem wspólnie spędzonym.

- obawiam się, że to wcale nie będzie takie proste. Zeto jest nieobliczalny, nikt nie wie co mu chodzi po głowie, mogę się założyć, że przygotował coś szczególnego na nasze spotkanie, coś co okaże się dla nas niebezpieczne.

- co kolwiek by to nie było, razem damy radę. Pamiętaj, ja i nasza wataha pomożemy Ci w tym.

Spojrzałam w  oczy Mika, gładząc dłonią jego policzek.

- Dziękuję

- nie dziękuj, jestem w stanie zrobić wszystko, by tylko ci pomóc.

Poranek minął w oko mgnieniu. Po śniadaniu, każdy udał się do swoich pokoi, bądź załatwiać jakieś mniej lub bardziej ważne sprawy. Ja natomiast, razem z moją bratnią duszą, postanowiłam na chwilę relaksu przed telewizorem.  Mało interesująca rozrywka, ale jednak zawsze to jakaś jest.

- Maya?

-tak?

- czemu nie chcesz sprawdzić naszej przyszłości? - zapytał Mike.

- po prostu, wolę narazie nie wiedzieć.
Pomyśl, jakbym zobaczyła śmierć któregoś z nas, myślisz, że byłabym wstanie dać z siebie wszystko na placu boju. O tuż, nie.  Ta informacja była by dla nas w tym momencie, zbyt bolesna, i raczej nie bylibyśmy w stu procentach skupieni na toczącej się walce, tylko na chwili, w której któreś z nas może odejść. To by było jak strzelenie sobie samobuja. Pogrążyło by to nas i całą watahe włącznie.

Ustrzelić Mate Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz