1.3

2.4K 153 3
                                    

Budzik zadzwonił o 6.00, lecz nie obudził jej. Była na nogach już od pół godziny, gotowa do udania się na zajęcia. Nie nakładała na twarz makijażu, w ciepłej szklarni spłynąłby z niej. Swoje długie brązowo-rude włosy związała w koka na czubku głowy i oplotła go u podstawy cienkim, splecionym z muliny wianuszkiem. Pod ogrodniczki, które były swego rodzaju mundurkiem, założyła bluzkę w kolorze stonowanego błękitu, co ładnie komponowało się z lnianym materiałem. Dzisiaj, według planu wiszącego na drzwiach jej pokoju mieli dzisiaj zajęcia teoretyczne w szklarni, czyli pewnie będą omawiać różne rzeczy. Udała się na śniadanie, gdzie przywitała się radośnie ze wszystkimi, którzy odpowiedzieli jej cichymi pomrukami. Niezrażona niewielkim entuzjazmem pozostałych usiadła na wolnym miejscu i wzięła w dłoń bułkę, na którą nałożyła ser, szynkę, jajko, pomidora, ogórka, sałatę i posypała to wszystko kiełkami, ku zgorszeniu pozostałych acz nielicznych kobiet, które wodziły spojrzeniem od swoich dietetycznych sałatek bez oliwy, mięsa i czegoś smacznego, przez swoje figury, które starały się odchudzić, do szczupłej sylwetki Cory i jej wypasionej kanapki. Merlinowi ducha winna Cora wzbudzała w nich wielką zazdrość, nie mając na to absolutnie żadnego wpływu. Gdy skończyła swoją kanapkę i właśnie sięgała po imbryk z zieloną herbatą podszedł do niej jakiś mężczyzna, na oko trzydziesto-paru letni. Usiadł obok niej i chwilę się nie odzywał. Dopiero, gdy Cora odłożyła napar, otworzył usta.

-Dzień dobry, jestem Victor Arado.- Wystawił do niej rękę, którą podała mu z uśmiechem.

-Corinne Scamander, miło poznać.

-Proszę o wybaczenie, ale muszę spytać, ile ma pani lat?- Skonsternował się po zadaniu tego pytania.

-Dwadzieścia, panie Arado.- Zaśmiała się dźwięcznie, co przykuło uwagę wielu osób w grupie.

-No proszę. Wie pani, powstały różne teorie o tym, czemu ktoś tak młody jak pani dostał się do programu. Większość pewnie jest spowodowana zazdrością, wie pani, ci ludzie starali się o uczestnictwo przez wiele lat. A nagle pojawia się pani, młoda, śliczniutka i zostaje przyjęta. To rodzi plotki.

-Jakie na przykład?- Parsknęła w swoją filiżankę, unosząc na niego błękitne oczy.

-Jak chociażby, że przespała się pani z komisją egzaminacyjną.- Wyrzucił z siebie na jednym wdechu. Corinne zaśmiała się. Nigdy nie przestanie zaskakiwać ją bezpośredniość amerykanów.- Albo, że jest pani kimś z rodziny, siostrą, córką, wnuczką. 

-Moja rodzina nie jest spokrewniona ani spowinowacona z kimkolwiek z Ameryki, jesteśmy stuprocentowymi Brytyjczykami. I nie, nie przespałam się z nikim z komisji, po prostu Magibotanika jest moją pasją i jestem dobra w tym, co robię.- Odwróciła lekko głowę, czując się ciut urażoną, że musiała się tłumaczyć.

-I chwała Merlinowi. Szkoda by było, gdyby ktoś taki był tu z powodu oszustwa. To znaczy... Jest pani ładna i... Także, dobrze, że... Ugh.- Jęknął, gdy zaczął się jąkać.

-Jestem za młoda, by mówić do mnie pani. Corinne.- Podała mu dłoń, którą uścisnął. Tym sposobem znalazła pierwszą przychylną jej osobę. To jej w zupełności wystarczyło. Gdy wypiła herbatę, nastała pora, by opuścić jadalnię i udać się do sali na zajęcia. Victor udał się razem z nią, opowiadając o sobie. Dowiedziała się, że jest z pochodzenia Niemcem, na co Cora stwierdziła w głowie, sama zaskoczona taką ciętością na nowo poznanego, że Niemcy podobno są przystojni. A może wyjątek potwierdza regułę? Victor nie grzeszył urodą, jak mnóstwo osób w jej obecnym otoczeniu. Nie rozumiała tego, ale nie zagłębiała się w ten temat. Gdy usiadła z przodu, w pierwszej z ławek otaczających długą ławę, na której znajdowały się rośliny, poczuła się trochę jak w Hogwarcie. Uśmiechnęła się pod nosem i podeszła do roślin, zgadując ich nazwy. Obok niej stał Victor i otwierał oczy w podziwie. 

-Bardzo dobrze, panno Scamander.- Pochwalił ją mężczyzna, który od kilku chwil stał już w sali.- Te rośliny są wyjątkowo rzadkie, skąd je pani zna?

-Po ukończeniu szkoły odbywałam w niej praktyki, a szklarnie Hogwartu są wyjątkowo dobrze zapełnione. - Uśmiechnęła się do profesora, po czym wróciła do swojej ławki, otwierając notatnik i notując każde słowo profesora. Ponownie czuła na sobie zdziwienie wszystkich obecnych, którzy do notatek używali piór samopiszących. Na pytanie, czemu ona tak nie robi, odpowiedziała tylko ,,pisząc coś łatwiej mi to zapamiętać", po czym wróciła do swojego opasłego notatnika. Z lekcji z profesorem Marcusem wyszła zadowolona z siebie. W czasie dwugodzinnego wykładu o rzadkich roślinach i metodach ich ochrony zdążyła zanotować każde słowo wykładowcy a także sporządzić kilka rysunków ze szczegółowymi opisami. Była z siebie po prostu dumna i jak zawsze wtedy promieniała radością. Wykazała się wiedzą, przez co w jej kierunku leciały liczne negatywne spojrzenia, lecz nie przejmowała się tym. Była tam po to, by ukończyć szkolenie, zdobyć certyfikat i mieć przed sobą świetlaną przyszłość w zawodzie, więc zniesie wszystko. Następne zajęcia miały odbyć się już w cieplarni numer 1, czyli tej absolutnie największej. Weszła tam jako pierwsza i ponownie zajęła pierwszą ławkę, wyciągając swoje notatniki i wertując strony w celu dokończenia jednego z rysunków. Wyciągnęła dobrze zaostrzone ołówki i wzięła się do pracy, ignorując Victora i innych. Gdy do cieplarni weszła profesorka, odłożyła wszystko i skupiła się na słuchaniu jej.

-Nie ważne, jak dobrze nie zaliczycie egzaminów końcowych, jeśli roślina, którą dziś wam przydzielę nie będzie zdrowa, nie otrzymacie certyfikatów. Jest to ostateczny test, dlatego wszyscy, aby mieć równe szanse, dostaniecie rośliny przydzielane losowo, o podobnym stopniu trudności, który, ostrzegam, jest wysoki.- Machnęła różdżką, a na ich ławkach wylądowały donice i papierowe saszetki z nasionami. Na ceramicznym naczyniu znajdowała się luka, w którą studenci mieli wpisać swoje imię i nazwisko, co Corinne natychmiastowo wykonała. Dalej nauczycielka tłumaczyła, że w ich pokojach znajduje się wszystko, co będzie potrzebne do zajmowania się ich roślinami i na co mają zwrócić uwagę, gdy będą ją hodować. Cora spojrzała na swoje dane, które przemieniły się w złoty, wygrawerowany napis. - Najpierw to zasadźcie, jak wykiełkuje macie się tym zajmować. Dostaniecie także listy doświadczeń, które macie przeprowadzić. O tym, jaką roślinę dostaliście, musicie dowiedzieć się sami. Czas macie do dwudziestego sierpnia. Zajmijcie się tym teraz.- Gdy wszyscy rzucili się po ziemię i inne potrzebne do zasadzenia rośliny przyrządy, Cora otworzyła nową kartę w notatniku i napisała u góry dużymi literami nagłówek 'projekt'. Najwyżej później zmieni nazwę na coś bardziej twórczego. Zapisała dzisiejszą datę i wyjęła z papierowej torebki kilka nasionek. Na początku wzięła się za narysowanie ich i dokładne opisanie ich, co miało jej pomóc w zidentyfikowaniu roślinki. Oprócz sprawdzenia twardości, kruchości, grubości osłonki sprawdziła jak reaguje na wrzucenie do wody i jak smakuje. Poczynione obserwacje znacznie ułatwiły jej pracę. Na początku rzuciła na nasiona parę zaklęć sprawdzając ich nawodnienie czy poziom sił witalnych. Dopiero wtedy podniosła się ze swojego biurka i udała po niewielki pojemnik, który napełniła wodą i przykryła gazą. Przymocowała ją i dopiero wtedy umieściła na niej centymetrowe nasiona. Podświadomie czuła, że roślina, która z nich wyrośnie będzie niezwykła. Gdy nasionka piły sobie wodę, zanotowała ich parametry, które wcześniej sprawdziła. Dopiero po dłuższej chwili rozdzieliła na dwie grupy po czym na jedną rzuciła zaklęcie, którego nauczył ją kiedyś Newt. Zamrażało procesy życiowe, a on używał tego, gdy jakieś wyjątkowo ruchliwe zwierzę się zraniło, by rana mogła się w spokoju zagonić. Odłożyła ,,zamrożone" nasiona z powrotem do papierowej torebki po czym wzięła te ,,żywe" na bok. Do doniczki wrzuciła ziemię, a później ułożyła w niej delikatnie nasionka. Gdy odkryje co to za gatunek, będzie wiedziała dokładnie jak z nimi postępować. Przysypała nasiona ziemią próchniczą i podlała wodą z konewki. W takich czynnościach woda wyczarowywana za pomocą różdżki się nie sprawdzała. Gdy zajęcia dobiegły końca odniosła roślinę do swojego pokoju, stawiając ją na parapecie, mimo przygotowanego w głębi pomieszczenia miejsca z silnym oświetleniem 'la inkubator. Zbliżała się pora lunchu, więc dziewczyna z radością nałożyła na twarz lekki makijaż, zrzuciła ogrodniczki i założyła na siebie wygodne spodnie i wiązaną na dekolcie koszulę w jaskółki. Kozaki i płaszcz dopełniły ubioru. Zakluczyła pokój i wrzucając klucz do torebki ruszyła do knajpki, którą odwiedziła wczoraj z Percym. Widziała go przez spore okno lokalu, jak czekał na nią zgodnie z tym, co wczoraj ustalili. Świetnie spędzało jej się czas z pracownikiem MACUSY, z wzajemnością zresztą, więc postanowili kontynuować znajomość.

Stay with me| GrindelwaldOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz