Tamtego wieczora, gdy wyjawili sobie nawzajem skrywane uczucia, ich relacja weszła na wyższy poziom. Siedząc w pracy spędzali czas głównie na tonięciu w swoich objęciach i flircie, który kończył się namiętnymi pocałunkami z Corinne przyciśniętą do blatu dębowego biurka. Zwykle w takich chwilach Graves odsuwał się od niej, gdy schodził pocałunkami na szyję i dekolt, a jej ubrania zaczynały mu wybitnie przeszkadzać. Nie dziwił się sam sobie, gdyż niedoświadczona dziewczyna rozbudzała w nim pożądanie, lecz przerywał swoje działania z szacunku dla niej. Nie chciał, aby dziewczyna przeżyła swój pierwszy raz, który przecież powinna zapamiętać do końca życia, na biurku, jako prostą i machinalną czynność. Postanowił sobie kiedyś, że wspomnienia jakie będzie z nim miała będą tylko i wyłącznie dobre. Jednak jak wiadomo w życiu nie może być zawsze idealnie słodko, bo zdarzają się też nieprzyjemne sytuacje, na które nie ma się wpływu i jak w każdym związku zdarzały im się kłótnie.
Pierwsza była, gdy niedaleko jej akademii były zamieszki i parę osób zostało zabitych praktycznie pod jej drzwiami. Graves jak tylko dowiedział się, co się stało, wysłał do ukochanej sowę z zapytaniem, czy wszystko u niej w porządku. Nie byli umówieni na lunch, bo Cora uznała, że jest to zbyt dużo biegania dla niej i będzie musiał się zadowolić kolacją w jej towarzystwie, więc nie mógł poczekać godziny, by sprawdzić co u niej.Nie odpowiedziała jednak na tę wiadomość ani na kilka kolejnych. Był piekielnie wściekły i zmartwiony, gdy wyrwał się z pracy wcześniej, zostawiając swoją asystentkę z całym tym bałaganem i deportował się do recepcji akademii, wbiegając po schodach na piętro mieszkalne. Odnalazł jej pokój i wszedł do środka obserwując, jak dziewczyna podlewa Mimbletionię Olbrzymią, która była jej projektem na zakończenie. Roślina była iście olbrzymia i mimo że była jeszcze młoda miała już wielka paszczę do pożerania wszystkiego, co podawała jej właścicielka. Gdy wszedł wielka roślina, do której bał się podejść syknęła na niego, opluwając się czymś ohydnym, czym chyba chciała w niego wycelować, z zakłócanie jej czasu spędzanego z jej właścicielką, lecz wiedziała, że zostanie za to zbesztana.
-Możesz mi łaskawie powiedzieć, czemu do cholery jasnej nie odpisałaś mi na żaden z listów?!- Kipiał wściekłością. Cora, która uniosła na niego wzrok z uśmiechem, słysząc jego krzyki oniemiała. Nie cierpiała, gdy ktoś na nią krzyczał, zbyt dużo się już tego nasłuchała. Jej uśmiech poszedł w zapomnienie, a oczy skierowały się z pewną obawą w stronę mężczyzny. Nie widziała w nim troskliwego Percy'ego, a wkurzonego pana Gravesa. Roślinka czując jej emocje pochyliła się w przód, zasłaniając swoją ukochaną właścicielkę.
-Agnes zjadła sowy, które tu przyleciały zanim zdążyłam zabrać listy. - Tłumaczyła się.- Coś się stało?- Graves zmierzył ją wzrokiem. Ona serio nie wiedziała co się stało!
-Stało się? A owszem, stało się! Pod twoimi drzwiami zabito paru ludzi w zamieszkach, a ty pytasz co się stało? Nie wpadłaś na pomysł, widząc Ministerialną sowę, że może to być coś ważnego?!
-Nie przyglądałam się jej, nie było czasu zanim...
-Twoja głupia roślina ją zjadła, tak?!- Nie panował nad sobą z powodu frustracji, którą odczuwał.
-Nie krzycz, boi się ciebie.- Przytuliła paszczę rośliny do siebie.- Ja z resztą też.- Dodała cicho.- Jednak to nie wystarczyło. Dopiero gdy porządnie się pokłócili, wyładowali z siebie wszystkie emocje, które skutecznie rozładowała Agnes, opluwając swoją wydzieliną Percivala.
-Choć, pomogę ci to z siebie zmyć.- Powiedziała, odchodząc absolutnie od tematu, co nie spodobało się mężczyźnie.
-Poradzę sobie.- Warknął, ocierając rękę od różdżki.
-Jej jad jest szkodliwy, a nie da się go usunąć magią. Schowaj dumę do kieszeni i chodź, zanim spuchniesz i pojawią się inne objawy.- Wskazała mu drogę do łazienki, potajemnie klepiąc roślinkę po paszczy na znak, że wykonała dobrą robotę. W łazience posadziła mężczyznę na krawędzi wanny i wyjęła z szafki specjalny płyn, którym polała obficie ręcznik i zaczęła ścierać z mężczyzny klejącą substancję. Trwali w milczeniu, aż nie skończyła swojej pracy.
-Przepraszam.- Wyszeptał mężczyzna, unikając jej wzroku. Nienawidził przepraszać.- Nie powinienem był na ciebie krzyczeć, wiem o tym.
-Martwiłeś się, to zrozumiałe. To moja wina, że się nie domyśliłam. Ja również przepraszam.
-Widziałem, że się mnie bałaś, a ja jak ostatni głupiec to zlekceważyłem. Corinne, posłuchaj mnie proszę. - Spojrzał jej w oczy, odetchnął głęboko po czym kontynuował.- Nie jestem całkowicie taki, jakiego mnie znasz. Jestem sadystyczny, okrutny, lubię krzywdzić ludzi. Wiem, że ciężko ci w to uwierzyć, ale taka jest prawda. Przywiązując cię do siebie postąpiłem egoistycznie. Jesteś młoda, czysta i niewinna, nie mam prawa niszczyć cię, a życie ze mną to uczyni. Dlatego proszę cię, posiadając namiastkę tego, jakim potworem jestem, odejdź ode mnie nim zdążę się od ciebie uzależnić lub obiecaj, że zostaniesz na zawsze.- Złapał jej dłonie i złożył na nich delikatny pocałunek, gdy skończył mówić. Jego głos lekko się łamał, a Corinne poczuła w sobie sprzeczne uczucia. Z jednej strony wiedziała, że mężczyzna był przed nią obecnie nagi ze swoich wszystkich masek, widziała po jego oczach, że nie hamuje żadnych uczuć, które je wypełniały. Kochała go i chciała być szczęśliwa z nim, przy nim, na zawsze. Czuła, że jest przy niej jej bratnia dusza, ktoś, kto skradł jej serce już od pierwszego spojrzenia. Z drugiej strony miała namiastkę jego okrucieństwa, dziś kiedy krzyczał na nią... Zdawał się rozkoszować bólem w jej oczach, dał się ponieść najgorszym demonom mieszkającym na dnie jego serca. Kiełkowała w niej obawa, co mężczyzna może jej zrobić, gdy zdenerwuje się bardziej niż tego dnia. Uderzy ją? Ta myśl nie chciała żyć w jej umyśle. Wiedziała, że jeśli teraz podejmie decyzję nie będzie odwrotu. Wiedziała, że da jej odejść i sam pozbiera się do kupy po jej starcie. Jednak w jego oczach... Było coś, co obiecywało jej, że jeśli zostanie, on zrobi wszystko, by była najszczęśliwszą kobietą na ziemi. A oczy nigdy nie kłamały. Spojrzała w nie ponownie i uśmiechnęła się, pewna swojej decyzji.
-Kocham cię i zostanę z tobą.- Posłała mu najcudowniejszy uśmiech na jaki była w stanie się zdobyć, a mężczyźnie odebrało dech. Wstał i przytulił ją najmocniej jak potrafił, wtulając się w nią całym ciałem. Corinne przeszło przez myśl, że dzisiejszy dzień to ważny kamień milowy w ich relacji i nie myliła się.
-Corinne...- Spojrzał w jej oczy, a od samego sposobu w jaki wymówił jej imię, z taką troską i miłością, rozpłynęła się.- Przysięgam ci na swoją różdżkę, że nigdy celowo cię nie skrzywdzę i nie podniosę na ciebie ręki.- Po czym złapał jej policzki w dłonie i złożył na jej ustach słodkiego całusa. Corze nasunęło się porównanie, że z tym przepraszającym wyrazem twarzy wygląda jak słodki szczeniak, który coś zbroił.
-Jest pora lunchu, może zjemy z innymi stąd? Od wieków nie pojawiłam się na obiedzie, więc wypadałoby rozwiać plotki.- Posłała mu słodkie spojrzenie.
-Jak sobie życzysz, księżniczko.- Pocałował ją jeszcze raz i razem ruszyli do jadalni. Po drodze jedynie dziewczyna zmieniła swoje ubrudzone odorosokiem ogrodniczki na coś szykowniejszego i wyciągnęła go z pokoju za dłoń.
CZYTASZ
Stay with me| Grindelwald
Fiksi Penggemar,,-Czy ty właśnie próbujesz mi powiedzieć, że miałaś romans z Grindelwaldem?!- Tezeusz Scamander zdenerwował się na swoją młodszą siostrę, która siedziała skulona na fotelu w jego gabinecie. Obok niej znajdował się Newt i razem tłumaczyli się najsta...