4. Czerwony Kwiat

243 27 11
                                    

Melkor siedział na swoim tronie, gapiąc się we wklęsły sufit. Była już 2 w nocy, a on dalej bezczynnie siedział. Przybył do Utumno, aby wić swoje nikczemne sieci wokół znienawidzonego ludu, aż tu nagle pojawia się Ona. Kim była? Dlaczego tam była? I jak jej na imię? "Za szybko spasowałem. Mogłem wprost spytać o jej imię..." poprawił się w fotelu "...żeby wiedzieć co wypisać na jej nagrobku." Uśmiechnął się złośliwie. Niestety jego głupkowaty nastrój przysłoniły pewne wątpliwości. "Zaraz, ale to nie znaczy, że ta kobieta nie jest szpiegiem. Co jeśli to jeden z tych zdradliwych wyspiarzy w przebraniu? Nie mogę okazać się głupcem. Jeśli nie będę jej mieć pod całkowitą kontrolą najpewniej obróci się to przeciw mnie." Zatopił się w rozmyślaniach. Wstał z tronu i przeszedł się kilka razy po ogromnej sali.

Utumno była o wiele mniejszą twierdzą niż Angband. Na cały parter składała się półokrągła sala, którą można było nazwać Tronową. Centralną jej część zajmował masywny, ozdobny fotel na wzniesieniu. Po obu końcach hali znajdowały się szerokie, kręte schody, które kończyły się na piętrze, gdzie mieściła się pracownia Melkora, oraz jego własna zbrojownia (która była dość wyrafinowana i wyszukana nawet jak na niego) oraz pokój do którego tylko on miał wstęp, posiadając niewielki miedziany kluczyk. Pomiędzy tymi trzema pokojami były kolejne kręte schody, prowadzące na najwyższą wieżę obserwacyjną. Tak przedstawiały się główne pokoje o bardzo wysokich ścianach i niezagospodarowanej pustej przestrzeni. Reszta to praktycznie nicość, w której echo rozchodziło się powoli i głośno. Jednakże twierdza ta kryła w sobie o wiele więcej, a raczej pod sobą. Władca podczas jej budowy zdecydował, że tym razem jego kuźnie i ogromne wylęgarnie będą się mieścić w głębokich, podziemnych korytarzach. Tam tworzyło się wszelką broń dla wojsk, pancerze i zbroje. Tam również roiło się od obrzydliwych stworów które były skutkami okropnych eksperymentów, również przeprowadzanych w podziemiach. To było dość niepokojące, jak przebywając w sali tronowej nawet nie przychodziło, nikomu na myśl, że pod ziemią tłoczą się potworne stworzenia i walczą o najmniejszy okruszek pożywienia jaki znajdą.

Melkor w w końcu stanął w miejscu. Popatrzył na widniejące przed nim ogromne zdobione drzwi i pomyślał, "Może ta kobieta sprowadzi mi na głowę wojska wrogów? Może ich armie już czekają za wzgórzami?!" Szybkim krokiem skierował się ku schodom. Wszedł na pierwsze piętro i niemal wbiegł na kolejne.Wparował do wieżyczki, która miała pełnić rolę obserwatorium. Była w całości zbudowana z szarego kamienia. Chłód bił od ścian i podłogi. Cały pokoik nie posiadał żadnych kątów, był wręcz idealnym okręgiem. Jedynym źródłem światła były cztery niewielkie okna do których wpadało światło słoneczne (jeśli akurat słońce wyszło zza chmur). Teraz wnętrze oświetlała poświata księżyca, któremu niewiele brakowało do pełni. Valar z niepokojem wyjrzał przez jedno z okien. W oddali, pośród ciemnego i nierównego terenu, dostrzegł ścianę wysokiego żywopłotu. Znad krzewów można było dostrzec cienką smugę dymu. Pewnie rozpaliła ognisko, by się ogrzać w zimną noc. Melkor spoglądał na to poważnie, lecz poczuł w sobie coś dziwnego, niby ulgę. Nie był pewien czy dlatego, że widzi tą nieznajomą czy, dlatego, że na własne oczy, iż nie ma dookoła jego twierdzy żadnych wojskowych obozów.

* * *

Melkor opuścił swoją twierdzę wczesnym rankiem. Wyruszył wąską, wydeptana drogą z powrotem do Angbandu. Postanowił rozegrać to inaczej niż początkowo planował. "Chcąc, nie chcąc, muszę sprawdzić co knuje ta dziewczyna" pomyślał kierując się w stronę zalesionej polany. Niespiesznym kłusem podjechał bliżej. W miejscu w którym wczoraj spotkał córkę Majarki, między krzewami widniała szeroka dziura, niby jakieś ociężałe zwierzę chciało się przez nie przecisnąć, byle tylko otworzyć sobie drogę. Przez połamane gałązki i marne listki można było dostrzec polanę. Niedaleko przejścia był krąg ułożony z drobnych, osmolonych kamieni, które otaczały wypaloną w ziemi trawę. Właśnie tam, wczoraj płonęło ognisko. Melkor przekonawszy się, że kobieta już odjechała zawrócił końską głowę w stronę w którą właśnie miał zamiar ruszyć. Nieoczekiwanie, w oddali zobaczył zbliżającą się postać. To najpewniej była ta sama Majarka, okryta zielonym płaszczem na siwym rumaku. Ona też musiała go dostrzec, bo pośpieszyła konia. Nie powiedziała ani słowa dopóki nie zatrzymała się tuż przed nim.

{Preferencje} Melkor- Władca MrokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz