34. Prawda

152 18 2
                                    

(Małe problemy techniczne, a raczej wyglądu rozdziału, ale do naprawienia:)

Już chyba drugą godzinę siedziałaś, plecami oparta o ścianę. Podciągnęłaś kolana pod brodę i bez wyrazu gapiłaś się w małe okno wychodzące na północ. Widziałaś błękitne niebo na którym powoli pojawiały się ciemne chmury, zupełnie jakby zwiastowały jakieś nieszczęście. Westchnęłaś głośno i spuściłaś głową. Nie miałaś pojęcia co się dzieje. Z żadnego okna nie było nikogo widać, z żadnej strony nie dochodził najcichszy dźwięk. "Czy to znaczy, że wszyscy już nie żyją?" pomyślałaś "Co jeśli jestem tu jedna, jedyna?".
W tym momencie, coś zaskrobało w drzwi. Zerwałaś się na równe nogi, z myślą, że niedobitki Quentich, chcą cię pojmać. Delikatne nici światła wiły się wokół twoich palców, po czym zaczęły formować świetlisty sznur, który mocno zacisnęłaś w garści. Byłaś gotowa zarzucić linę na gardło kogokolwiek, kto tu wejdzie. Zasuwa puściła, a drzwi skrzypnęły. Gdy się otworzyły, zaskoczona spostrzegłaś, że stoi w nich Sauron, w pełni uzbrojony, z czarnym hełmem pod pachą.
- Banga dał mi ten klucz. - powiedział podnosząc do góry mały srebrny kluczyk - Weź. Może ci się przyda.
Postąpił krok bliżej i ci go podał. W jednej sekundzie lina z twoich rąk rozpłynęła się w powietrzu. Wyciągnęłaś po niego rękę i ukryłaś przedmiot w pięści.
- Przyszedłeś mi coś powiedzieć? - zapytałaś z rzeczową powagą w głosie.
- Tak. Jak mniej-więcej sprawy stoją. - Sauron przeszedł się po pokoju i wyjrzał przez jedno z okien - Właśnie wróciłem z konfrontacji w...sześć oczu. Ustalono, że przywódcy Quenti stawiłą się w południe i wezmą udział w pojedynku dwa na dwa. Pozwoli to nam uniknąć niepotrzebnego rozlewu krwi...
- Chyba nie myślicie, że są tak naiwni? To oczywiste, że przyjdą z wojskiem! - wybuchnęłaś
- Wiemy - odpowiedział spokojnie Sauron - dlatego sami przyprowadzimy ze sobą wsparcie. Będę walczył przeciw elfom, razem z naszym najlepszym wojownikiem.
Wyraz jego twarzy zmienił się. Posmutniał, jakby coś go trapiło.
- Nie podoba mi się ta wojna. Nie sądzę, że mamy wielkie szansę na wygraną.
- J-jak to? - zająknełaś się - Valar i Majar nie dadzą rady elfom?
- To nie są sami Quenti. Jest z nimi ktoś jeszcze. Podczas rozmowy z ich przedstawicielami, zauważyłem, że niedaleko, na wzgórzu, stoją dwie postacie. Byli o wiele wyżsi i więksi, niż przeciętni elfowie. - Sauron spojrzał na ciebie poważnie - Co ciekawe podczas przemowy, jednym z ich warunków było "uwolnienie Majarki z twierdzy", oraz "Majara z lochów"...
Patrzyłaś na niego w napięciu, czekając na kolejne, decydujące słowa.
- Czy coś ci to mówi?
Nie wiedziałaś jak się zachować. Przyznać się? A może udawać nie poinformowaną? Wybrałaś tą drugą opcję.
- Myślisz, że mówią o mnie? - zapytałaś wskazując na siebie.
- A jest tu jakaś inna Majarka? Ważniejsze pytanie brzmi, skąd oni wiedzieli? Ogłosiłaś swój wyjazd?
- Nie! - zaprzeczyłaś stanowczo
- Powiedziałaś którymś z bóstw?
Zawahałaś się.
- Pewnie tylko swojej rodzinie - Sauron uśmiechnął się ze zrozumieniem - Ale oni odpłynęli do Valinoru, prawda?
Już chciałaś otworzyć usta, ale on znów cię uprzedził...
- A co jeśli powiedziałbym, że podczas gdy twoja matka odpłynęła, twoi bracia wciąż tu są?
Zaniemówiłaś.
- Są tu i w dodatku przewodzą Quentimi, którzy, mając takie wsparcie, mają o wiele większe szanse na zwycięstwo, niż gdyby byli sami.
Te słowa były dość zaskakujące. Nie sama ich treść, lecz fakt, że...
- Skąd wiesz, że mam braci? - spojrzałaś na niego podejrzliwie - Z tego co wiem nigdy ci nie mówiłam. Melkor ci powiedział?
Sauron pokręcił głową. Zacisnął usta i przez chwilę stał nieruchomo. Ta dziwna, niezręczna cisza przeciągała się w nieskończoność, choć w rzeczywistości nie trwała dłużej niż minutę. Wreszcie Majar poruszył się. Podszedł bliżej i ujął bię za dłonie. Nie wyrywałaś się, nie drgnęłaś. Czekałaś.
- Z siedem, czy osiem lat temu - zaczął Sauron - Melkor postanowił zawiązać współpracę z jednym Majarem, mieszkającym w Śródziemiu. Nazywał się Farnas, czy jak On wolał go nazywać, Burzum. Był dość potężny, więc byłby dość cennym sojusznikiem. Jedyne czego Melkor nie wziął pod uwagę, był fakt, że Farnas był synem Elly, która miała dwoje dzieci. Dzień później do twierdzy przyjechała... [T.I], Córka Nocy, siostra Burzum'a...
Sauron zrobił krótką pauzę, spoglądając ci prosto w oczy, jakby chcąc odczytać twoje myśli.
- W twierdzy poznała pewnego Majara - podjął - Prawą rękę Mistrza, dowódcę wojsk. Pochodził z Valinoru, w którym nadano mu imię Mairon, to też tak go nazywała...
Otworzyłaś szeroko oczy, a serce zaczęło bić szybciej, jakby chciało wyskoczyć z piersi. Zauważyłaś, że na czole Majara wystąpiło kilka kropel potu.
- Od słowa, do słowa... - mówił dalej - ...Czy raczej od spotkania, do spotkania i zakochali się...Nie minęło wiele czasu, a urodziło im się dwóch synów Narvi i Ricar.
Przy tych słowach, mimowolnie zacisnęłaś palce, ściskając jego dłonie.
- Lecz nie byli oni dobraną parą. Różnice poglądów, stron i tym podobnych, poróżniły ich. W dodatku Melkor twierdził, że [T.I.] jest zdrajcą. Że kontaktuje się z Elfami. Nie wiem czy to była prawda, lecz koniec, końców musiała opuścić Angband...
Sauron przerwał i uśmiechnął się żałośnie.
- Czy to nie smutne? Może gdyby się nie kłócili, może gdyby oboje tak ze sobą nie walczyli...- urwał
Te słowa wypowiedział w czarnej mowie. Postanowiłaś coś odpowiedzieć, również w tym języku.
- A co jeśli było im to pisane? Pewnie tak miało być.
Sauron spuścił głowę, ale zaraz ją uniósł.
- Po rozstaniu mieli pozostać ze sobą w kontakcie - podjął we wspólnej mowie - [T.I] pisała do niego listy, lecz ten dureń nie odpisywał, bo zbyt ślepo wierzył w przekonania swojego władcy, aż w końcu przyszedł ostatni list. Po jego przeczytaniu postanowił porozmawiać ze swoją córką, o której tak długo nic nie wiedział...
Do oczu napłynęły ci łzy. To znaczy, że wreszcie poznasz swojego ojca? Czy to nie wspaniałe wieści?
- Skąd wiesz... - przetarłaś ręką wilgotne oczy - Skąd wiesz, że Mairon chce ze mną porozmawiać?
W tym momencie Sauron puścił twoją dłoń i sięgnął za czarny pas. Zza zaczepionego na czarnym skórzanym pasie miecza, wyciągnął czarny list z przełamaną, czerwoną pieczęcią. Podał ci go i odstąpił kroku. Szybko przeczytałaś jego treść, po czym spojrzałaś na niego z niedowierzaniem.
- Gdy przybyłem do Śródziemia i przysiągłem służyć Melkorowi, ten postanowił nadać mi imię Sauron. - powiedział, a jego głos załamał się ze wzruszenia.
Jego dalsze słowa nie miały znaczenia. Rzuciłaś mu się na ramiona i objęłaś go najmocniej jak potrafiłaś.
- T-tato - szepnęłaś drżącym głosem.
- Lith, córko - objął cię i przycisnął do piersi.
Staliście tak jakiś czas, nie dbając o mijające sekundy, minuty, godziny, dni, lata. Nie istniało nic, prócz odnowionej więzi córki z ojcem. Ciepłe łzy spływały ci po policzku, ale nie czułaś się skrępowana, czy nieswoja. Zupełnie jakbyś była w ramiona kogoś, kogo znałaś od zawsze. Wreszcie oba uściski zelżały. Puściłaś go i spojrzałaś prosto w jasne i błyszczące oczy. Sauron uśmiechnął się i z rodzicielską czułością pogłaskał cię po włosach.
- Czy...czy to znaczy, że Narvi i Ricar też tu są? - zapytałaś wycierając oczy - Możemy się z nimi zobaczyć?
- Obawiam się, że Melkor na to nie pozwoli - odpowiedział ze smutkiem w głosie - Bądź co bądź walczymy po przeciwnych stronach.
Wtem z dołu korytarza doszedł was piskliwy głosik. Pewnie był to Banga, który coś krzyczał, ale nie rozróżniłaś słów.
- Muszę już iść. - powiedział - Wzywają mnie na pole bitwy.
Sauron objął się po raz ostatni. Wtuliłaś się w jego ramiona, prosząc aby uważał na siebie.
- O mnie się nie martw - uśmiechnął się - Dam sobie radę.
Wychodząc, odwrócił się jeszcze raz, posyłając ci troskliwie spojrzenie, po czym zniknął za drzwiami. Patrzyłaś za nim jeszcze chwilę, pełna nadziei i radości. "A więc go poznałam" szepnęłaś do siebie "Szkoda, że moi bracia nie mogą tu być. Melkor by na to nie pozwolił."
Nagle wszystkie twoje szczęśliwe myśli zeszły na boczny tor. To zdanie uświadomiło ci jedną, ważną rzecz: Melkor skłamał! Kłamał o tym kim jest Mairon, kłamał o jego kryjówce, kłamał, mimo, że złożył przysięgę, kłamał tobie w żywe oczy! Niepohamowana wściekłość opanowała twoje ciało. "A ja mu ufałam! Teraz wysłał mojego ojca na wojnę, którą może przegrać! To niedopuszczalne!". Wtem przyszedł ci do głowy pewien pomysł. Spojrzałaś w stronę drzwi wyobrażając sobie, że stoi w nich Valar.
- Więc wybrałeś spiskowanie przeciw mnie? - powiedziałaś kierując słowa do niewidzialnej postaci - Przygotuj się więc, bo tym razem to ja zacznę spiskować, a to na pewno nie wyjdzie ci na dobre...
I na znak swojego buntu sięgnęłaś po tiare i uroczyście upuściłaś ją na ziemię. "Rozpocznijmy więc nieczystą grę" mruknęłaś, uśmiechając się złowrogo...

{Preferencje} Melkor- Władca MrokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz