6. Moc

188 28 16
                                    


Melkor wparował do pracowni jak burza. Będący w środku Sauron wzdrygnął się, słysząc głośny trzask otwieranych na oścież drzwi.

- Co?! - zawołał Melkor - Co się stało? To musi być naprawdę pilne jeśli kazałeś mi przyjechać! - szybkim krokiem podszedł do blatu przy którym tamten pracował.

Sauron odwrócił się trzymając w rękach prostą, solidnie zrobioną strzałę.

- Wykonaliśmy kilka doświadczeń z których wynika, że zawartość w pojemniku nie działa dłużej niż kilka minut...

- Co? - Melkor uniósł brwi.

- Zdaje mi się że...

- Wezwałeś mnie tylko po to, żeby mi to powiedzieć? - przerwał mu.

- Mówiłeś, żeby cię wezwać jeśli tylko coś będzie nie tak, Mistrzu - zdziwił się Sauron.

- Oderwałeś mnie od... - Melkor dotknął palcami skroni, i z wymuszonym spokojem powiedział - Dobrze. Teraz wychodzę. Masz mi nie przeszkadzać choćby się Angband walił. - odwrócił się na pięcie i opuścił pracownie.

- A co z tą trucizną?! - zawołał zanim.

- Niech ją licho! - odkrzyknął - znajdziesz jakieś rozwiązanie.

Po tych słowach trzasnęły drzwi. Zdezorientowany Sauron stał przez chwilę bez ruchu. "Co mu się stało? Jeszcze niedawno był bardzo podekscytowany tym projektem? Może coś się stało w Utumno?' Z głową pełną wirujących myśli odłożył prototyp strzały na blat stołu i wrócił do pracy.

***

"Zwariuję od tego ciągłego nawracania się. Jeśli przez moją nieobecność ta dziewucha zdążyła coś zepsuć lub znaleźć..." myślał Melkor wchodząc na piętro swojej twierdzy "Albo jeśli ten głupi Banga nie zrobił tego co mu kazałem, to przysięgam...!" zatrzymał się. Drzwi przed którymi stanął wyglądały na zatrzaśnięte, lecz on od razu poznał, że nie były. Wszystko przez miedziany klucz, który wystawał z dziurki od klucza, i zamiast być poziomo to ozdobna rączka sterczała do góry. Melkor nacisnął klamkę i wparował do środka.

Nim opowiem co tam zastał opiszę ten dość nietypowy pokój. Był on umieszczony na prawo od schodów, przez co można było przejść obok w ogóle nie zwracając uwagi na przejście do niego prowadzące. Był nietypowy, ponieważ pełnił rolę, sypialni. Na drewnianej, brązowej podłodze stało ogromne królewskie łoże, okryte wyszywaną granatowo-czarną kapą. Przed łóżkiem, opartym o kamienną ścianę, stały czarny podnóżek, i ciemno-bordowy fotel, skierowany w stronę dwóch, wąskich okienek. Oprócz tych rzeczy, w pokoju nie było żadnych zbędnych ozdób lub niepotrzebnych mebli.

Dlatego, gdy Melkor, jak taran wszedł do środka, stanął oniemiały. Pierwsze co rzuciło mu się w oczy, to poczochrany Banga, kręcący piruety na środku pokoju. Na łóżku, głową w dół, leżała Noeen ze wzniesionymi rękami do sufitu. Gdy usłyszała, że ktoś otworzył drzwi podniosła się, tak gwałtownie, że mało nie zleciała razem z kapą. Machnęła ręką w stronę sługi, a on w tym momencie przestał się obracać i zziajany ukłonił się. Noeen zaklaskała niepewnie nie spuszczając jednak wzroku z Melkora. Valar rozejrzał się po pokoju i otworzył szerzej oczy.

- Wybacz, ale nie było cię dość długo - dziewczyna uśmiechnęła się przepraszająco - myślałam, że nie będzie cię do wieczora więc odrobinę się tu rozgościłam. Ja w sumie...

Ale Melkor nie słuchał jej wyjaśnień. Z niemym podziwem oglądał ściany i sufit. Wszędzie dookoła widniały wzory, bardzo przypominające te które pojawiają się na szybach domów podczas mrozu. Były srebrne i białe, wijące się i nachodzące na siebie przez co układały się w jeszcze ładniejsze kształty. Co ciekawe temperatura w pokoju nie spadła ani trochę więc nie mógł to być mróz. Melkor podszedł do najbliższej ściany i przejechał po niej palcami. Miała powierzchnię przypominającą wyszlifowane szkło.

- A to? - usłyszała za sobą głos dziewczyny - to tylko dziedziczna moc...

Valar odwrócił się.

- Dziedziczna moc? - zainteresował się.

- Taaak - powiedziała z ociąganiem, jakby nie chciała poruszać tego tematu - Moja matka również tak umiała, ale z jakiegoś powodu nigdy nie chciała się tym popisać, czy raczej tego praktykować.

- Fascynujące - popatrzył na nią z nowym podziwem - Ale jeśli nie chcę tego w tym pokoju...?

- Mogę się tego pozbyć. - uprzedziła go i machnęła ręką stronę okien.

Wszystkie wzory ich otaczające rozpłynęły się w delikatną mgiełkę, po czym zniknęły całkowicie. Nastała cisza. Przerwał ją dopiero Banga, klaszcząc nieporęcznie.

- To było bardzo ładne! - zawołał - Ja chcę jeszcze raz!

Melkor zwrócił na niego jasne, groźne oczy. Banga natychmiast przestań i spuścił głowę.

- Wyjdź! - rozkazał, a kiedy sługa wyszedł zwrócił się do Noeen - Co jeszcze potrafisz?

Dziewczyna uśmiechnęła się. Widocznie schlebiało jej, że sam Valar zafascynował się jej umiejętnościami. W odpowiedzi na jego pytanie dziewczyna wyciągnęła w jego stronę otwartą dłoń. W tej samej chwili wystrzeliła z niej cienka srebrna nić, i delikatnie owinęła się wokół lewego nadgarstka Melkora. Noeen szybko cofnęła rękę pociągając za nić, co poskutkowało gwałtownym przyciągnięcie Melkora w jej stronę.

- Imponujące - powiedział, wolną ręką sięgając po srebrzystą nić.

Napiął ją do granic możliwości, chcąc się przekonać na co ją stać.

- Nie! - zawołała - Nie rwij! Uwierz mi na słowo, jest mocna.

Majarka rozluźniła uścisk i nić zniknęła w taki sam sposób jak wzory.

- Jak Ty to robisz? - zapytał.

- Nie wiem - wzruszyła ramionami - przez te wszystkie lata musiałam tą moc ukrywać, bo jak matka mówiła, jest zbyt niebezpieczna i nieokiełznana...

- Musiała się pomylić - zaczął, a w oczach zaświeciły mu się małe ogniki podekscytowania - Radzisz sobie dość dobrze z kontrolowaniem tej mocy, a używając jej możesz stworzyć wielkie rzeczy.

- Umiem o wiele więcej - puściła mu oczko.

- A więc tym bardziej proponuję ci spółkę.

- Spółka? Taka praca ze stałym pobytem? - zapytała zaskoczona.

- Tak jakby.

- Nie przeszkadza ci, że nic o mnie nie wiesz?

- Nad tym popracujemy Więc? Co ty na to? - wyciągnął w jej stronę prawą dłoń.

- W sumie i tak nie mam się dokąd udać, a nigdzie mi się nie spieszy. - uścisnęła mu dłoń.


{Preferencje} Melkor- Władca MrokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz