36. Łańcuchy

141 16 4
                                    

Najpierw poczułaś okropny ból. Cała głowa pulsowała, przyprawiając cię o mdłości. Następnie poczułaś ostre żelazo, wpijające ci się w nadgarstki. Ręce miałaś rozpięte na całą szerokość, zupełnie jakbyś na czymś wisiała, mimo, że czułaś grunt pod nogami. Świadomość, że nie widzisz nad jakąś przepaścią (wyobraźnia dość szybko podsunęła ci ten pomysł) przywróciła cię do życia. Uniosłaś głowę, a zdrętwiały kark strzyknął boleśnie. Przed sobą zobaczyłaś wysoką i poważną postać. Po chwili, przyglądając się jej zamglonym wzrokiem, dostrzegłaś rysy twarzy i posturę. Oczywiście był to Melkor, stojący tuż przed tobą, skrzyżowawszy ręce na piersi. Co ciekawe nie wyglądał na zdenerwowanego. Jego twarz była jak wykuta w granicie, zero emocji, zero wyrazu, zero przemyśleń. Patrzyłaś na niego błyszczącym oczami, w oczekiwaniu na jakieś słowa. 

- Jestem tobą rozczarowany. - powiedział opanowanym, spokojnym głosem - Słowa, które powiedziałaś, myśli, które miałaś...To dość smutne, że przestałaś mi ufać. 

Stałaś, wpatrzona w jego postać. Wyglądał jakoś inaczej. Jego czarna szata nie była już lśniąca i czysta. Pokrywały ją brunatne plamy, oraz widoczne dziury, jakby ktoś postanowił ją poszatkować. To pewnie przez te liny... Przez chwilę zrobiło ci się go żal, w końcu nigdy cię fizycznie nie skrzywdził, nie miałaś powodu by zadawać mu ból. Ale po jego kolejnych słowach natychmiast zmieniłaś zdanie.

- Nie twierdzę, że nie miałaś racji - wzruszył ramionami - niektóre rzeczy, które przyszły ci do głowy całkiem mnie zaskoczyły. Rozgryzienie ich zajęło ci trochę więcej czasu niż się spodziewałem. Nie przypuszczałem... Ale to nie ma już znaczenia.

- Czyżby? To tak wygląda twoja przysięga? Przyznajesz się do tych kłamstw jakie mi naopowiadałeś?

- Jeśli ty przyznasz się do swoich. - powiedział tym samym tonem.

- M-moich?

- Pierwsze jakie przychodzi mi do głowy...- udał że się zastanawia - Może to, że rozmawiałaś z moim więźniem?

- Irdamasem? Skąd...?

- A skąd niby wiedziałabyś, że Mairon mi służył? 

- Wtedy nawet nie wiedziałam kim on jest! A poza tym nigdy nie powiedziałam, że z nim nie rozmawiałam!

- Zatajenie liczy się jako kłamstwo - spojrzał ci w oczy.

Chciałaś podejść do niego, popchnąć, uderzyć, cokolwiek! Lecz gdy tylko się poruszyłaś, poczułaś jak coś, z ogromną siłą, ciągnie cię za nadgarstki. Dopiero teraz zdałaś sobie sprawę, że twoje dłonie zakute były w żelazne kajdany, które grubym łańcuchem przywtwierdzone były do ściany. Szarpnęłaś się gwałtownie, napinając łańcuch, lecz ten nawet nie drgnął.

- Ach, to tylko dla twojego bezpieczeństwa. - powiedział, patrząc na ciebie niczym ktoś, podziwiający egzotyczne zwierze w klatce - Nie chciałbym żebyś zrobiła coś głupiego...

- Mówiłeś to samo stworzeniom, które zamknąłeś w podziemiach?! - krzyknęłaś nienawistnie.

Z zadowoleniem zauważyłaś, że Melkor wzdrygnął się.

- Tak, widziałam podziemia. - uśmiechnęłaś się - Czeka cię za to surowa kara. 

- Blefujesz! Nic nie widziałaś! - zaprzeczył - Gdybyś zobaczyła co tam naprawdę jest, bałabyś się nawet o tym pomyśleć!

- Jesteś tego pewny? - zapytałaś odważnie - jako twoja kochanka miałam dostęp do wielu miejsc, a gdybym tylko została królową...

- Nie zostałabyś. - przerwał

- Nawet jeśli...

- Błagam...- uśmiechnął się sarkastycznie - ty jesteś Majarem, a ja Valarem. To tak jakby sługa chciał być z królem. Naprawdę myślałaś, że zniżę się do twojego poziomu?

- O! Nagle jestem sługą? Wcześniej nie przeszkadzało ci to w uwiedzeniu mnie i okłamywaniu o wspólnej przyszłości?

Melkor nie odpowiedział, uśmiechnął się tylko dość zagadkowo.

- A może naprawdę się we mnie zakochałeś, a te łańcuchy to tylko wymówka by mnie przy sobie zatrzymać?

Nie odpowiedział.

- To nie ma znaczenia - wzruszyłaś ramionami - Quenti wygrają tą wojnę, a ty pożałujesz swojej decyzji.

- Ja nigdy nie żałuję moich decyzji. - powiedział z naciskiem

Melkor odwrócił się statecznie i skierował w stronę drzwi. Instynkt podpowiedział ci, że im więcej czasu kupisz tym lepiej dla ciebie.

- Pożałujesz, że wpuściłeś mnie za te mury! - zawołałaś w akcie desperacji - Nie wolno ci mnie tu przetrzymywać!

- Obawiam się, że wolno. - odpowiedział

Odwrócił się i podszedł bliżej, a nikły, nikczemny uśmiech rozszerzył mu wagi.

- Jak tylko wojna się skończy... - złapał cię za podbródek, zmuszając byś spojrzała mu w oczy - Zajmę się tobą i twoim nieposłuszeństwem...

- Interesujące, ale nie skorzystam z twojej propozycji - parsknęłaś.

Melkor wycofał się, i wyszedł za drzwi, rzucając ci ostatnie, wredne spojrzenie. Usłyszałaś klucz przekręcany w zamku, po czym dochodzący z korytarza stukot butów. 

Spóściłaś głowę. Nie tak to sobie wyobrażałaś. "Po co w ogóle się wychylałam?" pomyślałaś, zaciskając zęby "Może zdziałałabym więcej, gdyby nic nie wiedział? Ale już i tak za późno..." Zerknęłaś w stronę żelaznych kajdanek. Nie wyglądały na niezniszczalne, wręcz przeciwnie. Zacisnęłaś dłonie w pięści. Wzbierająca w nich moc rozjaśniła pokój.

 Zacisnęłaś jeszcze bardziej, po czym puściłaś. Usłyszałaś pękający łańcuch. Jedna dłoń się uwolniła mimo, że wciąż z żelazną bransoletą na nadgarstku. Lecz lewa ręka wciąż tkwiła w potrzasku. Zacisnęłaś dłoń w pięść, a drugą próbowałaś wyrwać łańcuch. Pokój znów zabłysnął jasnym światłem, lecz nic się nie stało. Spróbowałaś ponownie, aż w końcu i ten łańcuch puścił.

Upadłaś na ziemię, wyczerpana. Podczołgałaś się pod najbliższe okno i resztkami sił podniosłaś się, opierając o parapet. Na dole, pod oknem kręciło się o wiele więcej stworów. Cała dolina była zalana potokami czarnych żołnierzy, oraz ich przeciwników. Mrużąc oczy mogłaś dostrzec drobną postać w czarnej zbroi, walczącej w szale, niemal w samym środku tego chaosu. Pokręciłaś głową i osunęłaś się na ziemię. Skuliłaś się pod oknem, szukając otuchy i pocieszenia w zbawiennym omdleniu...

{Preferencje} Melkor- Władca MrokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz