Sala tronowa była pusta. Oprócz niego nie było w niej żywej duszy. Czarny tron przykryty był czarną płachtą, na której siedział On. Ubrany w pełną zbroję, żelazne płaty na jego przedramionach brzęczały przy każdym ruchu, a nogi okrywał wyskokie ochraniacze. Trzymał w dłoni lampkę czerwonego wina, opierając drugą na podłokietniku. Ramiona i plecy wciąż go bolały, ale to z powodu ataku Lith. wbrew pozorom jej nici zraniły go dogłębnie, i to nie tyle fizycznie, sama świadomość, że ktoś, kogo dopuścił tak blisko mógł obrócić się przeciw niemu. A gdyby zrobiła to wcześniej? Strach pomyśleć co by się stało. Cały plan runąłby w gruzach.
Melkor uniósł lampkę do ust i wziął łyka.
Lith nawet nie wie co ją czeka. Za brak posłuszeństwa każe się surowo inaczej ono nigdy nie zniknie. Valar zmarszczył brwi, wspominając jej słowa. Zza zaciśniętych zębów wyrwało się ciche przekleństwo. Zaraz też wziął głęboki oddech, aby się uspokoić.
"Nie ma się co denerwować" pomyślał "W końcu wojna się skończy, a wtedy wszystko wróci do normy."
Nagle przez boczne drzwi wpadł jeden z jego usług.
- Mój panie! Mój panie! - krzyczał przejęty - Przegrywamy!
- Jak to? - Melkor uniósł brew
- Quenti...Valarowie - dyszał ciężko
Melkor zamilkł. Wtem zerwał się na równe nogi i szybko podszedł do sługi. Złapał go za koszulę i uniósł, aby był na równi z nim.
- Łżesz! - warknął.
- P-przysięgam! Ja..ja - zająknął się przerażony.
- Chcesz mi powiedzieć, że są tu Valarowie?
Mężczyzna pokiwał głową, mrużąc oczy, jakby był przygotowany na silne uderzenie. Melkor odwrócił głowę, rozluźniające uchwyt. Sługa upadł na podłogę i bez namysłu wstał, wycofując się w boczne przejście. Valar zagapił się w podłogę. W jego głowie pojawiła się wizja przegranej, wizja porażki i upokorzenia. Aż mu ciarki przeszły na myśl o powrocie do lochów Valinoru. Choć może tym razem po prostu go zabiją? Może wydadzą na pożarcie jakieś bestii? Albo jego własnym sługą na stracenie? Wściekły Melkor zacisnął dłonie w pięści. Poczuł ból w prawej, jakby coś ostrego przeszywało ją na wylot. Spojrzał na nią, uświadamiając sobie, że zgniótł szkło. Strzepnął jego kawałki z dłoni i ruszył po schodach na piętro. Przystają zerknął przez niewielkie okienko.
Zobaczył, że między mnóstwem zwykłych żołnierzy kręci się kilka jasnych figurek na koniach. Czy to rzeczywiście Valarowie? W odpowiedzi na to pytanie z dołu doszedł gi basowy dźwięk rogu. Wiedział do kogo należał. Cofnął się o krok do tyłu i przystanął. "Co zrobić?! Co teraz?!" powtarzał "To wszystko przez Lith! Zniszczyła wszystko!"
W zdesperowanym umyśle Melkora zaczął się tworzyć rozpaczliwy plan ucieczki. "W podziemiach istnieje jeszcze stary tunel wychodzący poza dolinę...Przecinając łańcuch górski, będę się w stanie ukryć i przeczekać jakiś czas." Wtem do głowy wpadł mu kolejny pomysł.
Wspiął się po schodach na półpiętro i jeszcze wyżej, aż do wieży. Gwałtownie otworzył drzwi, lecz zaskoczyło go to co zobaczył. Para łańcuchów zwisała z przeciwległych ścian, a skulona dziewczyna, z obręczami na nadgarstkach, leżała skulona pod oknem. Podszedł do niej i przykucnął. Prawą dłoń przyłożył jej do szyi, sprawdzając puls. Żyła. Oddychała głęboko i spokojnie. Spała. Odsunął palce, zostawiając krwawy ślad na jej szyi. Delikatnie uniósł jej głowę i wsunął lewą rękę pod nogi. Biorąc ją na ręce, powoli odwrócił się w stronę wyjścia, gdy nagle doszłedł go głośny stukot, jakby ktoś wbiegał po schodach. Nagle w drzwiach pojawił się wysoki i smukły mężczyzna. Miał czarne, długie włosy spięte w kuc, a jego jasna zbrojarz lśniła od zdobień. To musiał być jeden z tych Valinoru. Melkor skrzywił się wyraźnie.
- Zostaw ją! - rozkazał przybysz czystym, dźwięcznym głosem.
Nagle wyciągnął przed siebie srebrny miecz, który trzymał w dłoni. Melkor poczuł jak krople krwi z jego dłoni powoli skapują na ziemię. Tamten spojrzał na czerwoną plamę na podłodze, potem na dziewczynę. Złość wykrzywiła jego twarz. Postąpił krok do przodu, z ostrzem skierowanym prosto w Valara. Melkor powoli odwrócił się i ułożył nieprzytomną Lith na miejscu, po czym w ciągu w ciągu sekundy, jak dziki kot, skoczył na przeciwnika. Uderzył w ostrze miecza przedramieniem. Żelazne ochraniacze zadzwoniły głośno. Tamten zrobił unik i ciął mieczem, celując w brzuch. Stal zabrzęczała natrafiając na jego zbroję. Oboje odskoczyli od siebie wiedząc, że żadne z nich nie trafi w drugiego. Melkor stanął przed Lith, obserwując przeciwnika.
- Pozwól nam ją zabrać, a nikt na tym nie ucierpi - odezwał się.
Melkor nie odpowiedział. Sięgnął po swój sygnet, który trzymał na łańcuszku na szyi. Już miał go zdjąć, gdy nagle w sali pojawiła się druga postać. Mężczyzna, który wszedł był odrobinę wyższy od pierwszego, o jasnych włosach. Uwagę Valara przykuły jego oczy. Były jasne, prawie złote...oraz rysy twarzy.... przypominały mu...
- Narvi, zabierz Lith, ja się tym zajmę - powiedział jasnowłosy.
Narvi? Czy to ten Narvi? A jego brat? River?! Tak podobny do ojca. Chwilowy paraliż ogarnął ciało Melkora. Jego umysł próbował poskładać te informacje w całość. Z jakiegoś powodu nie mógł tego wszystkiego pojąć.
Nagle, w ułamku sekundy, w pomieszczeniu rozbłysło blade światło. Melkor dostrzegł jedynie zaskoczone twarze Majarów, nim poczuł jak coś palącego zaciska się na jego nadgarstkach i kostkach. Wtem coś zwaliło go na kolana, a cienkie niteczki zaczęły się zaciskać na jego zbroi. Próbował się wyszarpnąć, lecz nie potrafił.
- Nie skrzywdzisz ich. - usłyszał cichy szept tuż za sobą.
- Lith! - krzyknął jeden z braci.
Gdy Melkor uniósł na nich wzrok, ujrzał przed sobą ostrze miecza skierowane wprost niego.
- Jesteś aresztowany w imieniu Manwë, Pana Valinoru - powiedział poważnie Ricar, trzymając sztywno miecz przed jego twarzą - Zostaniesz osądzony za swoje czyny.
Melkor tylko zacisnął zęby.
A więc już wszystko stracone.
Nie ma już drogi ucieczki.
Nie ma wygranej.
To już jest koniec...
CZYTASZ
{Preferencje} Melkor- Władca Mroku
RandomJest to już druga część moich preferencji z Śródziemia. Jeśli nie widziałaś poprzedniej, nadrób straty, aby się nie pogubić w tej zawiłej historii: Sauron-Książe Ciemności. Więc jest to ciąg dalszy mojej poprzedniej książki, tyle że po kilku latach...