14. Czarne Drzewa

161 30 2
                                    

Noc już zapadła gdy wyjechaliście za bramę. Jechałaś pewnie, prowadząc w miejsce, które już odwiedziłaś.

- Jak daleko jest to Wilcze Ziele? - zapytał

- Niedaleko.

Między wami nastała chwila ciszy. Konie niespiesznie kłusowały przez równiny. Niebo było zachmurzone, zupełnie jakby zbierało się na burzę, ale ciepły wiatr, który usiłował wręcz rozplątać twój długi warkocz, mógł w porę rozwiać ciężkie chmury burzowe.

- Niezmiernie się wleczemy. - zauważył Melkor.

Kiwnęłaś głową. Nie chciałaś być tą co ciągnie rozmowę, ale na jej rozpoczęcie nie czekałaś długo.

- Więc Noeen - zaczął Melkor - Jak ci się podoba służba u mnie?

- Ja to wolę nazwać "zobowiązującą przysługą".

- Jak sobie chcesz.

- No więc nie narzekam. Co prawda mam wiele pytań, na przykład: Dlaczego w żadnej z sal nie ma ani jednego służącego, prócz tych dwóch? Albo dlaczego tak bardzo chcesz ten eliksir kontroli umysłów? Z tego co mi się wydaje i tak wszyscy w promieniu kilku mil są tobie posłuszni. I przede wszystkim, Dlaczego mnie przyjąłeś, nie mając do mnie żadnego zaufania?

- Nie mam "żadnego" zaufania - wtrącił - mam zaufanie do tego, że wykonasz swoją pracę jak najlepiej, lecz nie ufam ci na tyle by cię zostawić samą.

- Nie wiem czy powinnam się cieszyć czy smucić.

- Oba.

Uśmiechnęłaś się.

- A co z pozostałymi pytaniami?

Melkor westchnął.

- Po pierwsze mógłbym sprowadzić do twierdzy tyle służących ile bym chciał, ale nie lubię gdy ktoś zbędny plącze mi się pod nogami. Jestem minimalistą.

Ledwo powstrzymałaś się przed wybuchem śmiechu.

- No tak - powiedziałaś, próbując zachować powagę - ktoś kto ma dwa zamki i drogie kamienie powtykane gdzie tylko się da, to faktycznie może być nazwany minimalistą.

- Po drugie - kontynuował ignorując twój komentarz - chcę ten eliksir, ponieważ buduję coś, i jest mi do tego potrzebny.

- A co budujesz?

- To co buduję, znajduje się mojej drugiej twierdzy i póki się tam nie wybierzesz wątpię że się dowiesz. Ale teraz moja kolej na pytania.

- No dobrze.

- Powiedz mi coś więcej o tej mocy. Skąd konkretnie ją masz? Jak się nazywa..?

- Po kolei. - usadowiłaś się wygodniej w siodle - Moja matka posiada bardzo podobną moc. Kiedyś użyła jej w niewłaściwy sposób przez co, jej matka zabroniła jej kiedykolwiek używać.

- Pochodzisz z trzeciego pokolenia?

- To chyba oczywiste, ale nie przerywaj mi. Jak już mówiłam, jej matka zabroniła jej używać mocy, przez co przestała ją praktykować. Oprócz kilku prostych zaklęć nie umiała za wiele, a nawet te proste wyciągały z niej wiele sił. Bywało, że po zużyciu niewielkiej ilości potrafiła nie wstać przez 3 dni.

Melkor tylko uniósł brwi.

- Kiedy się urodziłam - ciągnęłaś dalej - od małego wykazywałam podobne zdolności. Moja matka również próbowała mi zabronić ich używać, ale z natury byłam bardzo uparta, i z czasem, ukrywając moc, zaczęłam nad nią panować.

Melkor zamilkł. Wyglądał tak, jakby myślał nad czymś bardzo ważnym. Twarz mu skamieniała, a wzrok utkwił gdzieś w oddali. Nie chciałaś mu przerywać, więc przez jakiś czas jechaliście w ciszy. Wreszcie odezwał się.

- Rozumiem cię. Wiem jak to jest gdy nie możesz rozwinąć skrzydeł, ale... - pochylił się w twoją stronę - Jeśli zostaniesz ze mną będę mógł wznieść cię na szczyt ponad tych którzy ci na to nie pozwalali.

- To brzmi obiecująco. A zaprosisz mnie do swojej drugiej twierdzy?

- Może - wyprostował się i znów utkwił oczy w oddali.

Zwróciłaś oczy w tą samą stronę.

- Spójrz - zawołałaś - jesteśmy już niedaleko.

Przed wami zaczęły pojawiać się gęste i rozłożyste krzewy. Niedaleko ten sam rodzaj roślinności zaczął się zbijać w ogromne kępy, które mogłyby być naprawdę pięknym lasem. Tymczasem każde z czarnych drzew było wręcz przeżarte próchnicą, każdy jeden pień zionął pustką. Nie zwracając (czy może nie chcąc) uwagi na kępy karłowatych drzew, wskazałeś w ich stronę.

- Zaraz za tymi drzewami będziemy na Wilczej Polanie.

- Władam już tymi ziemiami kawał czasu, ale nigdy nie wiedziałem, że za tym lasem znajduje się jakaś polana.

- W takim razie powinieneś częściej wychodzić, to wcale nie tak daleko. - powiedziałaś poprawiając swój płaszcz.

Jechaliście jeszcze przez kilka minut, aż w końcu dojechaliście do pierwszej linii drzew. Zdecydowałeś, że zejdziecie z koni, i dalej pójdziecie pieszo. Ruszyłaś pewnie, stawiając szerokie kroki, ciągnąć za sobą Naleah. Za tobą szedł Melkor cichy i poważny. Za każdym razem, gdy się odwracałaś, widziałaś jak Valar, krocząc w wysokiej trawie, rozgląda się dookoła niby czegoś szukając. Ciepły wiatr zaczął przybierać na sile, a ciemności gęstniały z każdym jednym krokiem. Idąc tak między gałęziami i szerokimi pniami zaczęłaś powoli tracić orientację. "Polana miała być już kilka minut temu. To miejsce Nie może być, aż tak duże" pomyślałaś. Poczułaś na sobie wzrok Valara, wiedziałaś, że zaczyna się już niecierpliwić.

- Wydaje mi się - zaczęłaś maskujący swoje wątpliwości - że jesteśmy prawie na miejscu.

- Prawie?

Pokiwałaś głową. Wtem zza chmur wyjrzał okrągły księżyc, który potrzebował jedynie jednej nocy do pełni. Na szczęście był na tyle jasny, że dzięki niemu oraz, wyostrzonemu wzrokowi Majarki od razu zorientowałaś się w przestrzeni dookoła.

- To tu! - krzyknęłaś i szybkim krokiem puściłaś się między drzewa.

{Preferencje} Melkor- Władca MrokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz