35. Finał: Zdrada

163 19 8
                                    

Zbliżała się godzina pierwsza po południu. Słońce przeciskało swoje promienie przez ciężkie, czarne chmury. Ciepły wiatr unosił metaliczny szczęk mieczy, tarcz i toporów uderzających o siebie. Bitwa rozpoczęła się na dobre. Ze wschodniego okna można było dostrzec całe mnóstwo drobnych figurek zderzających się ze sobą, biegających dookoła. Jak roją się niczym mrówki w rozdeptany mrowisku. Stałaś przy okienku, pochylona, niewidzącym wzrokiem wpatrzona w ten chaos. Oparłaś brodę o pięść i starałaś się nie zawracać sobie głowy myślami o przebiegu tej bitwy. "Będzie, co będzie." wzruszyłaś ramionami "Ale przed tym co będzie, najpierw zamienię kilka słów z panem tego zamku..." Nie czekałaś długo. Wkrótce potem usłyszałaś jak ktoś naciska klamkę. Ale ty wciąż patrzyłaś przez okno. Drzwi zamknęły się i usłyszałaś kilka ciężkich kroków. Nawet się nie poruszyłaś. Wysoka postać podeszła do ciebie i objęła cię mocno oplatając ręce wokół twoich ramion.

- I jak ci się podoba? - zapytał niski głos.

Drgnęłaś. Zawrzała w tobie złość. Każdy jeden mięsień w twoim ciele napiął się, jakby w odruchu obronnym. Jednak biorąc głęboki wdech, uspokoiłaś się i odpowiedziałaś (chyba nawet zbyt spokojnie.)

- Nie popieram żadnego rodzaju wojny. To tylko niepotrzebny rozlew krwi.

Wywinęłaś się z objęć Melkora, lecz ten ujął Cię za rękę i przyciągnął do siebie.

- Chyba się nie gniewasz? Wiesz przecież, że nie miałem wyjścia.

Kiwnęłaś głową, ale bez przekonania. Ten spojrzał na ciebie z zainteresowaniem.

- Nie masz tiary. - stwierdził.

- O! Nawet nie zauważyłam kiedy zsunęła mi się z głowy. - uśmiechnęłaś się słabo.

- Co się dzieje? Zachowujesz się jakoś dziwnie. - powiedział

- Cóż... - zrobiłaś zamyśloną minę - Patrzę na ten chaos na dole...- wskazałaś wschodnie okno -...i zastanawiam się nad swoją mocą. Byłam pewna, że chcesz jej użyć wyłącznie do obrony przed Quentimi.

- Tak też będzie. Muszę się przecież jakoś przed nimi obronić, czyż nie?

- Tak, ale gdybyś nie wywołał wojny, nie musiałbyś się bronić.

- Już przecież o tym rozmawialiśmy - ujął cię za dłonie - A jeśli się martwisz tym, czy wygramy, to powiem ci, że ulepszyłem swoją strategię do perfekcji. Poza tym - przysunął twoje dłonie bliżej siebie - mając twoją moc, zwyciężymy wszystko i wszystkich.

Twoje usta drgnęły. Na twarz wpełzł Ci szeroki, nieszczery uśmiech.

- Wszystkich? - powtórzyłaś, patrząc na swoje dłonie.

Puściłaś jego ręce i uniosłaś prawą dłoń do góry. Wystrzeliły z niej trzy jasne iskierki, zakręciły mały młynek i zniknęły tuż pod sufitem.

- Wszystkich? - ponownie powtórzyłaś - Nawet ciebie?

- Nie mów tak. - uśmiechnął się łagodnie.

- No tak...- opuściłaś ręce wzdłuż tułowia, w geście rezygnacji - Musiałbyś mi się poddać. Nie zdołałabym cię pokonać. Jesteś zbyt potężny. 

- Zgadza się.

Mimo, że Valar tego nie okazał, zauważyłaś, że te słowa sprawiły mu przyjemność.

- Musiałabym podejść bardzo blisko...- to mówiąc postąpiłaś kilka kroków do przodu, tak, że dzieliło was wyłącznie kilka centymetrów -...Powiedziałabym: Skarbie, byłeś mi drogi, ale twoje kłamstwa wyszły na jaw.

{Preferencje} Melkor- Władca MrokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz