W samochodzie panowała niezręczna cisza i napięcie, które w każdej chwili mogło być rozładowane przez jedną z dwójki osób, które od dłuższego czasu posyłały sobie nienawistne spojrzenia. Natasha, siedząca obok Kary, boleśnie ściskała jej rękę, przekonana, że dziewczyna planuję uciec i Bucky, siedzący naprzeciw kobiet, kręcąc się, co chwila i powstrzymując z całych sił swoje emocje.
Miał już w głowie plan ich ucieczki. Widział, jak uwalnia nadgarstki dziewczyny z kajdanek. Razem na pewno daliby radę oszołomionym Avengersom i zanim doszłoby do nich, co się dzieje uciekaliby już ciemnymi uliczkami, jak najdalej od nich. Ukryliby się gdzieś na drugim końcu kraju. Ona przywróciłaby mu wspomnienia, a on zapewniłby jej bezpieczeństwo. Byli by z dala od tego wszystkiego.
Ale nie mógł tego zrobić. Musieliby żyć jak zbiedzy, do końca życia uciekać i ukrywać się. Nigdzie by nie zagrzali miejsca na dłużej. Nie chciał tego, pragną być wolny i nie martwić się, czy dzisiaj po nich nie przyjdą i nie zamkną w celi.
To dlatego siedział niespokojnie, a jego wnętrze rozsadzały emocje. Nie tak wyobrażał sobie ratunek dziewczyny. W jego wyobraźni wyglądało to o wiele lepiej, jeśli w ogóle można tak to nazwać. Jego myśli już dawno nie miały nic wspólnego z dobrem, były opanowane przez mrok. Myślał, że gdy tylko ją zobaczy, ta rzuci się w jego ramiona przypominając mu wszystko. Ucieknie z nim, a później opowie mu każdy najmniejszy szczegół z ich wspólnych chwil jeszcze w drodze do bazy.
Zamiast tego Kara siedziała sztywno na przeciwko niego, bojąc się chodź by poruszyć rękoma, żeby nie narazić się na ból wywoływany przez kajdanki. W jej oczach była zwyczajna pustka niezależnie od tego czy patrzała na Bucky'ego czy na innego mściciela. Od jej porwania nie odezwała się ani słowem, z resztą tak jak wszyscy w furgonetce. Jej usta cały czas zakrywała czarna maska, którą nikt nie miał ochoty, ani odwagi, ściągnąć.
Barnes obwiniał się, że jej nie pamięta. Przecież skoro była dla niego tak ważna, czy nie powinien jej zapamiętać najbardziej? Nie miał pojęcia, co mu zrobili i od czego zależy jego powrót wspomnień, ale pomimo to, gdzieś w środku czuł, że to jego wina. Nie zrobił czegoś, co powinien, nie pomógł jej, kiedy jeszcze mógł i przede wszystkim nie zabrał jej ze sobą, a później nie wrócił po nią.
Czuł jak powoli wypełniają go wyrzuty sumienia, a także ponowna złość na samego siebie. Wypełniało to jego całe ciało i umysł, doprowadzając powoli do szaleństwa. Tracił nad sobą kontrolę i dobrze o tym wiedział, ale nie miał pojęcia jak to powstrzymać.
Zacisnął mocno dłonie w pięści i oparł o nie głowę. Jego oddech stał się płytszy i szybszy. Miał wrażenie, że każda, najmniejsza komórka jego ciała zostaje wypełniona przez złość, a krew w jego żyłach buzuje. Kątem oka widział, jak wzbudza zainteresowanie innych, ale nie przejął się tym. Musiał nad tym zapanować.
Do głowy zaczęły mu przychodzić złe myśli. Widział twarze wszystkich, który torturował, krzywdził lub zabił. Był świadkiem swojego własnego obłędu, w który wpadł. Złapał się za głowę nie mogąc znieść tych wszystkich wizji.
Avengersi nie wiedzieli, co zrobić, nawet Steve. Nigdy nie byli świadkiem takiego załamania Barnesa. Przyzwyczaili się raczej do złości, jaka mu towarzyszyła podczas tracenia przez niego kontroli. Nie wiedzieli, co zrobić i jak zapobiec nadchodzącej tragedii. Kiedy już pogodzili się z tym, że będą musieli poradzić sobie siła, nagle stało się coś, czego w ogóle się nie spodziewali.
Kara, wykorzystując chwilę nieuwagi Natashy, zerwała się z jej poluzowanego uścisku i klękła koło Bucky'ego. Na tyle, ile mogła zbliżyła swoją twarz do jego i zaczęła mu cicho i powoli szeptać do ucha.
- Przeszłość jest jedynie lekcją na naszą przyszłość, Bucky, pamiętasz? Nie daj się jej pokonać, tylko wygraj tą walkę. Walcz z tym, Bucky, dla mnie.
Gdy tylko usłyszał jej spokojny głos, poczuł, jak wszystkie emocje, jakie jeszcze przed chwilą wypełniały go, powoli odpuszczają. Uniósł lekko głowę i natrafił na jej ciemne tęczówki, które jeszcze bardziej pomogły mu odgonić od siebie nieprzyjemne myśli. W końcu poczuł spokój. Jego oddech wrócił do normy, a palące poczucie winy znikło.
Wpatrywali się tak w siebie przez dłuższą chwilę, zapominając o wszystkimi. Byli tylko oni, chodź tak na prawdę wszyscy obecni w samochodzie przypatrywali się im ze zdumieniem. Po raz pierwszy byli świadkiem tak szybkiego opanowania Barnesa spowodowanego jedynie kilkoma słowami z ust dziewczyny.
W końcu jednak musiało się to skończyć. Natasha już z większą delikatnością, ale nadal energicznie, odsunęła Kare od Buckyego, a ta nie opierała się, po prostu dała się poprowadzić z powrotem na swoje miejsce, pozwalając znów zostać ściśnięta w żelaznym uścisku rudowłosej. Nadal jednak przeglądała się szatynowi, a gdy upewniła się, że na pewno nie straci nad sobą kontroli opuściła wzrok na swoje nogi.
Barnes jednak nie mógł przestać przyglądać się jej. Był w szoku, że tak łatwo pomogła mu przezwyciężyć jego leki. Cała sytuacja rozwiała jego wątpliwości i miał już pewność, że byli dla siebie bliscy. Był tego pewny, ale i tak zastanawiało go, dlaczego mu pomogła. Mogła przecież pozwolić mu stracić kontrolę, a tedy z łatwością wydostałaby się z ich rąk. Nie wiedział, że odpowiedź może być tak bardzo prosta, bo po prostu jej nie pamiętał.
Kara od początku nie mogła patrzeć na jego cierpienie. Ten okropny widok, gdy Bucky toczy bitwę z samym sobą, śni jej się w koszmarach. Nie mogła mu nie pomóc, kiedy jej tak bardzo na nim zależy, a on tak bardzo jej potrzebował. Poświęciłaby wszystko by wydostać go z tego całego piekła, w które sama go wplątała.
CZYTASZ
You're not alone || Bucky Barnes
FanfictionCzęść pierwsza Bucky Barnes nie był jedynym Zimowym Żołnierzem. Istniała jeszcze jedna osoba, która tak jak on, była sterowana przez HYDRĘ. Pomimo, że zapomniał o niej, już niedługo miał przypomnieć sobie wszystko. Jej wygląd, charakter i uczucie ja...