- Gdybym nie nienawidził przeklinania, przekląłbym i to mocno. - stwierdził z niedowierzaniem Steve. Przyglądał się Bukcy'emu i Karze, którzy leżeli na ziemi z zamkniętymi oczami.
Próbował opanować swoją złość i robił to skutecznie. Odetchnął głęboko i już po chwili skierował swoje oczy na Tony'ego, który także spoglądał na niego obojętnym wzrokiem.
- Zostańcie z nimi, ja zaprowadzę Natash'ę do Bruce'a i sprowadzę kogoś, żeby ich zabrał. - oznajmił Nick tonem nie znoszącym sprzeciwu. Miał dość już tej całej sprawy.
- Dlaczego tak się zachowujesz? - spytał Steve Tony'ego, zaraz po wyjściu Nicka z pomieszczenia.
Owszem, Tony potrafił dogryźć i robił to kiedy tylko mógł, ale naskakiwanie tak na osobę, która przeżyła istne piekło nie było w jego stylu.
- Nie zrobiłem tego ze złośliwości, Steve. - westchnął Stark.
- To czym ona sobie zasłużyła? Rozumiem, że jest mordercą pracującym dla HYDRY, ale nie widzisz, że ona tak na prawdę tego nie chce? - zaczął Rogers, typowym dla siebie spokojnym i doprowadzającym Tony'ego do granic możliwości, głosem, który sugerował pouczający wykład.
- Nie praw mi tu morałów, Rogers, tylko mnie wysłuchaj. - przerwał ostro Stark, a gdy blondyn ucichł, zaczął kontynuować: - Ostrzegam, że będę z tobą szczery, jak nigdy. Ona mnie przeraża, Steve. Może i ma podobne moce do Wandy, i tak samo je HYDRA wykorzystywała, ale to Kara siedziała tam o wiele, wiele dłużej i kto wie, co jej przez ten czas zrobili? Wiesz przecież, jak zmienił się pod ich wpływem Barnes. Ta dziewczyna jest nie przewidywalna. Najpierw nas atakuj, a potem pomaga Bucky'emu uspokoić się. Nie chce ryzykować tym, że zniszczy całą bazę i zbije wszystkich w środku, bo uważam, że jest do tego zdolna.
Zapanowała grobowa cisza. Stark czekał z niecierpliwością na reakcje Steve'a, a Rogers próbował sobie to wszystko poskładać w głowie.
Tony miał racje i dobrze o tym wiedział, ale nie mógł się z tym pogodzić. Nie mógł pogodzić się z rozczarowaniem Bucky'ego. Miał mętlik w głowie, a nie zdarzało mu się to często, bo musiał wybrać między jednym przyjaciele, a drugi.
- Masz racje. - powiedział w końcu. Wolał gniew Bucky'ego niż możliwość puszczenia z dymem całego budynku.
Stark odetchnął z ulgą, a na jego twarz wkradł się łobuzerski uśmiech.
- Nie wiedziałem, że Kapitan Ameryka przyzna mi kiedyś rację. - prychnął.
- Oj, bo się rozmyślę. - ostrzegł, także lekko się uśmiechając.
Prawda była taka, że obie opcje niosły ze sobą tak samo złe skutki. Z jednej strony mieli bezlitosnego Zimowego Żołnierza, a z drugiej drobną dziewczynę z ogromną mocą. Oboje z nich potrafiło zniszczyć wszystko, bo tym właśnie się zajmowali przez ostatnie lata i do tego byli stworzeni.
CZYTASZ
You're not alone || Bucky Barnes
FanficCzęść pierwsza Bucky Barnes nie był jedynym Zimowym Żołnierzem. Istniała jeszcze jedna osoba, która tak jak on, była sterowana przez HYDRĘ. Pomimo, że zapomniał o niej, już niedługo miał przypomnieć sobie wszystko. Jej wygląd, charakter i uczucie ja...