53.

2.6K 147 26
                                    

Przed jego oczami rozciągały się, co nowe obrazy. Lodowa pustynia powoli była zastępowana zieloną trawą, a oprócz białych uniesień można było dostrzec coraz więcej roślinności. Był to dobry znak. Z każdym zanikającym śniegiem, z każdym kolejnym mijanym drzewem oddalali się coraz bardziej od feralnej bazy HYDRY.

Przeniósł wzrok na siedzącą na przeciw parę. Sara opierała głowę o ramię Bucky'ego, spokojnie oddychając, a szatyn wtulił twarz w jej włosy, mocno obejmując, jakby bał się, że zaraz ktoś mu ją zabierze.

Może i znał ich krótko, ale cieszył się, że w końcu znowu są razem. Nie miał aż tak niskiej rangi, żeby nie widzieć ile krzywd i cierpienia im zadawali. Był tego świadkiem, widział to, a co gorsza, przyczyniał się do tego. Do dziś bardzo dobrze pamięta ten dzień, kiedy z bratem przeprowadzali jedną z boleśniejszych tortur. Pamiętał te krzyki, te błagania i bezskuteczne próby wydostania się.

Było mu za to wstyd i żałował tego do dziś. Jedyną rzeczą, jaka go uratowała przed ich zemstą było tak na prawdę to, że zmęczenie i krew, lejąca im się do oczu, zasłoniła Bucky'emu i Sarze widoczność. I na szczęście on zajmował się Barnesem, którego pamięć zaraz potem została wyczyszczona. Tylko dlatego nie rozpoznali go przy pierwszym spotkaniu.

Poczuł nagle niepohamowaną chęć napicia się. Może to mu pomoże zapomnieć o tym, co im zrobił. Wstał i chciał wyjść z przedziału, ale zatrzymał go głos szatyna:

- Gdzie idziesz? - mruknął, zbudzając się z płytkiego snu, jednak nadal pozostając w pozycji, w jakiej był i nie otwierając oczu. Zawsze był czujny.

- Kilka wagonów dalej jest bar, muszę się napić. - odpowiedział zgodnie z prawdą. Nie chciał ich okłamywać. To jedno, ogromne kłamstwo mu w zupełności wystarczała.

- Tylko uważaj. To, że jesteśmy coraz dalej od Syberii nie oznacza, że jesteśmy bezpieczni. Nadal może być tu pełno tajnych agentów HYDRY. - ostrzegł go, mierząc srogim wzrokiem.

- Jasne. - mruknął i wyszedł. Tak, jak teraz sobie przypomniał o tym wszystkim, co im zrobił, bał się spojrzeć im prosto w oczy, bojąc się, że rozpoznają w nim swojego oprawcę, a wtedy już nic go nie uratuje.

Szybkim krokiem pokonał kilka wagonów. Usiadł przed barkiem i zaczął zatapiać swoje grzechy w alkoholu sądząc, że tak właśnie je pokona. Ale mylił się, jak wiele ludzi w podobnej sytuacji do niego. Ta trująca ciesz pozwoli mu jedynie na chwilę zapomnieć o tym wszystkim, lecz rano, kiedy wróci mu trzeźwość myślenia, znowu to wszystko sobie przypomni. I tak na okrągło aż sam sobie nie wybaczy.

*

Obok niego stały już trzy puste kieliszki, a w dłoni trzymał czwarty, jeszcze pełny. Powoli zaczynał juz odczuwać działania alkoholu w swoim organizmie, ale mimo to nadal miał dość trzeźwy umysł. Zadawanie się z takimi ludźmi, jak rosjanie, zobowiązuje do posiadanie mocnej głowy, dlatego też Henry potrzebował nieco większej dawki alkoholu niż taką, jaką wypił teraz.

Jednym chlustem wypił całą zawartość kieliszka. Po chwili namysłu stwierdził, że nadal mu mało i gestem ręki przywołał barmana, prosząc o kolejną kolejkę. Czekając na swój trunek, rozejrzał się dookoła i dopiero wtedy go zobaczył.

Dość muskularny mężczyzna, ubrany w czerń, siedział kilka siedzeń dalej i cały czas uważnie mu się przyglądał. Wyglądał znajomo, ale Henry nie potrafił go skojarzyć z jakąkolwiek znajomą twarzą. Te rysy twarzy, kilkudniowy zarost i ta złość w brązowych oczach. Dopiero, gdy wykrzywił usta w upiornym uśmiechu, ukazując swoje żółte zęby, momentalnie sobie przypomniał.

Od razu jego umysł wytrzeźwiał. Wstał gwałtownie, lekko się chwiejąc i popatrzył na niego przestraszonym wzrokiem. Mężczyzna również wstał, splatając ręce na piersi i uśmiechając się zwycięsko. Dał mu jasno do zrozumienia, że oni już wiedzą i przyszli tu po nich.

You're not alone || Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz