54.

2.2K 165 21
                                    

- Hej gołąbeczki, tęskniliście? - rozbrzmiał złowieszczy głos zza drzwi, a zaraz potem straszliwy rechot, który zmroził krew w żyłach wszystkich w przedziale.

- Drzwi. - szepnęła do siebie Sara i w tym samym momencie ktoś szarpnął mocno za klamkę. Mieli szczęście, że dziewczyna miała dobrze rozwinięty refleks i zanim w ogóle zdołały się otworzyć, zamknęła je szybko mocą. Dopiero wtedy Bucky ocknął się z chwilowego zacięcia i zaczął działać.

Metalową ręką sprawnie wyrwał jedną z rurek, tworzących półkę na bagaż nad siedzeniami i przekładając przez klamki zagiął tak, by wejście do środka było znacznie utrudnione. Gdy tylko skończył Sara ostrożnie zdjęła swój czar. Nie musieli długo czekać, a rozpoczęło się nerwowe szarpanie i ciche warknięcia Johnson'a.

- Wiejemy. - mruknął szatyn, wspinając się po siedzeniach i jednym, mocnym pchnięciem odrywając klapę.

Do pomieszczenia wślizgnął się zimny podmuch wiatru, rozwiewając ich włosy na wszystkie strony. Na ich ciałach pojawiła się gęsia skórka, a do nozdrzy dostało się świeże, orzeźwiające powietrze. Nad ich głowami ukazał się przepiękny widok granatowego nieba, na którym widać było wszystkie lśniące gwiazdy. Gdyby nie sytuacja, w jakiej się znajdowali, mogłaby to być na prawdę przyjemna noc.

- Czy ja słyszę pociąg? - spytał głos zza drzwi.

Otwierając klapę wpuścili także cały hałas, tworzący przez pędzącą maszynę. Mieli mało czasu, dlatego musieli się spieszyć. Nie tylko tu było wejście na dach.

Zaczęli wspinać się po siedzeniach wychodząc na dach. Najpierw Henry, niby sprawdzić, czy jest tam bezpiecznie, ale Sara celowo puściła go pierwszego. Musiała być pewna, że Bucky nie zechce, żeby teraz zrealizowała swoją obietnicę. W momencie, kiedy stopa dziewczyny wylądowała już na dłoniach szatyna, który pomagał jej dosięgnąć do otworu, znów rozbrzmiał złowieszczy głos Johnsona.

- Myślicie, że uciekniecie? - prychnął, a zaraz potem rozbrzmiał jego upiorny rechot. - W takim razie chyba zapomnieliście, kim jestem. Jeszcze nikt mi nie uciekł i wy nie będziecie wyjątkiem. - Jego głos stał się ostrzejszy przy końcu i bardziej agresywny.

Ruchy Barnes'a od razu przyśpieszyły. Podrzucił dziewczynę do góry i sam sprawnym skokiem złapał się za krawędź otworu i podciągnął się. Po zaledwie kilku sekundach, wszyscy troje stali na dachu swojego wagonu, walcząc z uderzającym silnym wiatrem w ich twarze i zimnem, które na nowo oplotło ich ciała.

Zgodnym chodem, osłaniając rękoma twarze przed wiatrem, ruszyli ku końcowi pociągu, gdzie czekała na nich ich ucieczka. Przeszli już pierwszy wagon, kiedy usłyszeli głośny szczęk metalu. Nie musieli nawet długo patrzeć na miejsce otwartej klapy, żeby domyślić się, co to mogło być.

Żołnierze HYDRY wtargnęli do ich przedziału, wyłamując rurkę przytrzymującą drzwi. Johnson spojrzał na sufit i uśmiechnął się, tak jak miał w zwyczaju. Uwielbiał zabawę w ganianego, uwielbiał gonić swoje ofiary wiedząc, że i tak je dopadnie. Dodatkowo nie były to zwykli uciekinierzy, a najlepsi swojego czasu zabójcy, jego odwieczni rywale, których w końcu może pokonać i stać się nowym pupilkiem swoich panów. Nienawidził ich całym sercem, ale kochał zadawać im ból. W końcu się tego doczekał i miał zamiar czerpać z tego jak najwięcej przyjemności.

Dał znak kilku ze swoich ludzi, którzy od razu pobiegli kilka wagonów dalej, do innej klapy, by odciąć uciekinierom drogę. Sam natomiast wspiął się z resztą na górę, powoli podążając za swoimi ofiarami z ogromnym uśmiechem na ustach.

Nagle, idący na przedzie Henry, zatrzymał się gwałtownie.

- Są przed nami. - oznajmił przekrzykując wiatr, widząc mierzących w ich stronę żołnierzy, ubranych w czerń.

You're not alone || Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz