52.

2.6K 154 57
                                    

Pomyślał, że to koniec, że odejdzie od niego, łamiąc mu serce. Czekał już dłuższą chwilę z wyciągniętą ręką, a ona nadal stała nieruchomo. Serce mu tak nagle przyśpieszyło. Był pewien, że mu ufa, że pragnie ułożyć z nim życie. Ale może jednak się mylił.

I kiedy zamknął oczy, bezskutecznie próbując wyobrazić sobie przyszłość bez Sary, ale po chwili stwierdził, że nie jest to możliwe, poczuł gładką rękę, oplatającą jego palce. Otworzył oczy i od razu dostrzegł czarne tęczówki intensywnie wpatrujące się w niego.

Jednak wybrała go.

Postąpiła tak z jednego prostego powodu: jej dobro nie było ważne. Jeśli pojawiła się szansa przeżycia musiała ją wykorzystać nie ważne, jakie konsekwencje będzie musiała ponieść. Jeszcze gorsze od odejścia była dla niej śmierć Bucky'ego, dlatego nie mogła na nią pozwolić.

Miała jedynie nadzieje, że kiedy spotkają się z rudowłosą, szatyn tym razem wybierze ją i nie zrezygnuje z ich wspólnego planu. Jedynie to trzymało ją przed przedwczesnym załamaniem się. Jeszcze nie wszystko było przesądzone.

- Obiecuję, że nie pozwolę cię skrzywdzić. - szepnął szatyn wprost do jej ucha, przytulając ją mocno.

Dobrze wiedział skąd biorą się jej wątpliwości i był za to na siebie zły. To on jej je dał. On pozwolił jej myśleć, że nie jest najważniejsza, że są jeszcze inne, których pragnie. Ale prawda była taka, że tylko Sara zapełniała tę pustkę w jego sercu i chodź niewiadomo, jak bardzo by się starał to okazać, nie pozbędzie się jej strachu. Bo strach przed utratą miłości jest zbyt wielki do przezwyciężenia i zbyt mocny, dlatego nieokiełznany potrafi zniszczyć wszystko, co zadziało się między dwoma osobami. Nie było pewne, czy Sara da radę uporać się z nim, ale starała się ze wszystkich sił.

Bucky z Sarą, cały czas mocno trzymając się z ręce, wyszli z hostelu, a tuż za nim podążył Henry. Cały czas przyglądał się idącej przed nim parze. Musiało się między coś wydarzyć, coś bardzo bliskiego.

Uśmiechnął się na myśl, że zdołali znaleźć między sobą spokój i miłość, której tak bardzo wszyscy pragnęli będąc w HYDRZE. Chłodna atmosfera w końcu każdemu dawała o sobie znaki i przywodziła na myśl wspomnienia ciepłego, rodzinnego domu, dlatego odsetek uciekinierów był dość wysoki, a na dodatek większość z nich od razu ginęła. Nielicznym udawało się uciec na więcej niż parę dni. Henry miał szczerą nadzieję, że nie należą do tych osób i uda im się osiągnąć swój cel.

Od dłuższego czasu marzył o poznaniu kobiety, z którą będzie mógł podzielić się swoją historią i która to zaakceptuje. Wiedział, że poszukiwania nie będą łatwe, ale wierzył w to, że w końcu założy z kimś szczęśliwą rodzinę z gromadką dzieci. Jednak najpierw musiał zniszczyć HYDRĘ.

Opuścili hostel nie mając pojęcia, że tuż za ścianą, w sąsiednim pokoju siedzi starszy mężczyzna z słuchawką w ręku. Bucky tak bardzo martwił się o to, czy nie ma kogoś w pobliżu, że zupełnie zapomniał o tym, że są jeszcze inne sposoby na podsłuchiwanie.

Staruszek uśmiechnął się chytrze spoglądając na słuchawkę telefonu. Przed chwilą był świadkiem ciekawej rozmowy telefonicznej. Słyszał jej każdy szczegół i nie miał zamiaru zachować tego jedynie dla siebie.

Pomarszczoną ręką wykręcił numer, uśmiechając się pod nosem. Czas nieco zarobić. - Pomyślał.

***

Kiedy Sara, Bucky i Henry, opatuleni w grube ciuchy, czekali na swój transport do Nowego Jorku, spełniały się ich najgorsze obawy, a oni nawet nie mieli o tym pojęcia.

- Generale, znaleźliśmy ich. -odezwał się jeden z żołnierzy, stojąc wyprostowany, jak struna ze strachu przed swoim szefem.

- Gdzie są? - Oschły, zachrypły głos generała zmroził krew w żyłach jego podwładnego.

- Chwilę temu nasz agent, Pan Smith, właściciel tego starego hostelu, poinformował nas, że nocowali u niego. Teraz podobno są w drodze na dworzec, gdzie pojadą prosto do Nowego Jorku. - odpowiedział szybko.

- Podobno? - warknął generał, mierząc go morderczym wzrokiem, pod którym żołnierz od razu spuścił wzrok nie mogąc znieść widoku jego zimnych tęczówek.

- Na pewno generale.

- Wysłaliście już oddziały?

- Tak, wszystkie, jakie tylko mogliśmy. Tym razem nam nie ucieknął. - odpowiedział posłusznie, kątem oka spoglądając na generała, który uśmiechnął się przebiegle.

- Wspaniale. - mruknął, splatając ręce za plecami i spoglądając na monitor, na którym widniało zdjęcie trójki uciekinierów.

Już niedługo was dostanę - myślał - A wtedy pożałujecie tego, że odważyliście się uciec. Wszyscy troje.

Na tą myśl uśmiechnął się jeszcze bardziej. Już widział, jak poddaje ich gromadą różnorodnych tortur, jak wiją się z bólu i błagają o przestanie, a on uśmiecha się i odmawia. Widział, jak na nowo stają się posłusznymi marionetkami HYDRY.

- Sekretarz będzie zadowolony. - mruknął do siebie generał, sięgając po telefon i wykręcając numer do szefa całej organizacji. Musi poznać tak świetną nowinę.

Wiem, ostatnio trochę zaniedbałam was, ale było to związane z tym, że pisałam sporą pracę na konkurs. (Zachęcam do przeczytania: "Miłość czasem rani") Ale już wracam ze zdwojoną siłą, ogromną weną i ułożonym całym planem na tę książkę. I mam nadzieję, że jeszcze nie raz was zaskoczę.

You're not alone || Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz