Zmęczeniu opadli na podłogę. Po przeszukaniu wszystkich pomieszczeń kilka razy i nie znalezieniu żadnego wyjścia, ani czegoś, co mogłoby im w tym pomóc, nie mieli już sił.
- To bez sensu. - jęknęła Sara, opierając głowę o ścianę i patrząc w sufit. - Wszystko tu jest nie tak, jak powinno. Zmienili całe ułożenie pomieszczeń i wyjść, jeśli w ogóle jakieś są. Po za tym, nawet jeśli uda nam się stąd wydostać to co w tedy? Pewnie otaczają nas tysiące żołnierzy. Z łatwością ponownie nas schwytają.
Bucky milczał. Miała racje, nie uda im się samemu uciec. Potrzebowali pomocy, której nikt nie mógł im zaoferować. Zostali sami, zdani na HYDRĘ.
- Właściwie po co nas tu ściągnęli? - spytał w końcu, podnosząc się. - Nie ma to najmniejszego sensu. Przecież od razu mogli nas podporządkować sobie. Mi, ponownie wypraliby mózg, a na ciebie też by coś znaleźli, skoro nie uciekłaś, jak ja. - Zmarszczył brwi, głębiej się nad tym zastanawiając. - Tylko na czym ci tak bardzo zależy, że tego nie zrobiłaś wcześniej?
Sara lekko skrzywiła się na jego słowa. Odpowiedź była prosta i chciała mu ją wyznać w momencie, kiedy biegła do niego w euforii wyznać mu miłość, ale teraz nie była pewna, czy jest tego taka pewna. Owszem, zastanawiała się nad wybaczeniem mu, bo nie potrafiła go za nic winić, zbyt mocno go kochała, ale wybaczenie, a zaufanie na nowo były dla niej dwiema różnymi rzeczami.
- Może chcą nas sprawdzić. - mruknęła, ignorując jego stwierdzenie, a skupiając się na ich pobycie tutaj.
- Myślałem, że wiedzą już, na co nas stać. - Zerknął na nią podejrzliwie, ale Sara odwróciła wzrok. Domyślił się, że coś nie gra i jest to spowodowane niczym innym, a tym, co zrobił.
Miał nadzieje, że się przed nim otworzy i wyzna to, co ją tak bardzo dręczy. Widział to, bardzo dobrze. Widział, jak coś nie daje jej odciąć się od przeszłości. Jego trzymała przy tym Sara, ale kto trzymał ją? Poczuł ukłucie w sercu, uświadamiając sobie, że nie zwierzy mu się, ale nie był zdziwiony. Po akcji z Natashą sam sobie by nie zaufał.
Do jego głowy wpadła nagle jedna uporczywa myśl: A co jeśli znalazła sobie kogoś innego, kto był jej przystanią, jak on kiedyś? Przyłapał się na złości, jaką wywołała w nim ta możliwość. Nie, nie mogło tak być, przecież go kochała. - Wmawiał sobie, ale i tak, gdzieś w środku czuł, że może okazać się to prawdą i właśnie to go przytłaczało.
- W takim razie nie mam pojęcia. Wszystko wydaje się jakieś inne odkąd mnie uwolniliście. Pomimo tego, że minęło już kilka dni, zdążyli zmienić wszystko, co dotąd znałam. Nie wiem, jak nas stąd wydostać. - westchnęła, a jej głos pod koniec, lekko załamał się.
- A twoja moc? - zaproponował Bucky, na co dziewczyna prychnęła.
- Myślałam, że chcesz stąd uciec, a nie zginąć. - mruknęła.
- Nie powinnaś tak myśleć. - Podszedł do niej i uklęknął. Zaczął się w nią wpatrywać i delikatnie dotknął jej dłoni.
Wzdrygnęła się, a po ciele przeszły jej ciarki. Odwróciła głowę, nie mogąc znieść przytłaczających oczu Bucky'ego, bo wiedziała, że gdy tylko w nie spojrzy, rzuci się na niego i wtuli w jego pierś. Cholernie tego pragnęła.
- Może i straciłaś panowanie nad swoją mocą... - kontynuował. - ale nie oznacza to, że nie możesz go odzyskać. Twoja moc jest piękna...
- Nie prawda. - przerwała mu gwałtownie, nie mogąc znieść słuchania kłamstw, którymi według niej były jego słowa. - Potrafię nią tylko wszystko niszczyć. Moja moc, niesie za sobą jedynie cierpienie i ból. Zmienili mnie w potwora, Bucky. - szepnęła, a po jej policzku spłynęła łza.
Barnes ostrożnie otarł jej policzek. Znów ścisnęło go coś w sercu. Nie mógł pozwolić, żeby tak o sobie mówiła, bo raniło go to bardziej, niż ją.
- Nigdy więcej tak nie mów. - warknął ostro. - Jedyną osobą, która jest tu potworem jestem ja. - oznajmił i zanim dziewczyna zdążyła zaprotestować zmienił temat. Nie chciał się z nią o to kłócić, bo i tak wiedział swoje. Zabijał z zimną krwią, nie odczuwając żadnych wyrzutów sumienia, a pranie mózgu nie miało z tym nic wspólnego, bo przecież nie odbierało mu to uczuć, a tylko wspomnienia. Był po prostu urodzonym zabójcą.
- Mówiłaś, że twoja moc kiedyś była piękna i nadal taka jest. - mówił, łapiąc za podbródek dziewczyny i zmuszając ją tym do spojrzenia na niego. - Musisz po prostu w to uwierzyć.
- Ale ja nie potrafię nad tym zapanować. - jęknęła, próbując wyrwać głowę z jego uścisku jednak bez skutku.
- Więc nie próbuj. Daj się jej ponieść, a to zostaw na inny dzień, kiedy będziemy mieli na to czas. - powiedział luźno, a po chwili dodał: - Jesteś naszą jedyną szansą.
- A ty? Co jak cię przypadkiem zabije?
- O mnie się nie martw. - uspokoił ją, kolejny raz gładząc po policzku. - Nie mam zamiaru drugi raz poddać się HYDRZE, wolałbym zginąć, więc jeśli to jedyny sposób, zaryzykuje.
Sara westchnęła. Miał racje, oboje nie mieli już nic do stracenia poza sobą. Wstała z pomocą mężczyzny i stanęła na środku salonu.
- Pomyśl o czymś przyjemnym. - poradził, zanim skrył się za do połowy zawaloną ścianą.
Odetchnęła i zamknęła oczy. Przypomniała sobie swój dom. Dwójkę małych dzieci biegających po łące i rodziców goniących ich. Każdy miał na twarzy szeroki uśmiech oświetlany promieniami letniego słońca. Byli jedną szczęśliwą rodziną.
Sara poczuła, jakby się unosiła. Poczuła lekkość i czuła, jak cała moc ją wypełnia, lecz inaczej niż zazwyczaj. Nie była utrapieniem, a czymś, co ją uskrzydla.
Bucky z boku widział, jak dookoła dziewczyny unosi się fioletowa poświata i krąży wokół niej tworząc najróżniejsze wzory. Nie przypominała mu już tego wybuchu w Avengers Tower, była jakby jaśniejsza.
Lecz raptownie światło pociemniało, przyjmując barwę ciemnej purpury.
Nagła rozpacz opanowała dziewczynę. W obrazach z przeszłości widziała krew sączącą się z ciała jej matki i ojca, jak wydaje swoje ostatnie tchnienie. Widziała młodą, dziewczynę, która z całych sił próbuje wyrwać się z rąk okrutnych żołnierzy i wrócić do brata. Widziała, jak jej moc zabija setki ludzi, krzywdzi ich i rani w najróżniejsze sposoby. Widziała Bucky'ego, który cierpi przez jej błędy i na którego ustach, spoczywają wargi innej kobiety.
Okropny ból rozdzierał jej serce. Czuła, jak zbliża się do wybuchu. Panicznie starała się opanować to, ale nie potrafiła. Jej ciało wypełnił strach. Chciała to wszystko przerwać, ale nie pozwolił jej na to napływ emocji.
Poczuła, jak fioletowe światło wypełnia każdą komórkę jej ciała, każdy jego skrawek. I nagle, jakby coś w niej wybuchło. Poczuła, jakby eksplodowała, jakby ktoś rozrywał ją na strzępy, bardzo powoli i boleśnie. Czuła pieczenie na każdym skrawku skóry.
Wydała z siebie przeraźliwy krzyk. Bucky nie czekał już dłużej. Nie radziła sobie z tym, dlatego jak najszybciej musiał to przerwać. Z trudem stawiał każdy krok w stronę dziewczyny przez jakaś dziwną energię bijącą z niej, ale udało mu się dotrzeć do niej. Dotknął ramienia Sary i chciał to przerwać, ale było już za późno.
Fala fioletowego światła wypełniła całe pomieszczeni, zamieniając wszystko wokół w pył.
Rozdziałby pojawiać się będą we wtorki, czwartki i soboty.
![](https://img.wattpad.com/cover/177116385-288-k614384.jpg)
CZYTASZ
You're not alone || Bucky Barnes
FanficCzęść pierwsza Bucky Barnes nie był jedynym Zimowym Żołnierzem. Istniała jeszcze jedna osoba, która tak jak on, była sterowana przez HYDRĘ. Pomimo, że zapomniał o niej, już niedługo miał przypomnieć sobie wszystko. Jej wygląd, charakter i uczucie ja...