Rozdział 3

2.5K 170 30
                                    

    Budzi mnie zapach jakiegoś szykowanego jedzenia. Zwlekam się z łóżka i kieruję do kuchni. Słyszę dźwięki muzyki i po chwili moim oczom ukazuje się Lauren, która kręci się w rytm muzyki, podśpiewuje machając przy tym wielką łyżka w garnku i co chwile doskakuje do Chrisa by rozegrać swoja partię gry. Oboje są w wyśmienitych humorach. Nie mogę się na nich napatrzyć

- Cześć ciocia! - dostrzega mnie malec i podbiega by mnie utulić

- O hej Mani, wyspana? - uśmiecha się radośnie szatynka

- Powiedzmy – ziewam i zastawiam usta dłonią – masz już obiad?

- Zaraz będzie, akurat zdążysz wziąć prysznic – puszcza mi oczko i czochra swojego synka po włosach na co tamten przylega do jej ręki.

- Dobry pomysł – kiwam głowa i udaję się do łazienki. Odkąd dowiedzieliśmy się o chorobie chłopca postanowiłyśmy ze sobą zamieszkać, żeby Lauren mniej płaciła za czynsz. Dodatkowo zawsze to większa opieka nad nim. Prysznic doskonale mnie rozbudził. Z apetytem siadam do śniadania, a raczej obiadu. Lauren stawia przede mną talerz i nakłada mi porcję po czym sama siada i kończy jeść

- Młody już pojadł? - pytam chwytając widelec

- Taa, poleciał oglądać bajki- mówi z napchaną buzia i zastawia usta- Zaraz z nim pójdę na spacer – uśmiecha się radośnie

- Dobrze, że wyszedł, bo mam Ci coś do powiedzenia..- mówię konspiracyjnym tonem

- Co się stało? - pyta robiąc wielkie oczy

- Pamiętasz, tą brunetkę, co wczoraj dla niej tańczyłaś? - unoszę brew

- No. I co z nią? - upija łyk wody

- Pytała o Ciebie.. - patrzę na nią uważnie

- O mnie? - robi zaskoczoną, zmieszaną minę – co chciała?

- Wiedzieć jak masz na imię, znać Twój numer telefonu i adres .. - widzę przerażenie w oczach szatynki – mało tego, Lauren – mówię z naciskiem i pochylam się do niej – oferowała mi znaczna kwotę za te informacje

- Jak znaczną? - marszczy brwi w przerażeniu

- Moje dwumiesięczne wynagrodzenie? Coś koło tego... - unoszę dobitnie brwi – dobrze, że podeszła do mnie, bo inny by jej pewnie wszystko wygadał..

- A skąd wiesz, że od Ciebie nie poszła do kogoś innego? - przeciąga dłonią po włosach w swój charakterystyczny dla zdenerwowania sposób

- Bo widziałam, jak zaraz po naszej rozmowie wychodziła z klubu z jakąś laską- widzę jak dziewczynie oczy rozszerzają się ze zdziwienia- Nie martw się Lauren, postraszyłam ekipę, że jak któreś Cię wygada, to doniosę szefowi. Wiesz, że co jak co, ale przestrzega anonimowości tańczących dziewczyn

- Że też sobie musiała mnie upatrzyć – fuka i kręci głową – no ale skoro sobie kogoś wyrwała to pewnie odpuściła, nie mam się czym martwić, dziękuję Normani – posyła mi całusa w powietrze

- Mamuś, kiedy idziemy? - w drzwiach staje chłopczyk i patrzy wyczekująco na matkę

- Już Chris, tylko pozmywam naczynia – wstaje i unosi swój talerz i sięga po mój

- Daj spokój – powstrzymuję ją – gotowałaś, to ja zmywam, lećcie – puszczam im oczko

***

- Chyba musimy Ci kupić nowe buty – pomagam zasznurować buta synkowi, bo właśnie mu się rozwiązał

- Te są jeszcze dobre – kręci blondwłosą czupryną

- No jak dobre, jak widzę, gdzie masz palce .. – patrzę na niego z powątpiewaniem

- Już mi kurtkę kupiłaś mamuś – gładzi mnie po włosach czule

- Synuś, Ty się tym nie martw! Bo widzę do czego dążysz. Mam na te buty – czasem przeraża mnie to, że mój syn mając 7 lat tak wiele rozumie. Jest bardzo poważnym i dojrzałym dzieckiem, a w postrzeganiu świata, przewyższa niejednego dorosłego – kiwa jasna główka i ponownie chwyta mnie za dłoń. Jest piękny, wiosenny dzień. Spacerujemy po parku, który rozkwitł furią kolorów. Chłopczyk luzuje uścisk i podchodzi do trawnika po czym zrywa stokrotkę i mi ją wręcza

- Dziękuję mój mały Książe – kucam przed nim i daję mu całusa. Zarzuca ramionka na moja szyję

- Jesteś najpiękniejsza mamusiu – patrzy mi w oczy

- A Ty najprzystojniejszy, a teraz idź się pobaw z dzieciakami na placu zabaw – odwracam go w ich kierunku i delikatnie popycham

- Wolę z Tobą.. - odwraca się do mnie z powrotem

- Ja wiem Chris, ale z dziećmi się też musisz bawić – robię strapioną minę a on głaszcze mnie po policzku i wzdycha

- No to pójdę – mówi niechętnie i idzie bez przekonania. Widząc nadchodzącą katastrofę decyduję się iść za nim. Chwytam go za łapkę

- Karuzela czy huśtawki? - spoglądam na niego

- Huśtawki mamuś – mówi cały rozradowany

***

- Camila, jeszcze jedno zdjęcie, wytrzymaj w tej pozie, o tak, właśnie o to chodzi – krzyczy do mnie fotograf, podczas gdy ja prężę się w niewygodnej pozycji – dobra, mamy wszystko na dziś, byłaś świetna jak zwykle – puszcza mi oczko a ja wkładam szlafrok

- Jestem wykończona – rzucam się na kanapę obok Dinah i odbieram od niej drinka

- A ja znudzona – przewraca oczami – lepiej mi powiedz jaka była ta blondyna co z nią wyszłaś – szczerzy się zbereźnie

- Nic specjalnego – wzruszam ramieniem

- Moim zdaniem była ładna – śmieje się i dolewa sobie kolejną porcję alkoholu

- To trzeba było ją sobie brać – prycham śmiechem

- Wybredna bo upatrzyła sobie tą zielonooką – puszcza mi znacząco oczko

- A żebyś wiedziała – kręcę alkoholem w szklance

- No ale się nic nie dowiedziałaś – mówi złośliwie

- Właśnie dlatego to jest jakieś wyzwanie Cheechee – śmieję się zbereźnie i macham brwiami – ona nawet nie wie, że już rozkłada przede mną nogi

- To co, idziemy tam w piątek? - unosi szklankę do góry w geście toastu

- Cholerna racja – uderzam szkłem o szkło

More Than ThatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz