Rozdział 30: Denial, Anger, Bargaining, Depression

140 11 50
                                    

* Etapy żałoby uwzględnione w piosence Halsey & Yungblud - 11 Minutes

Call me stupid, call me sad
You're the best I've ever had

____________________

Adrenalina opuściła mnie dopiero, gdy znajdowałam się pod gabinetem medycznym dla robotów (przypominało to nieco magazyn - miejsce, gdzie nasi kosmiczni przyjaciele mogli naprawiać inne roboty). Wtedy też mogłam w myślach przywołać mniej więcej to, co miało miejsce w lesie niecałą godzinę temu. Przez mgłę pamiętałam ostatnie chwile, od kiedy mój przyjaciel został ranny. Jedynie urywki tego co się wydarzyło pojawiały mi się przed oczami - błądzący wzrok Waysa, okropny strach, mnóstwo krwi, to, że w drodze nie opuszczałam go ani na chwilę, trzymając mocno za rękę... ale teraz był tam sam. Operowany przez Ratcheta i Knockouta. A ja wyłam jak nigdy wcześniej schowana w ramiona lidera autobotów, czekając na wieści. Mój chłopak wspierał mnie jak tylko mógł. Nie mogłam okazać mu wdzięczności, ponieważ jedyne o czym myślałam to ten cholerny, nieobecny wzrok decepticona.

Czy ja go jeszcze kiedykolwiek zobaczę? Usłyszę?

Czy powie do mnie"dziewojo", za co go skarcę?

Zaprosi na kawę, pocieszając mnie po sprzeczce z Optimusem?

Czułam gule w gardle, pieczenie oczu od niepohamowanej ilości łez, a także miałam zatkany nos. Nic jednak nie miało już znaczenia.

Dlaczego nie mogłam zareagować wcześniej?

Czemu dopiero, gdy spotkała go krzywda?

Dlaczego, do jasnej cholery, nie wyrwałam się z blokady o pieprzone kilkanaście sekund wcześniej?!

- Będzie dobrze - szeptał lider, głaszcząc mnie po głowie - musi.

Odpowiedziałam mu jedynie szlochem. Siedziałam tam każdą kolejną godzinę. Zmieniały się jedynie ramiona, w które się wypłakiwałam. Raz była to moja najlepsza przyjaciółka, Arsen - która wspierała mnie jak mogła. Kilka razy wślizgiwała się do gabinetu, by potem ocenić stan zabiegu jako w miarę pomyślny. Raz był to Roger, a raz Hide. Wszyscy byli zmartwieni, ale dobrej myśli. Dlaczego więc ja nie mogłam? Wizja tego, że decepticon może zniknąć z mojego życia była zbyt bolesna i przytłaczająca. Nikła szansa na to, że przez te najczarniejsze myśli przedrze się odrobina optymizmu i nadziei. Mimo, że Arsen mówiła, że operacja przebiegała dobrze - nie miałam żadnej gwarancji, czy taki stan utrzyma się dalej i choć modliłam się o to w myślach bardzo żarliwie, nie czułam przypływu pozytywnego myślenia. Wciąż był strach i okropny ból wewnątrz. Ukryłam twarz w dłoniach tłumiąc kolejne łzy, zastanawiając się przez chwilę czy zaraz nie wyczerpię całych zapasów. W mojej totalnej rozsypce wciąż wspierali mnie najbliżsi - Optimus i Arsen. Dziewczyna przyniosła kubek mojej ulubionej herbaty wzbogaconej o solidną dawkę kropli z melisy.

- Przyda ci się trochę spokoju - powiedziała głaszcząc mnie po włosach. Jęknęłam cicho i żałośnie, wycierają policzki i oczy, mokre od łez, rękawem bluzy, którą pożyczył mi Ironhide. Po chwili wzięłam kilka łyków ciepłego naparu, krzywiąc się od ilości aromatu melisy. Zniosłam jednak smak, nie czując już żadnej motywacji do tego, by wybrzydzać lub protestować. Było mi wszystko jedno. Optimus niemal ciągle przytulał mnie do swojej klatki piersiowej. Od czasu do czasu chodził niespokojnie po przejściu i kręcił głową podenerwowany. Czyżby martwił się o życie Sidewaysa? Wydawało się to takie nierealne w stosunku do tego jaką mieli relację, niespełna parę miesięcy temu. Byli niemal wrogami. Co się zmieniło?

Usłyszałam ciężkie kroki paru żołnierzy. Poznałam ich po głosie i wiedziałam już, że nie wróży to nic dobrego. Patrick i jego banda zatrzymali się koło nas i z zaciekawieniem przyglądali się naszym sylwetkom.

- A co tu taka grobowa atmosfera? - zapytał Patrick, krzyżując ręce na piersi - to tylko głupi Con, dajcie spokój. Jeden w tą czy w tamtą nie robi różnicy, nie?

Wstałam gwałtownie niemal na równi z Arsen, lecz nie zdążyłam przywalić rudowłosemu dupkowi, bo wyprzedził mnie Optimus. Mężczyzna zamachnął się i wymierzył solidny cios, który spowodował, że Patrick niemal stracił równowagę. Już miał oddać, lecz jeden z jego kumpli-przydupasów powstrzymał go ręką. Ledwo rozpoznałam w nim Billa - który niegdyś był chudy i wiotki - a teraz nieco przybrał na wadze i w posturze.

- Pat, nie chcesz mieć problemów, prawda? - zapytał go retorycznie. Rudowłosy popatrzył się nienawistnym wzrokiem na lidera autobotów, poczym splunął na ziemię, podnosząc palec wskazujący, jak do grożenia.

- Poczekaj, Prime - powiedział unosząc prawy kącik ust w krzywym uśmiechu - jeszcze zapłacisz...

Szturchnął go niedbale przechodząc dalej, a zanim cała jego świta.

- Powybijam was wszystkich jak muchy - bąknął niedbale na co się wzdrygnęłam. To nie zwiastowało niczego dobrego. Odgarnęłam włosy do tyłu, próbując otrząsnąć się po ostatnich wydarzeniach. Niestety nie zadziałało zgodnie z zamierzeniem. Podeszłam do Optimusa, który nie wyglądał najlepiej - nie mówiłam już nawet o twarzy, która wyglądała na jeszcze bardziej opuchniętą, niż wcześniej - a raczej o stanie psychicznym. Spojrzałam mu w oczy. Nasz wzrok spotkał się na chwile.

- Mam mętlik w głowie - poskarżył się - to z mojej winy znalazł się w tym lesie.

Spojrzałam na niego pytająco, dostając w odpowiedzi ciężkie westchnięcie.

- Gdy tylko wyszłaś z gabinetu, wysłałem mu wiadomość, by cię śledził. Bałem się o ciebie, dlatego wiedziałem, że ktoś musi o ciebie zadbać. Nie sądziłem tylko, że tak się to zakończy. Z jednej strony, gdyby go tam nie było...

- Dość - powiedziałam kręcąc głową. Nie chciałam tego słuchać. Za bardzo byłam rozwalona w środku. Nie mogłam znieść kolejnych problemów, czegokolwiek. Już wystarczy - nie mogę...

Momentalnie poczułam, że słabnę. Nogi ugięły się pode mną i gdyby nie szybka reakcja mojej przyjaciółki, która złapała mnie od tyłu, zapewne leżałabym na ziemi.

- Ways... - zaszlochałam cicho.

- Wyjdzie z tego - Arsen powiedziała to najbardziej pewnym głosem, jaki kiedykolwiek od niej usłyszałam. Spojrzałam na nią przez chwilę. Prime stanął naprzeciwko mnie, by także dodać mi wsparcia.

W tym samym czasie drzwi od gabinetu otworzyły się z mrożącym krew w żyłach zgrzytem. Nie minęła chwila, a stanął w nich Ratchet, w swojej oryginalnej postaci. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w ciszy, dopóki nie upadłam na kolana z głośnym szlochem i drżeniem warg.

Transformers 4: The BetrayalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz