Rozdział 47: Prowokacja

189 10 264
                                    


- Wypiłbym kawę - jęknął decepticon wylegujący się na dywanie. Selen uśmiechnęła się na samą myśl o wypiciu czegoś w takim gronie. Arsen rozciągnęła się leniwie.

- Ja nawet dwie - odparła powstrzymując ziewanie. Skull z czułością pogłaskał ją po szyi, na co się wzdrygnęła - wara od szyi. Znasz zasady.

Nick zaśmiał się na jej reakcję i podniósł ręce w geście poddania się.

- Już dobrze madame. Nie miałem złych zamiarów.

- Jasne, wy nigdy nie macie złych zamiarów. A potem kończy się jak z Selen. Nagle staje się kangurzycą.

- Taką z karmelem... albo z cynamonem - rozmarzył się Ways.

- Co? - Arsen i Selen zapytały jednogłośnie.

- No kawę... mówiłem, że wypiłbym kawę - powiedział jakby nie było poprzedniego tematu.

- Czy ty w ogóle słuchałeś o czym mówiłam? - Arsen spojrzała na niego rozbawiona.

- Nie, za bardzo targa mną pragnienie kofeiny.

Dziewczyna chwyciła poduszkę i cisnęła w leżącego cona powodując wybuch śmiechu pozostałych. Lider jako jedyny skupiał się na swoich nic nieznaczących bazgrołach, myślami będąc daleko stąd.

- Halo, marzycielu? - Selen obdarzyła rudowłosego całusem w policzek.

- Hmm?

- Idziemy na jakąś kawę? Ways ma chcicę, a ja z chęcią wyszłabym z tych murów. Może potem podskoczymy na jakieś dobre lody?

- Lodów to ty mu nie proponuj - Ways spojrzał na czarnowłosą krytycznie - nigdy nie chodzi o te co trzeba.

- Masz takie doświadczenie? - Optimus podniósł brew do góry.

- No właśnie chciałbym mieć, ale zwykle kończy się na truskawkowych.

Lider zaśmiał się mimowolnie.

- I lepiej niech tak zostanie - skwitował - dobrze, chodźmy coś zjeść, bo siedzenie w tym pokoju nie polepsza mojego samopoczucia. Zapytajmy jeszcze innych, czy chcą dołączyć.

Piątka przyjaciół podniosła się z siedzeń i ruszyła w stronę wyjścia z budynku, by złapać resztę potencjalnych towarzyszy do wspólnego picia kawy. Dzisiejszy dzień, mimo że zimowy, zdawał się być ciepły i słoneczny. Śnieg stopniał prawie do reszty, pozostawiając fragmenty białej breji zmieszane z błotem. Żołnierze, stojący na zewnątrz kwater, ubrani byli w kurtki lub płaszcze, choć większość z nich rozpięła swoje nakrycia, pod wpływem ciepła jakie dawało wystające zza drzew słońce. Żołnierze stali opierając się o mury budynków, bądź urządzali sobie ćwiczenia w terenie. Kilku ochotników podjęło się usuwania śniegu, który nie zdążył jeszcze do reszty stopnieć i zalegał przed bramą do kwatery. Selen rozpoznała w jednym z pracujących Rogera. Czarnowłosy zawsze chwytał się ochoczo wszelkich prac na rzecz wojska. Nie ważne czy było to malowanie ścian w budynku głównym, odśnieżanie czy pakowanie pudeł do furgonów, które raz na jakiś czas robiły przejazd przez miasto do innych kwater znajdujących się w tym samym regionie. Dzisiejszego dnia życie wojska przeniosło się na dwór. Można było odnaleźć tam zarówno autoboty, jak ich tych, co ich nie cierpią. Co jak zwykle nie wróżyło niczego dobrego. Nawet Sentinel Prime postanowił wyjść ze swojego pokoju, choć nie integrował się z nikim i zwyczajnie przyglądał się drużynie swojego syna, oraz odmiennej rasie. Dzień jak każdy, nic nie zwiastowało, że wydarzy się coś ponad normę, ponad zwykłe potyczki słowne, bądź chwilową szarpaninę. Od czasu pamiętnej walki Sidewaysa i Patricka nie miało miejsca nic, co rozniosło się takim echem. Do dzisiaj, bowiem dzisiejszy dzień pozostanie zapamiętany na bardzo, bardzo długo.

Transformers 4: The BetrayalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz