Rozdział 52: Breakfast in bed

105 8 89
                                    

(Sideways)

Wstałem wcześniej niż pozostali. Przetarłem oczy i przyzwyczaiłem je do światła dziennego. Zawsze byłem raczej rannym ptaszkiem, nie lubiłem długo wylegiwać się w łóżku. Zamiast tego wolałem zrobić coś pożytecznego, pomóc matce bądź iść na spacer by poczuć promienie słoneczne, jak jeszcze na Cybertronie było słońce. Potem znacznie rzadziej chodziłem na spacery, ale swoje poranki spędzałem na poznawaniu tajników alchemii i magii. Sprawiało mi to dużą frajdę i choć teraz nie miałem zbyt wiele okazji, by spędzać tak czas. Czasami mi tego brakowało.

Spojrzałem na leżącą obok mnie dziewczynę i uśmiechnąłem się mimowolnie. Owinięta niemal całą kołdrą, którą jakimś cudem musiała podkraść mi w nocy, drzemała uroczo, co jakiś czas pociągając nosem. Zbliżyłem dłoń do jej lica i pogłaskałem ją delikatnie palcem, uważając by się nie obudziła. Poruszyła się lekko, lecz zaraz znów zastygła.

Miała mocny sen.

Zbliżyłem więc i twarz, by złożyć na jej policzku czuły pocałunek, a potem z wielką ostrożnością wydostałem się z łoża. Zerknąłem również na Knockouta, który pogrążony w śnie leżał, w jakiejś nienaturalnej pozycji, na materacu. Ominąłem go i zahaczając o toaletę, zszedłem po cichu na dół, wiedząc, że pozostali mieszkańcy również mogą jeszcze spać.

Szczerze to miałem taką nadzieję.

Natchniony nagłym przypływem energii postanowiłem zrobić Selen niespodziankę i przygotować jej pożywne śniadanie. Zwykle Margaret wyręczała nas we wszystkim, dlatego moja wiedza kończyła się na przygotowywaniu kanapek z podstawowymi produktami takimi, jak szynka czy rozmaite sery. Selen uwielbiała sery. Przy okazji comiesięcznych rynków, gdzie spotkać można było produkty z różnych regionów kraju, zabierała mnie i paru innych przyjaciół ze sobą, by kupić to, czego na co dzień nie można spotkać w sklepach spożywczych. Tam właśnie szukała różnych rodzajów sera, od pleśniowych po twarogowe. Najczęściej brała te, które były pełne ziół, bądź były kolorowe. Zawsze po małym kawałku, z każdego regionu, by próbować coraz to nowych smaków. Czasem jej doradzałem, czasem stawiała na własną intuicję.
Lubiłem te ryneczki. Chodząc między stoiskami czułem się niczym na Xantium, gdzie codziennie można było poczuć ten swojski klimat. Selen wiedziała, że te wyprawy bardzo mnie ekscytowały, dlatego zawsze proponowała mi abym jej towarzyszył. Hide też był stałym bywalcem. On zaopatrywał się w wędliny i inne mięsne wyroby. Podobnie jak Selen z serami, on nie przepuścił żadnemu mięsnemu stoisku. Uśmiechnąłem się na wspomnienie umięśnionego autobota dyskutującego, że jest z wojska i ma prawo być obsłużony wcześniej niż pozostali.

Pokręciłem głową i zajrzałem do dużego chłodzącego urządzenia, zwanego lodówką. Przetrzymywana tam była żywność, by nie uległa zepsuciu wcześniej niż przewidywała jego data przydatności. Wyjąłem talerz z serem, warzywa oraz jakąś wędlinę. Sięgnąłem również po kilka jaj. Jedno niemal od  razu wypadło mi z rąk i trafiło na podłogę. Przekląłem w moim ojczystym języku i podjąłem się sprzątania, by nie podpaść matce Selen.

Pieczywo włożyłem do tostera i podłączyłem go do prądu, zgodnie z instrukcją znalezioną z Internetem. Zabrałem się też za przygotowanie dania głównego. Pokroiłem czerwone warzywo, które zgodnie ze zdjęciem miało być pomidorem i wrzuciłem je na rozgrzaną patelnię. W międzyczasie zabrałem się za przygotowanie ostatniego punktu śniadania - owocowo warzywnej papki, którą nie raz piła moja luba na wzmocnienie.

Chciałem się postarać, więc połączyłem trzy śniadania, które czasem przegryzała czarnowłosa. Przygotowałem jabłka, obrałem cytrusy ze skórki, co nie skończyło się dla mnie najlepiej, gdyż prysnąłem sobie sokiem do oka, potem wrzuciłem pokrojone owoce do urządzenia, które zmieni je w substancję podobną do soku. Dodałem liście, które państwo Howard trzymali w misce na górnej półce lodówki.
Patelnia co jakiś czas dawała o sobie znać skwierczeniem, więc przemieszałem leżące na niej warzywa i upewniłem się, że są już miękkie. Wtedy dodałem do nich jajka. Nie mieszałem już całości. Pozwoliłem im rozlać się na patelni i przybrać ładny kształt. Pochwaliłem się w myślach za swoją kreatywność. Po chwili wróciłem do robienia koktajlu. Wcisnąłem przycisk start i obserwowałem jak składniki wirują w zamkniętym pojemniku, by za chwile ulec rozdrobnieniu. Stopniowo dolewałem wody do zielonej paćki, by przypominała raczej płyn niż to czym chwilowo była. Wtedy poczułem swąd spalenizny i odruchowo odwróciłem się w stronę tostera, z którego unosił się dym. Wyłączyłem gaz pod patelnią, by nie stracić kolejnej części śniadania, a toster natychmiast wyłączyłem z prądu. 

- Niech to szlag! - przekląłem próbując wydostać spalone pieczywo z urządzenia. Bez pomyślunku chwyciłem nieodpowiednią część tostera, by po chwili z sykiem z bólu gwałtownie ją zabrać. Gorące - skarciłem się w myślach.

Transformers 4: The BetrayalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz