- Możesz zająć pokój obok mojego. Należał do Artura, czyli mojego ziemskiego wujka, ale teraz stoi pusty, więc jest twój – zaproponowałam oprowadzając szarowłosego po piętrze – Weź ciepły prysznic, bo zapewne zmarzłeś na tym zimnie. W szafkach są rezerwowe ubrania, więc po kąpieli się w nie przebierz. Twoje schną na suszarce.
Decepticon przytaknął i udał się posłusznie do łazienki, a ja wróciłam do siedzących przyjaciół i oparłam się o ścianę w salonie.
- I jak? – Ways zapytał zaciekawiony.
- Ogarnia tajniki kabiny prysznicowej – zrelacjonowałam – ogólnie chyba przyjęłam to lepiej niż się spodziewałam.
- Cóż, sam przyznam, że nie tego spodziewałem się na zakończenie dnia – przyznał zakłopotany – jednak prędzej czy później musieliście się spotkać. Wave szukał cię odkąd pamiętam i nigdy nie porzucił nadziei, że cię odnajdzie. Żałuję, że nie mógł zrobić tego wcześniej, jednak nic nie dzieje się bez przyczyny i może właśnie teraz był najlepszy na to moment.
- Znam Wave'a od lat. Jest raczej w porządku. Dość cichy i wycofany, więc nie powinien robić problemów – dodał Knockout, który wylegiwał się na kanapie.
- Ogarniemy - przytaknęłam zwalczając chęć ziewnięcia. Byłam wyczerpana. Czułam ciężar mojej głowy na ramionach i marzyłam o łóżku. Oj tak, zdecydowanie. Prysznic, a potem ciepła pierzynka. I ciepły Ways.
W sensie...
Po prostu on zawsze ma ciepłe ciało i grzeje mnie jak taki termoforek.
Tak, tak. Pogrążaj się dalej.
Wzdrygnęłam się nagle czując jak coś dotyka moich nóg. Spojrzałam w dół, a moim oczom ukazał się czarny kot, który ocierał się o ścianę i zahaczał tułowiem o moją łydkę. Poznałam go! Ten sam wskoczył na mnie kiedy byliśmy na misji w Egipcie. Zajmowałam się wtedy sparaliżowanym Optimusem, a kot towarzyszył Waysowi, który przyszedł mnie odwiedzić.
No tak, to kot tropiciela. Wave był tropicielem, więc to jego zwierzak. Es logico. Podniosłam kota na ręce, a ten odpowiedział na to miauknięciem.
- Hej mały! – zaśmiałam się, gdy położył mi łapę na nosie – nie zauważyłam cię tu wcześniej. Słodki jesteś. Przyda nam się taka żywa, puchata przytulanka.
- Oho, Ways zdaję się, że masz konkurencję – Knockout parsknął, a Ways spojrzał na siedzącego w moich ramionach zwierzaczka.
- Revage, nie próbuj tutaj dominować! – mruknął udając nadąsanie – za długo walczyłem o pozycję, abyś mi ją po świńsku zabrał.
Stłumiłam wdzierający się na moją twarz uśmiech rozbawienia. No więc do naszego domowego azylu owianego rutyną wdarło się nieco rozrywki. Niespodziewana wizyta mojego brata i jego zwierzaka będzie pewną odskocznią, bo jednak ledwo się znamy i na pewno będziemy mieli okazję, by zrobić to lepiej. Soundwave oswoi się z moim irytującym sposobem bycia, pozna moje życie i spróbujemy odbudować rodzinę. Jaka by ona nie była, to wciąż rodzina, nie? A, no i trzeba będzie kupić kuwetę...
Już miałam dołączyć do siedzących na kanapie przyjaciół, gdy do mieszkania wbiła Arsen. Oho, niespodziewanych gości ciąg dalszy. Znaczy, Arsen generalnie zawsze wbijała do mnie jak do siebie, bo generalnie była u siebie. Wieloletnia przyjaźń ze stażem to również dzielenie się mieszkaniami, żarciem w lodówce i dziwnymi fantazjami łóżkowymi z postaciami gier lub anime. Po prostu dzisiaj nie pisałyśmy do siebie za dużo i myślałam, że może jest zajęta. Tymczasem ona, jak gdyby nigdy nic, ubrana w dres i trzymająca siatkę z przekąskami stała w moim przedpokoju i czekała na naszą reakcję.
CZYTASZ
Transformers 4: The Betrayal
FanficJednostka wojskowa miała być azylem dla zamieszkałych tam Autobotów, jednak z czasem przestała pełnić należytą funkcję. Miłość wymyka się spod kontroli, strach zaczyna brać górę, a bohaterowie boleśnie przekonują się, że nikomu nie można ufać. Kole...