Brązowowłosy decepticon leżał na kozetce u medyka, wybudzając się powoli ze snu. Lider autobotów, który zajął się nim od razu po utracie świadomości i zaniósł na rękach do Ratcheta, siedział teraz i wraz z medykiem gawędzili o dawnych czasach i tym, co ostatnio dzieje się w wojsku. Radosne rozmowy ucichły wraz z jękiem młodego chłopaka, który na dobre postanowił przerwać sen.
- No proszę, a kto to nam wstał? - Ratchet od razu sprawdził, czy zdrowie decepticona jest stabilne - wydaje się, że omdlenie było spowodowane zwykłym przemęczeniem.
- Tak się dzieję, jak bierzemy na siebie za dużo - upomniał go lider autobotów, a ten przewrócił oczami i uśmiechnął się do niego uprzejmie. Jak zwykła robić to Selen, gdy dostawała od Optimusa solidną dawkę troskliwości.
- Gorszy dzień - czerwonooki machnął ręką, za co dostał karcący cios kawałkiem ścierki od Ratcheta. Medyk zawsze trzymał ją przy sobie na wypadek niesfornych pacjentów - hej, a to za co?
- Za lekceważenie ważnych spraw - burknął medyk zirytowany podejściem decepticona do swojego stanu - wszyscy szczyle muszą być tak nieodpowiedzialni?
- Taka już nasza rola - Sideways puścił mu oczko, uchroniwszy się od kolejnego ciosu - a tak na poważnie, Ratchet, dziękuję za składanie mnie do kupy. Ostatnio niemal ciągle. Tobie też, Prime, za to, że jesteś.
- Dla rodziny wszystko - Ratchet posłał conowi cień uśmiechu, a po chwili uścisnął go lekko. Zaskoczony chłopak oddał niepewnie krótki uścisk, a po chwili chrząknął, by przerwać milczenie.
- Po wszystkim co dla mnie zrobiliście, naprawdę czuję, że jestem w domu. Przy prawdziwej rodzinie.
- My również traktujemy cię jak jednego z nas, Ways - Optimus uśmiechnął się lekko - zmykaj już, masz dzisiaj wolne, dobrze je wykorzystaj.
Brązowowłosy przytaknął i po tym jak zsunął się z kozetki, powoli udał się do wyjścia z gabinetu. Ostatni raz spojrzał na siedzące w pobliżu okna autoboty, ukłonił się pospiesznie i zniknął za drzwiami, pozostawiając tę dwójkę w swoim towarzystwie, by mogli z powrotem zatracić się w rozmowie, jak za starych dobrych czasów.
Tymczasem decepticon postanowił raz jeszcze udać się do sali treningowej, lecz tym razem nie w celu ćwiczeń. Zależało mu na odnalezieniu swojego nauczyciela, by również i jemu podziękować za godziny wspólnych treningów i motywacji. Dzięki niemu mógł wreszcie czuć się pewny, że nie przegra walki przez brak umiejętności czy zbytnie poddanie się emocjom.
Gdy czerwonooki dotarł już w wyznaczone przez niego miejsce, nie zastał tam umięśnionego autobota. Rozejrzał się po okolicy, jednak bezcelowo. Jednak jego obecność nie mogła pozostać niezauważona. Siedzący na stercie opon rudowłosy żołnierz zagwizdał w stronę chłopaka, prowokując przykucie jego uwagi. Patrick nie był sam. Towarzyszyła mu trójka żołnierzy, którzy również wgapiali swoje nieufne spojrzenia w stronę młodego cona. Sideways poczuł się niepewnie. Wśród zebranych nie dostrzegł żadnej znajomej mu osoby, która byłaby w stanie wstawić się za nim, w razie jakichkolwiek nieprzyjemności.
- Proszę, proszę - wycedził przez zęby rudowłosy, po czym teatralnie zeskoczył z siedzenia, by udać się w stronę stojącego nieopodal chłopaka, który odczuł jak drętwieją mu nogi. Czuł niepokój, ale także irytację. Znał już możliwości Patricka i jego bandy i miał tego serdecznie dość - kogo my tu mamy?
- Jestem kimś wyjątkowym, że tak się zachwycasz moją obecnością? - zapytał pewniej niż spodziewał się zabrzmieć. Po chwili przełknął ślinę, w nerwowym geście. Miał szczerą nadzieję, że Patrick nie dostrzegł jego strachu. Ten natomiast zaśmiał się z uszczypliwej odpowiedzi czerwonookiego. Jego kompani dołączyli do dwójki stojących naprzeciw siebie mężczyzn.
CZYTASZ
Transformers 4: The Betrayal
FanfictionJednostka wojskowa miała być azylem dla zamieszkałych tam Autobotów, jednak z czasem przestała pełnić należytą funkcję. Miłość wymyka się spod kontroli, strach zaczyna brać górę, a bohaterowie boleśnie przekonują się, że nikomu nie można ufać. Kole...