Rozdział 11: Every cloud has a silver lining

245 15 181
                                    

~ rozdział zawiera element snu powiązany z tekstem piosenki.

xxxxxxxxxxxxx

- Na prawdę nie mogę lecieć z tobą? - zapytała Selen. Lider pokręcił głową.

- Możesz być temu przeciwna, ale teraz mam jeszcze lepszy powód do tego, by zostawić cię w domu. Twoje zdrowie jest bardzo ważne.

- Do kitu z tym - prychnęła, a lider z uśmiechem rozbawienia skradł jej całusa.

- Powinienem być z powrotem już jutro. Nie martw się o mnie. Zostawiam cię pod dobrą opieką...

- Sidewaysa - przypomniała mu - jesteś pewien, że dasz radę wytrzymać jego obecność blisko mnie?

- Nie bądź złośliwa. Poradzę sobie. Chyba...

Pocałowała go mocno.

- Możesz być spokojny.

Para kochanków czule żegnała się przed wyjazdem lidera. Dziewczyna wyszeptała kilka słów, które sprawiły, że lider dostał wypieków na twarzy. Z nimi też udał się do samolotu, który był już przygotowany do oczekiwanego startu. Prime zabrał ze sobą Ratcheta, jego najlepszego przyjaciela oraz medyka, ponieważ mógł się przydać. Poza nim, dobrał sobie jeszcze Dino, Jazza, Rogera oraz Nicka, który nosił pseudonim Skull. Oprócz znanych liderowi bardzo dobrze postaci, jechał z nimi oddzielny pluton żołnierzy. Musieli być przygotowani na możliwą zasadzkę. Dochodziła szósta rano. Lider zastanawiał się wciąż jak udało się namówić Generała Philipsa do tego, by pozwolił udać się po Wielkiego Sentinela. Był jednak zadowolony. Nie przyszło mu nigdy do głowy, że ujrzy jeszcze kiedyś swego ojca. A teraz, wszystko może się ziścić. Nie mógł się doczekać ich spotkania, a zarazem niepokoił się tym, co może nadejść. Jego ojciec nie zostanie wskrzeszony na darmo - ma pomóc w walce z potężnym wrogiem. Kto nim był? Optimus czuł, że to jak na razie pozostanie zagadką. Samolot ruszył kilkanaście minut po tym, jak lider zajął miejsce wśród swoich przyjaciół. Powiedział im o swoich odczuciach jakie dotychczas go ogarnęły. Nie tylko on był zestresowany. Wszyscy dookoła czuli, że zbliża się niebezpieczeństwo.

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Nie mogłam już spać. Próbowałam, otulona w kołdrę, w którą do niedawna byliśmy owinięci z liderem, ale emocje nie pozwoliły mi zmrużyć oczu. Martwiłam się. O moich przyjaciół, o Optimusa, o całą tą sytuację. Kolejna walka? Czy nie ma ich już dość? Kto teraz będzie miał zamiar uderzyć? Lockdown? Mściciele? Ultra Magnus? Musi być wściekły po tym co się wydarzyło. Zapewne dostrzegł już brak jego dwóch żołnierzy oraz zanik sporej części energonu. Mogę zgadnąć, że nie był z tego powodu zachwycony. Jednak czy zdecydowałby się wypowiedzieć nam wojnę? Nie... myślę, że nie... ale w takim razie... kto?

Podniosłam się z łóżka i owinięta kołdrą poszłam korytarzem w stronę wyjścia. Nie miałam konkretnego celu wędrówki, chyba miałam ochotę posiedzieć na schodach. Jedne z drzwi otworzyły się i ujrzałam w nich Sidewaysa. Zaskoczona spojrzałam mu w oczy, a on przywitał mnie ciepłym uśmiechem.

- Witaj dziewojo - uśmiechnął się, a ja zganiłam go wzrokiem - DZIEWCZYNO.

- Tak lepiej - powiedziałam.

- Słyszałem, że przejąłem dziś rolę Optimusa i będę się tobą zajmował - przypomniał mi. Przytaknęłam.

- Można tak powiedzieć. Wpuścisz mnie? - zapytałam, a on odsunął się od wejścia do pokoju, który dzielił z Knockoutem. Medyk decepticonów znajdował się w tym momencie w lecznicy, więc Sideways został w pokoju sam. Nie wiem czemu poczułam, że chcę z nim porozmawiać. Po prostu brakowało mi kogoś kto mnie dziś wysłucha. A mówiłam mu o wszystkim. Ways był wyjątkowym mechem. Słuchał każdego mojego słowa z przejęciem, przyglądając mi się uważnie. Był tajemniczy, jednak w zupełnie nieszkodliwy sposób, biło od niego ciepło i przyjazność. Rozumieliśmy się bardzo dobrze. Siedziałam na łóżku decepticona oparta o ścianę. On obok mnie z rękoma opartymi o kolana.

Transformers 4: The BetrayalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz