7

347 68 24
                                    

POV Andy

Już wybierałem odpowiedni numer chcąc zapytać co to ma tak właściwie  być, kiedy ktoś nagle wparował do mojego domu jak do siebie i ja dobrze wiedziałem kim jest ten ktoś.

-Czy Ciebie już do końca powaliło?- krzyknąłem, następnie przykładając dłoń do twarzy zapominając o tym, że moja mama mogła spać

- Nie, dlaczego niby?- zapytał farbowany blondym, wskakując na blat kuchenny, szeroko się szczerząc

- Nie mogę tego przyjąć.. - ścisnąłem mocno kartonowe opakowanie, wyciągnąć dłonie w jego stronę

- Ohh daj spokój to taki hmmm.. prezent urodzinowy

-Brook.. urodziny miałem ponad dwa miesiące temu...

- No to spóźniony prezent urodzinowy- wzruszył rękoma kontynuując- albo przedwczesny prezent na dzień dziecka. Ale to już jak wolisz- posłał mi swój typowy hollywoodzki uśmiech

- Brook ale ja..- nie chce słyszeć żadnego Ale! Lepiej przymierz a nie!

Głośno westchnąłem wyjmując z kartonu parę pięknych vansow z nowej kolekcji. Bardzo mi się podobały.. od dłuższego czasu nawet na nie oszczedzałem ale pojawiały się ważniejsze wydatki i tak szybko jak ten pomysł przyszedł mi do głowy tak szybko z niej wypadł.
Założyłem na stopę oba trampki, mocno je zawiązując na mojej chudej stopie, po czym przeszedłem się po kuchni, spoglądając na nowe obuwie.

-I jak?

-Bosko Fovvi !- zaśmiał się Gibson kiwajac głową a w moich oczach ze szczęścia zebrały się łzy

- Dziękuję ..- wtuliłem się mocno w przyjaciela, który coraz częściej był świadkiem jednej z moich większych słabości czyli płakania.

-Nie masz za co należało ci się.

-Przecież  mogłeś sobie kupić nowe a nie na mnie wydawać

-Prosze cie.. myślisz, że na taką stopę znajdziesz jakiś rozmiar który jest dostępny? - zaśmiał się pokazując na nią

-W sumie racja- postawiłem swoją stopę w bucie obok jest jego, która moim to była dużo mniejsza nawet w obuwiu od tej blondyna

-No to dzisiaj masz okazję pokazać się w nowych butach.- klasnął w dłonie po czym podszedł do lodówki zaglądając czy mam coś co lubi do jedzenia.Typowy Gibson.

-Gdzie niby?

-idziemy na imprezę- bardziej stwierdził niż zapytał nadal stając  przed otwartą  lodówka

- Nie ma mowy, nigdzie nie idę!

- Ohh daj spokój.. Kiedy ostanio byłeś na jakiejś imprezie? Albo kiedy ostani raz się  całowałeś - zapytał a ja nie odpowiedziałem nic, ponieważ na żadnej w życiu nie byłem ani nigdy nikogo nie miałem..

- No to właśnie , kiedyś musi być ten pierwszy raz

-Ale ja nie chce...

-Zobaczysz będzie  fajnie, będą dziewczyny- szturchnął mnie łokciem w bok a na sama myśl, że mam do którejś zagadać zrobiłem się cały czerwony.
Nie chcąc kontynuować  tej rozmowy postanowiłem zejść z tematu więc zamknąłem mu lodówkę przed samym nosem, zaczynając przygotowywać coś na obiad.

-Zepsujesz mi jak tak bedziesz trzymał  otwartą, a teraz spadaj zaraz coś zrobie- mruknąłem wyciągając patelnie oraz garnek z szafki.

- Nie myśl sobie, że dam ci spokój. Impreza zaczyna się o dwudziestej ale my pójdziemy na dwudziesta pierwszą jak się już rozkręci. Przyjdę po Ciebie po ósmej, bądź już gotowy -mówił  mając coś w buzi więc postanowiłem się obrócić.

- No co?- posłał mi pytające spojrzenie w dłoni trzymając nadgryzioną, suchą  bułkę

- Nic- parsknalem śmiechem kręcąc  głową na boki. Chyba się jeszcze nie zdążylo żeby Brook nie był głodny, albo żeby ciągle czegoś nie miał w buzi.

Podczas robienia " tego czegoś " na obiad bo podejrzewam, że danie które zrobiłem najprawdopodobniej nie ma jeszcze nazwy, ponieważ było tam wszystko i nic. Jakimś mistrzem gotowania nie jestem, jak i na sporo rzeczy jestem  uczulony więc  dodaje  tylko co mogę i lubię, ale wodze, że wyszło mi całkiem spoko patrząc  po tym, że Brooklyn je już drugi talerz i nie zapowiada się by na tym się skończył.

- Jak ty to zrobiłeś?- zapytał kończąc jeść kolejną porcję w trakcie tego gdy ja jestem w połowie.

-Sam widziałeś, dałem to co miałem- wzruszyłem rękoma kontynuując  jedzenie posiłku

-W co się ubierzesz?- ponowie zaczął temat przez co nieświadomie wywróciłem  oczami

-Fovvs Widziałem to!

-Ahhh sorry Brook, ale ja jakoś tego nie widzę.. poza tym

-Oh tam pieprzysz trzy po trzy, nawet nie próbuj się wymigac pracą bo dobrze wiem, że się zwolniłeś

Skąd on to..

-emmm

-rozmawiałem z Sam, spotkałem ją  co nie było dziwne ponieważ  mieszka ulice dalej, a ja wracałem ze szkoły. Po za tym po szkole chodziła plota, że twoja mama była w szkole co jest nie możliwe, ale to już wiem tylko ja - zaśmiał się wiedząc, że ma nade  mna przewagę

-ughhh dobra, pójdę na tą imprezę, ale nie licz na więcej niż godzinę,  może półtora

-trzy chociaż

- Nie!

- No dobra dwie

-Niech ci będzie ale ani minuty dłużej

-Oczywiście, nawet odprowadze cie do domu jak będziesz chciał

-Myślę, że będzie na odwrót i to ja będę Cię ciągnął do tego domu. Gorzej będzie jak Cię tam rodzice zobaczą

- Nie zobaczą bo ich nie ma- ahh tak, kolejna delegacja jego rodziców..

-Dobra Fowler ja się zwijam, widzimy  się o ósmej. Pamiętaj bądź gotowy!- powiedział jeszcze nim wyszedł.
W tym samym czasie kiedy mój przyjaciel szedł do domu, ja posprzątałem i podałem mamie obiad. Powolnym krokiem ruszyłem na piętro, gdzie  rzuciłem się na łóżko w swoim pokoju, które ze zmęczenia wyciągnęło mnie do krainy snów dużo szybciej nim bym tego chciał.


2/3?

35+15 = next

BAD THINGS × RANDY ×Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz