POV Andy
Już wybierałem odpowiedni numer chcąc zapytać co to ma tak właściwie być, kiedy ktoś nagle wparował do mojego domu jak do siebie i ja dobrze wiedziałem kim jest ten ktoś.
-Czy Ciebie już do końca powaliło?- krzyknąłem, następnie przykładając dłoń do twarzy zapominając o tym, że moja mama mogła spać
- Nie, dlaczego niby?- zapytał farbowany blondym, wskakując na blat kuchenny, szeroko się szczerząc
- Nie mogę tego przyjąć.. - ścisnąłem mocno kartonowe opakowanie, wyciągnąć dłonie w jego stronę
- Ohh daj spokój to taki hmmm.. prezent urodzinowy
-Brook.. urodziny miałem ponad dwa miesiące temu...
- No to spóźniony prezent urodzinowy- wzruszył rękoma kontynuując- albo przedwczesny prezent na dzień dziecka. Ale to już jak wolisz- posłał mi swój typowy hollywoodzki uśmiech
- Brook ale ja..- nie chce słyszeć żadnego Ale! Lepiej przymierz a nie!
Głośno westchnąłem wyjmując z kartonu parę pięknych vansow z nowej kolekcji. Bardzo mi się podobały.. od dłuższego czasu nawet na nie oszczedzałem ale pojawiały się ważniejsze wydatki i tak szybko jak ten pomysł przyszedł mi do głowy tak szybko z niej wypadł.
Założyłem na stopę oba trampki, mocno je zawiązując na mojej chudej stopie, po czym przeszedłem się po kuchni, spoglądając na nowe obuwie.-I jak?
-Bosko Fovvi !- zaśmiał się Gibson kiwajac głową a w moich oczach ze szczęścia zebrały się łzy
- Dziękuję ..- wtuliłem się mocno w przyjaciela, który coraz częściej był świadkiem jednej z moich większych słabości czyli płakania.
-Nie masz za co należało ci się.
-Przecież mogłeś sobie kupić nowe a nie na mnie wydawać
-Prosze cie.. myślisz, że na taką stopę znajdziesz jakiś rozmiar który jest dostępny? - zaśmiał się pokazując na nią
-W sumie racja- postawiłem swoją stopę w bucie obok jest jego, która moim to była dużo mniejsza nawet w obuwiu od tej blondyna
-No to dzisiaj masz okazję pokazać się w nowych butach.- klasnął w dłonie po czym podszedł do lodówki zaglądając czy mam coś co lubi do jedzenia.Typowy Gibson.
-Gdzie niby?
-idziemy na imprezę- bardziej stwierdził niż zapytał nadal stając przed otwartą lodówka
- Nie ma mowy, nigdzie nie idę!
- Ohh daj spokój.. Kiedy ostanio byłeś na jakiejś imprezie? Albo kiedy ostani raz się całowałeś - zapytał a ja nie odpowiedziałem nic, ponieważ na żadnej w życiu nie byłem ani nigdy nikogo nie miałem..
- No to właśnie , kiedyś musi być ten pierwszy raz
-Ale ja nie chce...
-Zobaczysz będzie fajnie, będą dziewczyny- szturchnął mnie łokciem w bok a na sama myśl, że mam do którejś zagadać zrobiłem się cały czerwony.
Nie chcąc kontynuować tej rozmowy postanowiłem zejść z tematu więc zamknąłem mu lodówkę przed samym nosem, zaczynając przygotowywać coś na obiad.-Zepsujesz mi jak tak bedziesz trzymał otwartą, a teraz spadaj zaraz coś zrobie- mruknąłem wyciągając patelnie oraz garnek z szafki.
- Nie myśl sobie, że dam ci spokój. Impreza zaczyna się o dwudziestej ale my pójdziemy na dwudziesta pierwszą jak się już rozkręci. Przyjdę po Ciebie po ósmej, bądź już gotowy -mówił mając coś w buzi więc postanowiłem się obrócić.
- No co?- posłał mi pytające spojrzenie w dłoni trzymając nadgryzioną, suchą bułkę
- Nic- parsknalem śmiechem kręcąc głową na boki. Chyba się jeszcze nie zdążylo żeby Brook nie był głodny, albo żeby ciągle czegoś nie miał w buzi.
Podczas robienia " tego czegoś " na obiad bo podejrzewam, że danie które zrobiłem najprawdopodobniej nie ma jeszcze nazwy, ponieważ było tam wszystko i nic. Jakimś mistrzem gotowania nie jestem, jak i na sporo rzeczy jestem uczulony więc dodaje tylko co mogę i lubię, ale wodze, że wyszło mi całkiem spoko patrząc po tym, że Brooklyn je już drugi talerz i nie zapowiada się by na tym się skończył.
- Jak ty to zrobiłeś?- zapytał kończąc jeść kolejną porcję w trakcie tego gdy ja jestem w połowie.
-Sam widziałeś, dałem to co miałem- wzruszyłem rękoma kontynuując jedzenie posiłku
-W co się ubierzesz?- ponowie zaczął temat przez co nieświadomie wywróciłem oczami
-Fovvs Widziałem to!
-Ahhh sorry Brook, ale ja jakoś tego nie widzę.. poza tym
-Oh tam pieprzysz trzy po trzy, nawet nie próbuj się wymigac pracą bo dobrze wiem, że się zwolniłeś
Skąd on to..
-emmm
-rozmawiałem z Sam, spotkałem ją co nie było dziwne ponieważ mieszka ulice dalej, a ja wracałem ze szkoły. Po za tym po szkole chodziła plota, że twoja mama była w szkole co jest nie możliwe, ale to już wiem tylko ja - zaśmiał się wiedząc, że ma nade mna przewagę
-ughhh dobra, pójdę na tą imprezę, ale nie licz na więcej niż godzinę, może półtora
-trzy chociaż
- Nie!
- No dobra dwie
-Niech ci będzie ale ani minuty dłużej
-Oczywiście, nawet odprowadze cie do domu jak będziesz chciał
-Myślę, że będzie na odwrót i to ja będę Cię ciągnął do tego domu. Gorzej będzie jak Cię tam rodzice zobaczą
- Nie zobaczą bo ich nie ma- ahh tak, kolejna delegacja jego rodziców..
-Dobra Fowler ja się zwijam, widzimy się o ósmej. Pamiętaj bądź gotowy!- powiedział jeszcze nim wyszedł.
W tym samym czasie kiedy mój przyjaciel szedł do domu, ja posprzątałem i podałem mamie obiad. Powolnym krokiem ruszyłem na piętro, gdzie rzuciłem się na łóżko w swoim pokoju, które ze zmęczenia wyciągnęło mnie do krainy snów dużo szybciej nim bym tego chciał.2/3?
35+15 = next
CZYTASZ
BAD THINGS × RANDY ×
ФанфикNastolatek jak każdy inny lubiący grać w piłkę, oglądając seriale, pograć na konsoli czy po prostu nic nie robić w czasie wolnym od nauki. Niestety nie każdy ma tak dobrze, a bynajmniej nie Andy Fowler, który po ogromnej tragedi opiekuje się swoją m...