POV Rye
Na cmentarz było około pół godziny pieszo ale nie przeszkadzało to nam, a wręcz przeciwnie. Wyciszyło to załamanego blondyna, który przez całą drogę nie pisnął ani słówka idąc kilkanaście kroków przed nami, wzrok mając utkwiony w betonowych płytach po których stąpaliśmy.
Przechodząc przez bramę cmentarza miejsce Andiego zajął Brook, zaczynając nas prowadzić do miejsca gdzie pochowana była jego matka.
Nasze miasteczko nie było za duże więc jeszcze świeże miejsce pochówku było widoczne z daleka.-Poczekajmy tu- szepnął Brook łapiąc mnie za ramię, puszczając Fowlera przodem.
Blondyn słabo popatrzył w naszą stronę, usta wyginając w wymuszonym uśmiechu, powoli podchodząc do nagrobka.
Będąc zaledwie trzy kroki od niego zatrzymał się, a jego ciało zaczęło drzeć.Widząc Fowlera w takim stanie w oczach zebrały mi się łzy.. widziałem to jak cierpiał i nie mogłem z tym nic zrobić, a gdy uchylił usta próbując coś powiedzieć wychodził tylko szept.
Chciałem do niego podejść lecz uprzedził mnie w tym Brooklyn zamykając go w swoich obieciach.Usiedli na ławeczce tuż obok a kiedy niebieskooki się uspokoił zaczął mówić coś w kierunku swojej mamy.
Nie chcąc być nie grzeczny odszedłem kawałek dalej stwierdzając, że mi też przydałaby się szczera rozmowa.Szedłem dobrze znaną mi alejką, szybko odnajdując nagrobek gdzie znajdowało się moje nazwisko.
Cicho westchnąłem i przyżegnałem się.-Cześć babciu.. dawno mnie tu u Ciebie nie było, przepraszam za to - uśmiechąłem się na widok małej fotografii, która mieściła się przy imieniu i nazwisku.
Moja babcia była jedyną osobą, dla której coś znaczyłem, zawsze miała dla mnie czas. To ona znała wszystkie moje sekrety oraz problemu pomagając mi je rozwiązywać. Widziała więcej moich przelanych lez niż ktokolwiek inny a teraz gdy jej ze mną nie ma jestem sam..POV Andy
Nie mogłem uwierzyć w to co widzę..
Wielki napis na marmurowym nagrobku Lesley Fowler rozmazywał mi się z każdą sekundą coraz bardziej.-To moja wina mamo.. przepraszam Cię- zacząłem nie hamując już łez
-Chciałem byśmy żyli dobrze, by niczego nam nie brakowało.. Nie chciałem by do tego doszło.. Ja tylko chciałem mieć więcej pieniędzy byś wyzdrowiała.. byś była ze mną dłużej.. - nastała długa cisza, ponieważ narastająca gula w gardle uniemożliowała mi bym mówił dalej.
Właśnie wtedy Brooklyn uznał, że to dobry moment by się zmyć, na co nie pozwoliłem mu gestem dłoni, chcąc by ze mną został.
Blondym pokiwal tylko głową i złapał za dłoń dodając mi otuchy i odwagi dzięki czemu byłem w stanie kontynuować.-Mamo zrobiłem bardzo dużo złych rzeczy.. wiem, że mi nigdy tego nie wybaczysz, to przeze mnie tu jesteś.. To moja wina.. tylko i wyłącznie moja.
Przepraszam za to, że ani razu Cię nie odwiedziłem. Przepraszam za to, że oszukiwałem, łamałem prawo i wykorzytywałem innych-tu pomyślałem o Ryaenie, który był w trójce najbliższych mi osób, których skrzywdziłem najbardziej- nie tak mnie wychowałaś..
Nie tak przez tyle lat próbowałaś ze mnie zrobić dobrego człowieka. A ja? Ja podjąłem się takich rzeczy..
Starałaś się jak mogłaś zastąpić mi dwójkę rodziców i zrobiłaś to najlepiej na świecie tylko, że ja zgubiłem się w tym moim wielce "dorosłym " życiu..
Straciłem najpierw Ciebie, potem Ryana, a na końcu Brooklyna. Kiedy się ocknąłem jest już za późno..
J-ja p-po prostu prz-prze-przepasz-am mamo.. Jestem n-naj-gorszyn synem j-ja-jakiego m-moglaś mieć- zanosiłem się płaczem zaczynając się trząść.- Andy Już starczy.. Nie mów takich rzeczy..
-Ale to sam prawda Brook!- krzyknąłem i gdyby nie fakt, że na cmentarzu było pusto na pewno zwracił bym na siebie uwagę nie jednej osoby
-Kocham Cię mamo.. zawsze będę mimo iż beznadziejne ze mnie dziecko..- Chciałem mówić dalej ale Brooklyn powiedział coś co mnie zamurowało
- Andy twoja mama jest tu z Tobą i zawsze będzie pamiętaj o tym, mimo że nie ma jej przy nas ona zawsze będzie tu i czuwa nad Tobą byś już nigdy nie wpadł w takie tarapaty, mogę Ci to zapewnić- pokazał palcem na moją klatkę piersiową, a ja poczułem jak dziwne ciepło otacza moje ciało oraz bliskość drugiej osoby
-Zawsze będzie z Tobą.. I nie chciałaby byś się teraz poddał. A teraz zadbaj o tych których masz przy sobie Fowler bo nawet nie wiesz ile możesz dla kogoś znaczyć- mówił ja położyłem rękę na te jego w miejscu gdzie znajdowało się serce
-Masz rację Brook, muszę się wziąć w garść- odparłem biorąc głęboki oddech.
- Do zobaczenia mamo- szepnąłem spoglądając jeszcze raz na nagrobek mocno zaciskając pięści, a łzy mimowolnie ozdobiły moje policzki
Wstaliśmy oboje z ławeczki a moj wzrok powędrował w stronę miejsca gdzie stał Ryan.
Blondyn widząc moje zakłopotanie pociągnął mnie w jakąś stronę zaczynając prowadzić w kierunku drugiego wyjścia z cmentarza.
Kilkadziesiąt metrów później ujrzałem bruneta, który rozmowiał odwiedzając kogoś bliskiego.
Podszedłem trochę bliżej chcąc powiedzieć mu, że będziemy na niego czekać, nie chcący przy tym słysząc kawałek rozmowy-Jest dla mnie bardzo ważny.. Nie wiem co mam zrobić ani nie mam do kogo się zwrócić.. ciężko jest podejmować takie decyzje samemu bez wsparcia innych..-mówił cicho bawiąc się sygnetem na palcu - Ale myślę że zrobię tak jak zawsze mówiłaś.. posłucham tego co podpowiada mi serce - kontynuował a ja zdecydowałem, że zrobię odwrót i poczekamy na niego kawałek dalej.
Kiedy tylko odeszliśmy kawalek dalej zalwdnwie minutę później podszedł brunet. Od razu wiedziałem, że płakał.
Nie czekając na jakiekolwiek pozwolenie mocno go przytuliłem stając przy tym na palcach, czując jak silne ramiona Beaumonta owijają się w mojej talii.
Oderwaliśmy się od siebie i całą trójka w ciszy skierowaliśmy się do wyjścia idąc w dwie różne strony. Brooklym w stronę domu a ja z Ryanem do mnie.
-Dlaczego nie idziemy od razu do Ciebie? Przecież są..- nigdzie nie idziemy, zostanę z Tobą u Ciebie- odparł szybciej niż zdążyłem zdać pytanie
-Przecież czuje się dorbze.. wystarczy się przebiere i możemy iść. Wyjaśniłem sobie z mama wszystko i przeprosiłem.. po za tym ona jest zawsze ze mną, o tu- powiedziałem pokazując na miejsce gdzie było serce.
Nie tylko dla niej było tam miejsce..
-Jesteś pewien przecież możemy zostać u Ciebie, poprosiłem brata by odebrał tego torta więc nic się nie stanie jak nie przyjdę raz..
-Tak, Jestem pewien jak nigdy w życiu - szepnąłem przykładajac palec wskazujący do ust chłopaka by nic już więcej nie mówił, na co przymknął tylko oczy. Droga do mojego domu zajęła nam jeszcze dziesięć minut w przyjemnej ciszy, w trakcie której kilkukrotnie niechcący otarłem się o dłoń Ryana, czując przy tym dziwny prąd rozchodzący się po moim ciele.
Zahaczylem o nią ponowie lecz tym razem brunet nieśmiało splótł nasze palce razem, gładząc przy tym zewnętrzną część mojej dłoni.
Nie czując żadnej mojej relacji chciał ją cofnąć lecz nie pozwoliłem na to wzmacniając uścisk spoglądając w czekoladowe oczy Beaumonta, które zaraz po tym spojrzały na nasze złączone dłonie, a na twarz wpłynął delikatny uśmiech.Następny dopiero za tydzień xx
CZYTASZ
BAD THINGS × RANDY ×
FanfictionNastolatek jak każdy inny lubiący grać w piłkę, oglądając seriale, pograć na konsoli czy po prostu nic nie robić w czasie wolnym od nauki. Niestety nie każdy ma tak dobrze, a bynajmniej nie Andy Fowler, który po ogromnej tragedi opiekuje się swoją m...