23

260 52 17
                                    

POV Andy

Następnego dnia rano obudziłem się jak nowo narodzony. Miałem ochotę robić po prostu wszystko, tyle miałem w sobie energii!

Ale może najpierw śniadanie Fowler..

Powolnym krokiem zszedłem na dół mając na sobie tylko bieliznę, kierując się do kuchni gdzie miałem w planach zrobić sobie coś do jedzenia.
Nie chcąc męczyć się potem ze sprzątaniem postawiłem na czekoladowe płatki oczywiście z zimnym mlekiem!
Zajadając się  przepysznymi czekowadowymi kuleczkami spojrzałem na zegar ścienny, będąc naprawdę zdziwiony

Czy ja właśnie przespałem ponad dwanaście godzin?

Zjadłem śniadanie do końca i po posprztaniu, z nudów zacząłem przeglądać jakąś stronke z ubraniami, chcąc kupić sobie coś nowego.
Upatrzyłem sobie kilkanaście rzeczy, dodając je do koszyka chcąc je zamówić. Właśnie wtedy ktoś mi przerwał, a mówiąc ktoś mam na myśli nikogo innego niż Alexa.. ten to ma wyczucie

-Słucham Cię- odparlem z uśmiechem na ustach, wygodniej układając się na kanapie, nogi kładąc na stolik stojący przede mną

- Co powiesz żebyśmy poszli -Champ.. jeśli mam być szczery nie mam ochoty iść dzisiaj na żadną imprezę.. przepraszam ale ja odpadam- przerwałem mu na co ten zaczął śmiać się do słuchawki

- No co?

- Nie chciałem zapytać o to

- To o co?

- Czy nie miałbyś ochoty gdzieś wyjść tak wiesz, towarzysko na pizzę czy burgera? A może do kina hmm? Co na to powiesz?- spytał ku mojemu zdziwieniu

-Jeśli mam być szczery to dopiero  co zjadłem śniadanie, ale kino brzmi spoko chyba,  że wolisz wpaść do mnie, też możemy coś pooglądać i pograć- zaproponowałem dając mu chwilę na na myślenie się.
Podobał mi się pomysł Millichampa, ale dzisiaj  naprawę nie chciało mi się ruszać tyłka  z domu nawet na głupią  pizzę, no co innego by było gdyby pizza przyszła do mnie, to to rozumiem!

-Fowler.. śniadanie o czternastej?- westchnął i dodał - Jasne, co mam przynieść?

- Na co tylko masz ochotę

-Ohh nie wiesz na co się właśnie zgodziłeś- zaczął się śmiać, więc szybko z prostowalem

- Alex! Chodzi mi o jedzienie albo picie!

-No dobra dobra, widziałem przecież..

Po naszej kilku minutowej rozmowie zakończyliśmy  połączenie, ponieważ zacząłem się zbierać do jakiegoś sklepu.
Tak czy siak nie ominie mnie dzisiaj wyjście z domu.
Nie chcąc łazić nie wiadomo gdzie, po ubraniu się w jakieś dresy i zwykłą białą koszulke ruszyłem do najbliższego supermarketu kupując kilka paczek chipsow, orzeszków i ciastek, nie zapominając oczywiście i mojej ulubionej coli zero jak i żelek dla Alexa.
Stojąc przy kasie spojrzałem jeszcze w stronę apteki przypominając sobie, że muszę kupić leki ma astmę.. ostatnio coraz częściej dostaje mocnego ataku, dochodząc do siebie dosyć długo.
Zapłaciłem odpowiednią kwotę i ruszyłem w kierunku, spotykając tą sama farmaceutkę co kiedyś.

-Dzień dobry, ten lek na astmę- odparłem tak samo ukazując urządzenie, a bardziej wkład do niego dodając - Andrew Fowler- A kobieta szybko wklapała moje dane w komputer, uważnie mi się przyglądając.
Ponowie spojrzała na nazwę leku i zaczęła go szukać w jakiś szafkach, co trwało naprawdę długo.

Po chwili postawiła to przede mną  wraz z jakimiś innymi lekami, witaminami i tym podobne

- Ale ja tego nie prosiłem..- odparłem wkurzony, ponieważ traciłem tylko czas by szukała coś  czego nie chce..

-Chłopcze.. spójrz na siebie do jakiego stanu..- zaczęła a ja nie chcąc tego słuchać po prostu rzuciłem jej kilkanaście banknotów biorąc wszystkie rzeczy które przyniosła, wrzucając je do  plecaka, który miałem ze sobą, podnosząc z ziemi moje zakupy, kierując się do domu

-Głupia szmata..- mruknąłem pod nosem myśląc o tym co zrobiła kobieta, tym bardziej że dobrze wiedziałem jak będą brzmiały jej słowa dalej.
Na chuj się wtrąca w nie jej sprawy.

Kiedy byłem już po domem Alex na mnie czekał i to na całe szczęście.
Wpuściłem go do domu proponując coś do picia, na co pokazał mi że wziął ze sobą coś procentowego a nie wode czy cole.

- gdzie masz szklanki? - spytał wchodząc do kuchni kładąc tam alkohol który kupił

-Lewa gorna szafka i weź jakąś  miske z tej obok - krzyknąłem z salonu, odpalając konsole, którą ostatnio sobie kupiłem. Znaczy miałem konsolę ale jej straszą  wersję,  ponieważ  nie było nas stać. Teraz mam ta najnowszą  z dużym pakietem gier, które nie były w zestawie ale skoro mam kasę to mogę sobie pozwolić prawda?

Byliśmy w trakcie oglądania pierwszego film i kiedy nagle zadzwonił dzwonek do drzwi.

-czekaj, otworzę- odparłem w stronę Alexa, który go zastopował kiwając głową pytając

-Masz ładowarkę do telefonu?

-Ta, na górze w szafce, weź sobie

Kiedy Champ zniknął na schodach ja ruszałem w końcu w stronę drzwi, gdzie ktoś nieźle się dobijał.
Kiedy się otworzyłem nie widziałem co mam robić.
Przede mną  stał Brooklyn. Wyglądał jakby zobaczył  ducha.. bardzo dobrze znałem tą minę, coś się musiało stać.

-Brook- powiedziałem poważnym głosem. Tak to udajemy, że się nie znamy a jak coś się stało to przychodzi do mnie.. żenada

-A-andy musimy porozmawiać- zaczął jednak przerwał mu Alex krzyczący że znalazł gumki w mojej szafce i zaczynając się śmiać chciał  żebym do niego przyszedł..

- Juz chwila!- odkrzyknąłem , po chwili patrząc jak w oczach blondyna zbierają się łzy

-To coś poważnego?- spytałem nie ukrywając, że mi się trochę śpieszy

-Wiesz co Fowler, już nic.. - załkał obracając  się na pięcie, zaczynając biec

-A ty co?- spytał Millichap stając obok, otrząsając mnie z transu.

- To brooklym, jakoś dziwnie się zachowywał. Chciał pogadać a jak tylko usłyszał  twój głos po prostu pobiegł - odparłem, zamykając za sobą drzwi w których stałem aż  do przybycia chłopaka.

-Daj spokój Fowler- klepnął mnie w ramię, ciągnąć za dłoń w stronę salonu.

Serio nie wiem co mu odbiło, ale to było dziwne .



Ostatnio myślałam żeby to zawiesić, ale jednak stwierdziłam że dokończę to ff, ale raczej będzie to ostatnia rzecz jaka się tu pojawi.

BAD THINGS × RANDY ×Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz