POV Rye
Po rozdaniu świadectw wróciliśmy z Robbem do domu, gdzie oczywiście dostałem ogromną pochwałę z to, że ukończyłem kolejną już klase z wysoką średnia. Nie obeszło się również bez bluzg i obelg ze strony Robbiego, który ledwo zdał szkołę, będąc zazdornym o mój czerwony pasek jak i osiągnięcia sportowe, w których zostałem wyróżniony.
Jak na poczatek wakacji przystało wszędzie imprezy.. A czy się na jakąś wybieram? Odpowiedź brzmi nie.
Mam już w dupie pilnowania STARSZEGO BRATA by nie wpadł w tarapaty, bo on i tak mnie zaleje i to zrobi, z reszta i tak już jest w "zwiazku" z ćpunem, więc chyba gorzej być nie może ..Cały dzień spędziłem dosyć aktywnie, kiedy reszta tych zjebow z którymi chodziłem do szkoły, czy mieszkałem na osiedlu szykowała się na imprezę.
Kiedy ja robiłem czwarte okrążenie wokół całego osiedla, oni wypakowywali z auta alkohol za każdym razem kiedy przebiegałem obok.Wywróciłem tylko oczami znacznie przyspieszając, chcąc zakończyć moją przyrodę z bieganiem na dzisiaj, pędząc w stronę domu gdzie w drzwiach minąłem się z bratem.
Będąc sam jak palec zrobiłem sobie na kolację mój ulubiony makaron z sosem pomidorowym, rzucając się na kanape i odpalając Netflix ciesząc się, że właśnie w ten spsoosb spędzam ten wieczór.
Około godziny drugiej zaczął dzwonić telefon, tym samym budząc mnie z jakże wspaniałego snu. Spojrzałem na ekran, który mnie oślepił swoją jasnością przez co od razu zamknąłem oczy i nie patrząc na to kto dzwoni po prostu odebrałem
-Halo?
-Rye?
-Zach.. A kto inny skoro wybrałeś numer do mnie?- spytałem kumpla z klasy, słysząc po glosie, że się strasznie spruty
-Bee pomożesz m-mi dojść do domu?- wybełkotał, lecz mimo to zrozumiałem co do mnie mówił.
-Dobrze, u kogo jestes?-spytałem, dostajac od razu odpowiedź w tle słysząc jak ktoś woła do właściciela domu, że zimne piwo się w lodówce skończyło
-Zaraz będę Zach- odparłem odkładając telefon na bok, wstając z kanapy.
Dopiero teraz zauważyłem, że nie ubrałem na siebie nic po prysnicu prócz bokserek.
Nie chcąc nie wiadomo jak się ubierać z racji tego że:
A) idę po pijanego typa, który w każdej chwili może się zbełtać na mnie;B) nadzyczajnie mi się nie chce, ponieważ kiedy tylko wrócę tu z porowtem kładę się spać.
Szybkim krokiem ruszyłem na górę, zakładając na siebie jakieś ciemne spodnie i koszulę w kratę, nie zapinając jej do końca, po czym wyszedłem z domu, uprzednio go zamykając.
Kevin u którego odbywała się impreza znajdował się nie daleko, zas dom gdzie mieszka Zach już tak więc pojechałem tam autem.
Zaparkowałem pod samym wejściem, od samego początku przepychajac się prze tłum spoconych i śmierdzących ludzi, chcąc się dostać do centrum domu, a raczej na jedną z kanap na której czekał na mnie kolega.
Wtedy nagle nasze spojrzenia się ze sobą skrzyżowaly.. Nie kto inny jak Fowler. Rzucając mu tylko jedne spojrzenie ruszyłem przed siebie, kiedy on już najprawdopodobniej opuszczał imprezę. Czyżby była aż tak nudna i chujowa? Czy po prostu się ulotnił bo znalazł sobie kogoś na dzisiejszą noc?Jak najszybciej odnalazłem przyjaciela i pomagając mu wstać wziąłem go pod ramie, zaczynając kierować się do wyjścia.
Wtedy usłyszeliśmy gwizdy i krzyki, z racji tego, iż i tak tamtędy przechodziliśmy zerknąłem w tamtą stronę, a nogi odmówiły mi posłuszeństwa.
Fowler całował się z jakąś suką, która siedziała na jego kolanach. Całował się?! Co ja pierdole?! Oni pożerali sobie nawzajem twarze, w trakcie czego on miał ręce pod materiałem jej gaci jeśli w ogóle je założyła, za to ona odpinała mu koszulę dotykając swoimi brundymi łapskami z wielkimi szponami jego delikatnego torsu.Widzę, że dobrze się bawi..
Myślałem, że mimo tej akcji zadzwoni, bądź chociaż napisze, ale dla niego chyba naprawę liczy się tylko seks. Po za tym szybko znalazł sobie kogoś inengo, jeśli w ogóle nie pieprzył kilku osób na raz..-Rusz się..- szepnąłem Zacha, kiedy czarna koszula Fowlera znalazła się na ziemi a to "cos" zaczęło się o niego ocierać..
Byłem okropnie zły na samego siebie.. Jak mogłem pomyśleć, że między nami w ogóle może coś byc, a przez seks może się do siebie zbliżymy.
-Słyszysz Kurwa? Rusz się!- krzyknąłem ponowie na Zacha, który tak naprawę nic w tym nie zawinił. Nie mogłem go o to obwiniać..
Kiedy udało nam się wyjść z od Kevina, posadziłem chłopaka na przednim siedzeniu, zapinając mu pas, samemu siadając za kierownicą następnie odpalajac silnik, odwożąc go do domu.
-dziękuję że go przywiozłes i przepraszam za niego Rye
-Nic się nie stało proszę Pani, każdemu się zdarza- powiedziałem do mamy Zacha, która ze wstydem otworzyła drzwi kiedy nie udolnie próbowałem wyciągnąć już praktycznie nie przytomnego, ważnego prawie osiemdziesiąt kilo chłopaka. Może i byłem wysportowanych i silny ale fakt, że był bezwladny walce mi tego nie ułatwial.
- Jeszcze raz dziękuję
-Spokojnej nocy życzę- szepnąłem jeszcze nim ruszyłem do auta, głośno westchając przecierając twarz dłońmi
Nie Rye.. daj sobie spokój.. on i tak ma cie gdzieś - powiedziałem na głos, bijąc się z swoimi myślami co zrobić dalej, ponieważ serce podpowiadało mi kompletnie co innego niż rozum.. Tyle, że już raz posłucham się serca i była to moja jedna z gorszych decyzji w życiu... A może miało tak być?
40+20= next
CZYTASZ
BAD THINGS × RANDY ×
FanfictionNastolatek jak każdy inny lubiący grać w piłkę, oglądając seriale, pograć na konsoli czy po prostu nic nie robić w czasie wolnym od nauki. Niestety nie każdy ma tak dobrze, a bynajmniej nie Andy Fowler, który po ogromnej tragedi opiekuje się swoją m...