POV Rye
Od tamtej na pozór beznadziejnej imprezy nie mogłem przesłać myśleć tajemniczym blondynie, którego imienia nawet nie znałem, a o smaku ust nie mogłem zapomnieć.
Kto by pomyślał, że taki ktoś jak ja odważy się wziąć narkotyki tylko dlatego iż poczuł że nie ma już odwrotu, a sam sposób w jaki chłopaki mi dał nawet nie potrzebował komentarza.Przez następne dni ciągle o nim myślałem, nie dawało mi to spokoju aż w końcu przyszedł weekend.
Jak to zwykle poszedłem na imprezę z moim bratem na pozór z przymusu, lecz tak naprawdę chciałem i miałem cichą nadzieję, że ON tam będzie.Nie myliłem się był w łazience tak jak na poprzedniej imprezie, rozliczając się z jakims typem ode mnie ze szkoły.
-Elo Beaumont, nie pożałujesz - przywitał się ze mną klepiąc w ramię i wychodząc z pomieszczenia gdzie zostałem sam z blondynem
-Hej- odparłem nie śmiało podchodząc bliżej
-Ile? -Spytał a ja już wiedziałem kim jest.
No pięknie Ryan.. musiałeś się zadużyc w dilerze?-J-jedną- odparłem mimo iż nie chciałem tego brać, a jeżeli to ma być jedyny sposób bym mógł w jakiś sposób zbliżyć się do niego to zrobię to
Pokiwał głową szukając to o co poprosiłem, podając mi woreczek z jedną sztuką.
Nie zrobił tego przez pocałunek jak wcześniej.
Z tylnej kieszeni wyciągnąłem kilka banknotów wręczając mu do ręki które od razu schował.-Mówiłeś, że nie zadajesz się z ćpunami- powiedział gdy już chciałem wyjść z pomieszczenia
-A ty zdaje się mówiłeś że nim nie jesteś- powiedziałem nie odwracając się
-Do zobaczenia Ryan- odparł jednak pamiętając moje imię a ja wiedziałem że tak łatwo nie odpuszczę
Nie opuściłem od wtedy żadnej imprezy, za każdym razem przychodząc do blondyna, pod pretekstem kupienia kolejnych używek.
Za każdym razem milczał, biorąc ode mnie pieniądze raz więcej, raz mniej.
Zawsze to ja musiałem zagadać by ten odpowiedział mi krótko, mówiąc jak najmniej na zadane pytania.
Wiedziałem, że mnie spławia..Pewnego dnia szedłem przez jedno z biedniejszych osiedli w moim miasteczku, kierując się do sklepu z grami, który mieścił się na jego końcu, nie mogąc uwierzyć w to jakie szczęście mnie spotkało.
Przede mna szła dwójka blondynów z czego jeden był moim obiektem westchnień od pewnego czasu. Nie rozumiem jak ktoś na pozór tak słodki, uroczy i niewinny może sprzedawać dragi..A może zamiast kupować po prostu zapytam się to o numer?
Nie.. To głupie.. zapytam o to co zwykle. Chociaż tak zamienię z nim może kilka zdań.
Tego samego dnia zapisał mi swój numer na ręce. Niby poszlo zbyt łatwo, bo dlaczego miał by mi dać prawdziwy?Tego samego wieczoru zadzwoniłem do Fowlera o ile tak się nazywał, bądź takie miał przezwisko. Tylko tyle udało mi się usłyszeć z tego jak zwracał się do niego tamten blondyn, którego swoją drogą już kilka razy widziałem.
-Gdzie idziesz?- spytał Robb siedzący na kanapie w salonie
-Przejść się- mruknąłem nie czekając na odpowiedź po prostu wychodząc. Mamy nawet nie było w domu, więc niech nie udaje przykładego i kochającego brata bo nim nie jest..
Do parczku miałem może jakieś pięć minut więc nie spieszyłem się za bardzo.
Już z daleka widząc postać dobrze wiedziałem, że jest to blondyn, mimo iż miał kaptur na głowie. Niska, drobna postura ubrana na ciemno a jedynie co się rzuciło w oczy z daleka to białe markowe buty.-Cześć Fowler- zwróciłem się w jego stronę, więc odwrócił się, informując że nie sprzeda mi już tego gówna
Z jednej strony mi to pasowało, ponieważ wynosiłem coraz więcej pieniędzy z domu na co, co i tak spłukiwałem w kiblu
Więc w takim razie po co tu przyszedł? Gdy go o to zapytałem dostałem prostą do przewidzenia się odpowiedź, że chciał mi to powiedzieć.. przecież gdyby nie chciał przychodzić mógł mnie spławic pisząc durnego smsa.
Po tym nastała cisza,ogromna długa cisza, którą zakończył Fowler żegnając się. Nie chciałem by juz szedł..
-a nie do zobaczenia?-zapytałem zdesperowany po formie w jakiej blondyn odniósł się do mnie. Wtedy tylko powtórzył mi to samo co na początku naszego spotkania.
-To mnie pocałuj- odparłem tęskniąc za pełnymi, miękkimi i malinowym i ustami niebieskookiego
Jednak musiałem powtórzyć te słowa zanim poczułem jego wargi na swoich. Mocno przypadł mnie do murka pogłębiając pocałunek, narzucając szybkie tempo, któremu starałem się dorównywać, oddając każdy możliwy pocałunek.
Palce wplątałem w włosy blondyna, lekko za nie ciągnąc kiedy on mocno przyparł do mnie biodrami, kolanem naciskając na moje krocze, przez co jęknałem powodując u Fowlera uśmiech, który dało się wyczuć podczas pocałunku.Oderwaliśmy się od siebie głośno sapiąc, a bynajmniej ja bo blondym wziął tylko dwa oddechy i miał się jak najlepiej. Nie to co ja.
Ponowie zbliżył się do mnie szepcząc mi do ucha adres gdzie jutro mam się zjawić, a mnie przyszły ciarki.
Nim się obrzelam zaczął sie oddalać jak gdyby nigdy nic.-Fowler! -pobiegłem do niego na co chłopak się zatrzymał
-Andy- odparł stanowczo spoglądając na rękaw, za który go złapałem.
-Andy - powiedziałem za zanim nie załapując o co chodzi, ale dopiero po chwili zorientowałem się, że tak właśnie on ma na imię, Andy.
Po usłyszeniu imienia chłopaka po prostu go puściłem, a blondym zaczął się kierować najprawdopodobniej w stronę domu,więc ja zrobiłem to samo, tyle że w innym kierunku.
Nie mogłem opanować swoich emocji, a po moim ciele nadal przechodził przyjemny prąd.
W swojej szkole jestem uważany za króla tylko dlatego, że moi starzy mają kasę. Ojciec pracuje za granicą a matka zapieprza 24/7 by nie siedzieć w domu czego się nie dziwie. Wolala zatrudnić niańke dla moich młodszych braci i mieć ich z głowy, a ja i robb i tak sami sobie radzilismy więc nie miała prawa wtrącać się gdzie i o której wychodzimy.
Mimo, że mieliśmy pieniądze nikt nie widział jak jest u nas w domu i jak jest na prawdę. Z zewnątrz piękna kochająca rodzinka, a wewnątrz brak zainteresowania. Moje problemy z samym sobą.. nikt nie zwracał na to uwagi bo wszystko było przykryte idealną maska, którą ściągnąłem gdy byłem sam.
Miałem od cholery przyjaciół w szkole a gdy przychodził czas wolny nie mam nawet do kogo się odezwać. Chodzę tylko ja te głupie imprezy bo inaczej mój durny brat nie wyszedł by z domu, po za tym mówi, że jak na "króla" przystało to muszę być na każdej. Obojętnie co bym na niej robił. Muszę być.
Oczywiście znacznie bardziej mi się to podobało jak przez przypadek poznalem Fowlera.
Fowler jest typem dupka, chociaż wcale na takiego nie wygląda, zaś ja na takiego wyglądam a wcale nim nie jestem.Tak bardzo pogrążyłem się we własnych przemyśleniach, że nawet nie zauważyłem, że przeszedłem swój dom o około dwieście metrów.
Nie mogąc przestać myśleć o tym jak bardzo zainteresował mnie ten człowiek, ostatecznie nic nie czyniąc udałem się z powrotem w stronę domu, idąc do swojego pokoju, gdzie od razu wskoczyłem do łóżka stwierdzając iż prysznic wezmę jutro oraz że piątek będzie dniem zdecydowanie wolnym od zajęć, ponieważ mam tylko cztery lekcje z czego jedne zajecia to zastępstwo, więc nie opłaca się ruszyć tyłka z łóżka, które ewidentnie bardziej mnie rozumie niż ktokolwiek inny.
CZYTASZ
BAD THINGS × RANDY ×
FanficNastolatek jak każdy inny lubiący grać w piłkę, oglądając seriale, pograć na konsoli czy po prostu nic nie robić w czasie wolnym od nauki. Niestety nie każdy ma tak dobrze, a bynajmniej nie Andy Fowler, który po ogromnej tragedi opiekuje się swoją m...