POV Andy
Już z daleka widziałem blondyna grającego przed domem w kosza, tylko dlaczego samemu?
-Cześć Brook- zawołalem jakby nasza kłótnia nie miała miejsca
-Zostaw mnie Fowler, nienawidzę Cię..- odparł nawet nie odwracając się w moją stronę, w dalszym ciągu celując pomarańczową piłką w stronę tarczy
-O chuj ci chodzi? To ja przychodzę zapytać się czy jedziesz ze mną do mamy a Ty wylatujesz z tekstem "nienawidzę Cię "
- Bo Cię nienawidzę! Choć obiecałem, że tego nie zrobię
-Co masz zły dzień? Macie z duffem celibat czy co?- zaśmiałem się ale dopiero po chwili spojrzałem że mimo bardzo cieplej pogody chłopak ubrany był cały na czarno.
Wtedy przypomniało mi się zdjęcie oraz tweet, który dodał chłopak, ubrany w ciemny garnitur.. no tak był w żałobie-Jesteś naprawę jebniety..-zaczął na co wywróciłem oczami
-Albo jedziesz albo nie, nie mam czasu na twoje niezdecydowanie. Rozumiem, że ci ktos umarł, a Jack nie wypieprzył porządanie, ale decyzje mógłbyś podjąć trochę szybciej- Wiesz ci Andy? Zmieniłeś się.. jesteś takim samym dupkiem jak reszta. Od kiedy Ty się tak zachowujesz? Ahhhh no może od kiedy zadajesz się z Alexem. - odparł spoglądając w moja stronę , mocno zaciskając pięści
-Czyli jednak chodzi tu o Jacka..
-Fowler!- krzyknął na tyle głośno i niespodziewanie aż podskoczyłem.
- Dla twojej informacji nie spotykam się z Jackiem bo był jednym wielkim chujem i ćpunem a jedyne co chciał to mnie pieprzyć! A kiedy potrzebowałem twojej pomocy to cie przy mnie nie było! Wolałeś zabawić się na imprezach kiedy ja potrzebowałem by ktoś zaopiekował się mną tak jak ja Tobą! - krzyczał ze łzami w oczach a ja stałem oniemiały
-Brook j-ja - Nie przerywaj mi!- krzyknął ponowie a po jego policzkach ponowie zaczęły lecieć łzy
-Opiekowałem się Tobą jak młodszym bratem przez tyle lat, pomagałem ci, a Ty mnie od tak okłamałeś..
Jeszcze żeby to było raz Fowler.. - mówił a ja czułem jak moje ręce zaczynają się pocić.. on wiedział wszystko-Wiem, że jesteś w trudnej sytuacji Ale- ja jestem w trudnej? Może dlatego, że to na byłem świadkiem kiedy ktoś najbliższy umiera że łzami w oczach i wymalowanym bólem na twarzy, ponieważ ostatni raz syna widział w domu.. który ani razu nie raczył się pofatygować,.- mówił a ja zamarłem
-O czym ty..
-Twoja mama nie żyje Fowler od prawie dwóch tygodni, a Ty masz tupet pytać się czy dzisiaj jadę z Tobą do niej!- zanosił się łzami, a ja poczułem rozchodzący się ból po moim ciele
- Nie..
- Tak Andy.. Byłem u niej co dzień po kilka godzin bez względu na to czy spała, miała badania czy po prostu leżała.. ciągle pytała się o Ciebie a ja jej obiecywałem, że zjawisz się jutro.. dlatego wpytywałem czy mogę w Tobą jechać.
Wiesz jak było jej przykro?- zapytał się a ja nie mogłem wykrztusić z siebie żadnego słowa-To przez Ciebie nie żyje.. widziała, że jest ciężarem.. mówiła, że nie chce tak żyć, że przez to wszytsko nawet własny syn jej nie kocha. Następnego dnia kiedy przyszedłem była w tragicznym stanie..
Kazała mi się Tobą opiekować bez względu na to jak bardzo źle ją potraktowałes i jaki miałeś w tym powód... kazała mi cie kochać tak jak ona kochała Ciebie Andy.. a potem odeszla!Nastała cisza.. okropna cisza, podczas której nie miałem ochoty istnieć..
Co ja najlepszego zrobiłem.
Dopiero twraz wszystko zaczęło mi się układąc w głowie.
Przelewy które ostatnio nie docierały, ponieważ zostawały odsyłane.. Zachowanie Brooka..-kiedy dokładnie..- szepnąłem drzacym glosem nie będąc w stanie powiedzieć inaczej
- Kiedy dobrze bawiłes się z Alexem u Ciebie.. przyszedłem ci to powiedzieć ale miałeś ważniejsze sprawy na głowie
W tym momencie nie wytrzymałem.. zaczalem płakać zanoszac się, nie mogą złapać oddechu. Do tego wszystkiego doszły drgawki.
-Andy- szepnął Brooklyn podchodząc do mnie bliżej
-Jej już nie ma.. Br-brooklyn j-ja ją kocham, to nie może być p-pr-prawda- zacząłem na co blondyn bez wahania zamknął mnie w ramionach, gdzie minimalnie czułem się bezpieczniej po tym wszystkim co mu zrobiłem..
-Brooklyn.. Nie ma jej.. Nie ma ..
- Już mały- mówił próbując mnie uspokoić co nie bardzo mu wychodziło ponieważ wpadłem w jeszcze większą histerię.
Czy naprawdę musiało dojść do tragedia, żebym się w końcu z tego otrząsnął?!
Mocno przymknąłem oczy, zaciskając dłonie na koszulce chłopaka, nie ujmując emocji.Kiedy je otworzyłem po drugiej stronę ulicy zauważyłem Ryana. Kiedy zorientował się, że ktoś na niego patrzy spojrzał w moją stronę..
Obraz zaczął mi się rozmazywać, oddech stał się płytki, a nogi miękkie..
Spojrzałem jeszcze raz w czekoladowe oczy bruneta, czując jak Brook chce się ode mnie odsunąć.
Następne co słyszałem to blondyn krzyczący mojej imię, łapiąc mnie ponowie w ramina..
Czy właśnie tak miało się to wszystko skończyć?.
CZYTASZ
BAD THINGS × RANDY ×
FanfictionNastolatek jak każdy inny lubiący grać w piłkę, oglądając seriale, pograć na konsoli czy po prostu nic nie robić w czasie wolnym od nauki. Niestety nie każdy ma tak dobrze, a bynajmniej nie Andy Fowler, który po ogromnej tragedi opiekuje się swoją m...