26

252 62 14
                                    

POV Andy

Już z daleka widziałem blondyna grającego przed domem w kosza, tylko dlaczego samemu?

-Cześć Brook- zawołalem jakby nasza kłótnia nie miała miejsca

-Zostaw mnie Fowler, nienawidzę Cię..- odparł nawet nie odwracając się w moją stronę, w dalszym ciągu celując pomarańczową  piłką w stronę tarczy

-O chuj ci chodzi? To ja przychodzę zapytać się czy jedziesz ze mną do mamy a Ty wylatujesz z  tekstem "nienawidzę Cię "

- Bo Cię nienawidzę! Choć obiecałem, że tego nie zrobię

-Co masz zły dzień? Macie z duffem celibat czy co?- zaśmiałem się ale dopiero po chwili spojrzałem  że mimo bardzo cieplej  pogody chłopak ubrany był cały na czarno.
Wtedy przypomniało mi się zdjęcie oraz tweet, który dodał  chłopak, ubrany w ciemny garnitur.. no tak był w żałobie

-Jesteś  naprawę jebniety..-zaczął na co wywróciłem oczami
-Albo jedziesz albo nie, nie mam czasu na twoje niezdecydowanie. Rozumiem, że ci ktos umarł, a Jack nie wypieprzył porządanie, ale decyzje mógłbyś  podjąć trochę szybciej

- Wiesz ci Andy? Zmieniłeś się.. jesteś takim samym dupkiem jak reszta. Od kiedy Ty się tak zachowujesz? Ahhhh no może od kiedy zadajesz się z Alexem. - odparł spoglądając w moja  stronę , mocno zaciskając  pięści

-Czyli jednak chodzi tu o Jacka..

-Fowler!- krzyknął na tyle głośno i niespodziewanie aż podskoczyłem.

- Dla twojej informacji nie spotykam się z Jackiem bo był jednym wielkim chujem i ćpunem a jedyne co chciał to mnie pieprzyć! A kiedy potrzebowałem twojej pomocy to cie przy mnie nie było! Wolałeś zabawić się na imprezach kiedy ja potrzebowałem by ktoś zaopiekował się mną tak jak ja Tobą! - krzyczał ze łzami w oczach a ja stałem  oniemiały

-Brook j-ja - Nie przerywaj mi!- krzyknął  ponowie  a po  jego policzkach ponowie zaczęły  lecieć  łzy

-Opiekowałem się Tobą jak młodszym  bratem przez tyle lat, pomagałem ci, a Ty mnie od tak okłamałeś..
Jeszcze żeby to było raz Fowler.. - mówił a ja czułem jak moje ręce zaczynają się pocić.. on wiedział wszystko 

-Wiem, że jesteś w trudnej sytuacji Ale- ja jestem w trudnej? Może dlatego, że to na byłem świadkiem kiedy ktoś najbliższy umiera że łzami w oczach i wymalowanym bólem na twarzy, ponieważ ostatni raz syna widział w domu.. który ani razu nie raczył się pofatygować,.- mówił a ja zamarłem

-O czym ty..

-Twoja mama nie żyje Fowler od prawie dwóch tygodni, a Ty masz tupet pytać się czy dzisiaj jadę z Tobą do niej!- zanosił się łzami, a ja poczułem rozchodzący się ból  po moim ciele

- Nie..

- Tak Andy.. Byłem u niej co dzień po kilka godzin bez względu na to czy spała, miała badania czy po prostu leżała.. ciągle pytała się o Ciebie a ja jej obiecywałem,  że zjawisz się jutro.. dlatego wpytywałem czy mogę w Tobą jechać.
Wiesz  jak było jej przykro?- zapytał się a ja nie mogłem wykrztusić z siebie żadnego słowa

-To przez Ciebie nie żyje.. widziała, że jest ciężarem.. mówiła, że nie chce tak żyć, że przez to wszytsko  nawet własny syn jej nie kocha. Następnego dnia kiedy przyszedłem była w tragicznym stanie..
Kazała mi się Tobą opiekować bez względu na to jak bardzo źle ją potraktowałes i jaki miałeś w tym powód... kazała mi cie kochać tak jak ona kochała Ciebie  Andy.. a potem  odeszla!

Nastała cisza.. okropna cisza, podczas której nie miałem ochoty istnieć..
Co ja najlepszego zrobiłem.
Dopiero  twraz wszystko zaczęło mi się układąc w głowie.
Przelewy które ostatnio nie docierały, ponieważ  zostawały odsyłane.. Zachowanie Brooka..

-kiedy dokładnie..- szepnąłem drzacym glosem nie będąc w stanie  powiedzieć inaczej

- Kiedy dobrze bawiłes się z Alexem u Ciebie.. przyszedłem ci to powiedzieć ale miałeś ważniejsze sprawy na głowie

W tym momencie nie wytrzymałem.. zaczalem płakać zanoszac się, nie mogą złapać oddechu. Do tego wszystkiego doszły drgawki.

-Andy- szepnął  Brooklyn  podchodząc  do mnie bliżej 

-Jej już nie ma.. Br-brooklyn j-ja ją kocham, to nie  może być p-pr-prawda- zacząłem na co blondyn bez wahania zamknął mnie w ramionach, gdzie  minimalnie czułem się bezpieczniej po tym wszystkim co mu zrobiłem..

-Brooklyn.. Nie ma jej.. Nie ma ..

- Już  mały- mówił próbując mnie  uspokoić co nie bardzo mu wychodziło ponieważ wpadłem w jeszcze większą histerię.

Czy naprawdę musiało dojść do tragedia, żebym się w końcu z tego otrząsnął?!


Mocno przymknąłem oczy, zaciskając dłonie na koszulce chłopaka, nie ujmując emocji.

Kiedy je otworzyłem po drugiej stronę ulicy zauważyłem Ryana. Kiedy zorientował  się,  że ktoś na niego patrzy spojrzał w moją stronę..
Obraz zaczął mi się rozmazywać, oddech stał się płytki, a nogi miękkie..
Spojrzałem jeszcze raz w czekoladowe oczy bruneta, czując jak  Brook chce się ode mnie odsunąć.
Następne co słyszałem to blondyn krzyczący mojej imię, łapiąc mnie ponowie w ramina..
Czy właśnie tak miało się to wszystko skończyć?.

BAD THINGS × RANDY ×Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz