POV Andy
Bez humoru i jakichkolwiek chęci ruszyłem do domu Gibsona, do którego droga zajęła mi dwadzieścia minut.
Zadzwoniłem dzwonkiem kilka razy lecz wciąż nim mi nie otwierał.
-A może gobnie ma? Jestem sporo przed czasem- pomyślałem spoglądając na zegarek w telefonie.
Odczekałem jeszcze chwilę, ostatecznie decydując, że zadzwonię do blondyna zapytać się czy w ogóle jest w domu.
Wybrałem niego numer, lecz rozłączył mnie po trzecim sygnale.-Zajebiscie- wymamrotałem zablokowując telefon, kiedy nagle zostałem powalony na ziemię przez mokrego blondyna.
Już wiem czemu nikt nie otworzył .-Cześć- cmoknął mnie w policzek kontynuując- idziemy się kąpać- po czym pociągnął mnie w stronę ogrodu
-Rozbieraj się- nakazał stanowczym głosem rzucając na leżak ręcznik dla mnie, tym samym przypominając mi sytuację z przed chwili, kiedy był u mnie Ryan.
"Rozbiejraj się " chodziło mi po głowie i nie chciało dać spokoju. Chyba naprawę źle to zabrzmiało.. A może miał jakiś problem, o którym chciał porozmawiać a ja po prostu... ehh
-Widzę, że muszę Ci pomóc- odezwał się Brook podnosząc moje ręce do góry, zdejmując ze mnie koszulke jak z małego chłopca, który potrzebuje do tego pomocy
-Masz szczęście, że przyszedłeś w spodenkach w których można pływać, bo bym Ci ich nie przebierał na kąpielówki- rzekł mocno zawiązując mi w nich sznurek widząc jak bardzo spadają mi z tyłka, pokazując trochę za dużo
-Może zaczniesz jeść co?
-jem
-Widze właśnie - uniósł brwi do góry ciągnąć za materiał spodenek pokazując, że śmiało mógłby tam wsadzić dwie ręce a luzu było jeszcze sporo, a bardziej ścisnąć się ich nie dało - a były na Ciebie dobre - dodał wstając na równe nogi
Kąpaliśmy się w basenie do samego wieczora, rozmawiając i głupiając się kiedy nagle zszedł na temat mamy..
-Wszystko super, nigdy lepiej się nie czuła -sztucznie się uśmiechąłem na co blondyn zrobił to samo
- To dobrze..
-Idziesz na imprezę w sobotę? Wiesz zakończenie szkoły i w ogóle
- Jasne że idę! Głupie pytanie !- odparłem entuzjastycznie
-Zostawisz mnie jak na każdej poprzedniej czy może tym razem po bawimy się na niej razem
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- To, że nie masz dla mnie czasu Fowler, jedyne kiedy się widujemy to albo w szkole jeśli w ogóle w niej byłeś albo na imprezie gdzieś przelotem bo znikasz..
-A czy ja Ci się wpierdalam w życie?- spytałem agresywnie na co blondyn uniósł ręce w obronnym geście
-Spokojnie..Jeśli masz kogoś to wystarczyło powiedzieć. Jesteśmy przyjaciółmi zrozumiałym, że chcesz spędzać czas z tą osobą. Przecież...- nie dałem mu dokończyć ponieważ wybuchnąłem
-Czy zaglądam ci do łóżka i pytam co z kim robisz? Wypytuje o jakieś zjebane rzeczy? Nie! Więc skoro ja ci tego nie robię to ty nie rób tego mi i się odpierdol Gibson! - wykrzyczałem mu w twarz nie słuchając tego co próbuje do mnie powiedzieć, aż w końcu z obu stron zapadła cisza
-Wiesz co Andy? Spierdalaj.. Po prostu s p i e r d a l a j - mówił ze łzami w oczach, biorąc swoje rzeczy z leżaka, kierując się w stronę domu zostawiając mnje samego
-Brook j-ja- powiedziałem lecz było już za późno na cokolwiek.. Co się ze mną dzieje..
W ciągu jednego dnia straciłem już dwie osoby.. A to wszystko przez moją nie wyparzoną mordę..Kompletnie wypruty z emocji na wciąż mokre ciało założyłem swój t-shirt i po zabraniu swoich rzeczy zacząłem iść w stronę domu.
Była już dwudziesta pierwsza dwadziecia co oznacza, że w domu będę przed dwudziestą drugą.. ale kogo to obchodzi, mieszkam teraz sam, nikt na mnie nie czeka, nikogo nie obchodzę. Od dzisiaj jestem już sam jak palec.
Niby mam Alexa i innych kumpli, ale to nie to samo co Brook czy Ry.. tak.. to nie to samo co Brook. Tak właśnie Brooklyn.. chodziło mi o niego..
CZYTASZ
BAD THINGS × RANDY ×
FanfictionNastolatek jak każdy inny lubiący grać w piłkę, oglądając seriale, pograć na konsoli czy po prostu nic nie robić w czasie wolnym od nauki. Niestety nie każdy ma tak dobrze, a bynajmniej nie Andy Fowler, który po ogromnej tragedi opiekuje się swoją m...