POV Andy
Od wyjazdu mamy minęły dwa tygodnie, podczas których Brook namawiał mnie byśmy pojechali ją odwiedzić, a ja go zbywałem mówiąc że już byłem chcąc spotkać się z Alexem, po za tym miałem sporo roboty. Koniec roku już zaraz co oznacza częstsze imprezy, ogniska, na których miałem się pojawiać, nie miałem czasu na Brooka i jego głupoty, a mamę odwiedzę w przyszłym tygodniu.
Co do Ryana to ostatni jakikolwiek nasz konkat był rozmową na face Time w łazience. Chłopak cały czas próbuje się ze mną skontaktować, ale ja to zlewam, nie mam teraz czasu na bzykanie, niech zapyta któregoś z kumpli albo niech poleci na ręcznym jeśli aż tak mu się chce.Właśnie wracałem ze sklepu kiedy mój telefon znowu zadzwonił.
-Słucham?- odebrałem poirytowanym głosem
-Jedziemy dzisiaj do twojej mamy? - spytał Brook i mogłem się założyć, że mówi to z uśmiechem na ustach
-Wiesz co Gib, właśnie od niej wróciłem i byłem teraz w sklepie. Może w przyszłym tygodniu się wybierzemy co?
-Jasne stary, tylko obiecaj, że weźmiesz mnie ze sobą Oki?
- Nie ma problemu, tylko daj znać kiedy ci pasi
-Mi zawsze, a Ty masz dzisiaj czas? Tylko mi nie mów, że się uczysz bo w piątek jest zakończenie roku
-Dzisiaj.. sam nie wiem
-Ohh nie daj się prosić! Wpadnij do mnie później to coś porobimy
-Ummm
- Do dobra czyli jesteśmy dogadani! Czekam o siedemnastej, nie zapomnij kąpielówek- krzyknął kończąc połączenie na co cicho westchnąłem.
W sumie czemu by nie, może bym przestał myśleć o rzeczach,na które nie mam wpływu i bym się trochę wyluzował.
Po za tym malinki zdążyły już dawno zejść więc nie będzie problemu z rozbieraniem się.Będąc już pod domem postawiłem siatki z zakupami przy drzwiach, zaczynając szukać tego głupiego klucza
-Ja jebie..- przeklnąłem pod nosem ponowie przeszukując każdą kieszeń w spodniach jak i każda przegrode w plecaku.
-Jest!- uradowany odszukaniem klucza włożyłem go do zamka przekręcając , tym samym otwierając drzwi, chcąc wnieść siatki do domu, kiedy nagle poczułem czyjeś dłonie obejmujące mnie od tyłu, błądzące po moim ciele, sekundę później czując usta na mojej szyji
Lekko zdezorientowany szybko się odwróciłem widząc przede mną Ryana we właśniej osobie.. skąd się dowiedział gdzie mieszkam...
- Co tu robisz i jak mnie znalazłeś?!- wysyczałem będąc zły
-Ładne mi to przywitanie- odparł spokojnie, biorąc połowę siatek, chcąc pomóc mi je wnieść do domu, w czym przeszkodziła mu moja ręka
-Śledziłes mnie- stwierdziłem, widząc że chłopak totalnie zlał moje pytanie
-A ty nie odpisywałes, martwiłem się o Ciebie
-Tiaa- jęknałem pod nosem i wywracając oczami wpuściłem go do domu, zamykając drzwi za nami.
Położył siatki w malutkiej kuchni połączonej z jadalnią rozglądając się po domu
-Mieszkasz sam?- spytał widząc porządek, który utrzymywałem mimo iż jestem chłopakiem. To właśnie mama nauczyła mnie dbać o czystość, więc u nas w domu nie było opcji by było brudno.
Powiedzieć mu, że mam ciężko chorą mamę? Czy to ominąć?
-od jakiegoś czasu sam- odparłem zgodnie z prawdą, nie wchodząc jednak na temat mojej mamy
Cały czas oglądał wnętrze bez jakiegokolwiek wyrazu twarzy. Byłem przekonany, że jak tu wejdzie to się skrzywi widać jak "zacofanie" mam w domu w porównaniu do niego.
-Więc po co przyszedłeś?- spytałem po ciszy jaka nastała między nami, w trakcie której zdążyłem rozpakować zakupy
-No to przecież chyba oczywiste, że do Ciebie- odparł odwracając się w moją stronę, podpierając ręce na biodrach.
Nie chcąc zabierać go do swojego pokoju rzuciłem krótkie " rozbieraj się " zaczynając ściągnąć z siebie koszulke.
Przeciągnąłem ją przez głowę, podchodząc do bruneta wpijając się jego usta.Rye dopiero po chwili zaczął go oddawać, ręce kładąc na moje tors, po chwili odrywając się ode mnie, lustrując moją klatkę piersiową.
Wtedy zobaczyłem, że brunet nadal stoi ubrany. Co jest?-Przyszedłem do Ciebie- powtórzył przejeżdżając opuszkami palców po moich wystających rzebrach
-nie rozumiem- odparłem nie wiedząc o co chodzi.
-Nie odpisujesz mi, zlewasz mnie przy każdej możliwej okazji a kiedy tu przychodzę to myślisz, że chce się pieprzyć?
-Nasza relacja na tym polega, więc tak, tak właśnie myślę- odparłem widząc zdziwioną, a zarazem niezadowoloną mine Beaumonta
- To już nie można od tak przyjść do kogoś i pogadać? Nie wiem po prostu posiedzieć w swoim towarzystwie?
- Ale o co ci teraz chodzi co?
-o nic Andy.. - odparł wymijając mnie kiedy z powrotem założyłem na siebie koszulke
-Ejjj!- krzyknąłem za nim kiedy w dłoni trzymał klamkę drzwi, zatrzymując go gestem dłoni dodając idziesz juz?
-Musze- tylko tyle powiedział wyrywajac swoją dłoń z mojego uścisku opuszczając mój dom, a do mnie po chwili dotarło, że spławił mnie moimi własnymi słowami
-Kurwa mać - wydarlem się na cały głos kiedy tylko drzwi się na nim zamknęły, więc byłem pewien, że to usłyszał, pociągając się za włosy będąc na siebie wściekły..
Długo nie czekając odnalazłem w plecaku moje nierozłączne pudełeczko oraz inhalator, zażywając dwie tabletki i zaciagając się jeden raz, po czym próbując się opanować zdecydowalem, że zacznę się szykować do Brooklyna.
CZYTASZ
BAD THINGS × RANDY ×
FanfictionNastolatek jak każdy inny lubiący grać w piłkę, oglądając seriale, pograć na konsoli czy po prostu nic nie robić w czasie wolnym od nauki. Niestety nie każdy ma tak dobrze, a bynajmniej nie Andy Fowler, który po ogromnej tragedi opiekuje się swoją m...