17

303 56 8
                                    

POV Andy

Szkoła jak szkoła, kolejny nudny dzień, który wcale nie zapowiadał się dobrze, biorąc pod uwagę, że na ostatniej lekcji która powinna być zbawieniem jest sprawdzian..

- Co ty taki dzisiaj - zagadał mój przyjaciel widząc jak bardzo zdenerwowany jestem

- Nic nie umiem, a jeżeli zawale będę miał poprawke

-Fovvs kochanie, nie masz się o co martwić- odparł z uśmiechem na ustach.
Tym razem to on miał ściągi, a ja aż pisnąłem z radości

-Panie Fowler! Wiem, że cieszy się Pan ze sprawdzianu, ale proszę już o ciszę- zwrócono mi uwagę na co szepnąłem ciche "przepraszam " i popatrzyłem na Brooka dziękującym spojrzeniem.

-Rozliczymy się później- puścił mi oczko w tym samym momencie kiedy dostaliśmy swoje kartki na ławkę, a gdy wszyscy zajęli się sobą zaczęliśmy ściągać

- No Fovvs coś czuje, że będzie piątka! - odparł zadowolony z siebie Brook, kiedy szliśmy w stronę jego domu, który mieścił się na tym samym osiedlu co dom Ryana. Tyle dobrze, że na drugim końcu a tak właściwie na początku, bo żeby znaleźć się u Ryana trzeba było przejść całą przecznice, i to na całe szczęście.

-Ty może i tak, ja napisałem tak na trzy. Z resztą i tak na więcej mnie nie stać a gdybym nagle umiał wszystko  było by to podejrzane, a nie mam ochoty przychodzić na wakacje do szkoły.

Nim się obejrzeliśmy byliśmy już u niego w domu a z racji, że było dziś wyjątkowo ciepło jak na naszą pogodę postanowiliśmy posiedzieć na basenem, który blondyn  posiadał

-Brook, nie obraź się, ale nie posiedzę u Ciebie długo- odparłem w stronę blondyna, który pływał w basenie, kiedy ja leżałem na leżaku

-Czemu? Coś się stało?

-Zabierają dzisiaj mame do kliniki tak gdzieś pod wieczór i chciałbym z nią jeszcze posiedzieć

- Czemu mi nie mówiłes? Przecież  mogliśmy się w inny dzień spotkać!- krzyknął wychodząc z wody, dosiadając się do mnie

-Jakoś nie było okazji, ogólne jest  źle..ale udało mi się załatwić tą klinikę, tam będzie miała dobrą  opiekę

-Andy.. - szepnął widząc jak posmutniałem

-W porządku Brook..

-Przecież zawsze wiesz, że o której byś nie zadzwonił to będę mimo, że ostatnio  nam nie po drodze  - odparł przytulając się do mnie

-Jesteś  morky..- jęknałem kiedy zetknął się mokrym ciałem z moją  koszulką

-Chodź do wody a potem cie odwiozę- rzekł pokazując, że jego mama już wróciła  i będzie  mógł pożyczyć od niej auto by odstawić mnie pod dom

-Innym razem brookiee- posłałem mu buziaka pamiętając o tym jak wygląda mój tors i plecy

- No dobra skoro nie chcesz pływać to chociaż zjesz z nami obiad i nie słyszę żadnej  odmowy!- dotknął  mnie  palcem w kaltke piersiową, na co sie zgodziłem bo i tak innego wyjścia nie miałem.

Do zjedzeniu obiadu przygotowanego przez panią Gibson i bez możliwości odmowy dokładki oraz deseru w końcu jechałem do domu.
Jak to kobieta stwierdziła "wyglądam jak wieszak na ubrania " albo kościotrup więc chcąc jej sprawić przyjemność zjadłem wszystko, co nie było problemem, ponieważ mama blondyna gotowała obłędnie, co przy moich roboty średnich w smaku posiłkach było bardzo miłą odmianą.

- Do jutro Gib!- pocałowałem przyjaciela w policzek i wyszedłem z auta krocząc  w stronę domu.
Jest dzisiaj naprawdę gorąco więc zaraz po przyjściu i rzuceniu plecaka w kąt przedpokoju ruszyłem pod prysznic.

-Mamuś jak się czujesz?- spytałem schodząc już umyty w bokserkach oraz tanktopie, poprawiając mokre włosy

-Lepiej..-dziękuję, że pytasz - odparła siedząc na kanapie w salonie, spoglądając na przyszykowane walizki przy wyjściu

-Coś nie tak?- spytałem kiedy uważne mi się przygladala

-Wyrosłeś na takiego wspaniałego chłopaka.. przepraszam, mężczyznę- poprawiła się patrząc na mnie jakby chciała zapamiętać każdy detal

-A to dzięki takiej jednej niezastąpionej kobiecie, która robiła mi za dwoje rodziców i nauczyła mnie wszystkiego sama- usmiechąłem się przysiadając się obok niej

-Mamo dlaczego płaczesz?

-Nie chce Cię zostawiać mimo iż wiem, że dasz sobie radę złotko- szepnęła gładząc mnie po policzku

-Zobaczysz nie będzie tam tak źle, słowo harcerza - podniosłem dłoń, drugą kładąc  na klatce piersiowej, a na twarz mojej rodzicielki wpłynął uśmiech

-Dopiero co byłeś taki malutki.. ale pamiętaj że..

- tak wiem dla Ciebie i tak zawsze będę mały- zaśmiałem się nie tylko dlatego, że jestem niskiego wzrostu, ale dlatego, że mama zawsze tak mówiła. Dla niej już chyba zawsze  będę  małym  Andusiem

-Zobaczysz będzie dobrze- ucałowałem  jej policzek, mocno się  przytulając  wiedząc,  że już za nie długo po nią przyjadą

-Pamiętaj, że kocham cie ponad wszystko mamo- szepnąłem

-Ja Ciebie też kochanie, co by się nie stało zawsze będę Cię kochała i zawsze będę przy tobie- rzekła a ja miałem wrażenie jakby się ze mną żegnała..
Szybko odrzuciłem od siebie te myśl, stwierdzając,  że kobieta bojąc się mnie zostawić ubiera nasze pożegnanie w takie słowa, jakbyśmy mieli nigdy się już nie zobaczyć.

-Przecież to tylko chwila drogi do kliniki- powiedziałem ścierając jej łzy z policzka

-Pamiętaj Andrew, zawsze będziesz w moim sercu, a ja będę w twoim.. na zawsze  - ponowie wyszeptała kładąc dłoń w miejciu gdzie znajdowało się moje serce, drugą trzymając w tym samym miejscu na swojej klatce piersiowej.

- Na zawsze - powtórzyłem kładąc dłoń na tą należąca do niej, a z moich oczu zaczęły lecieć łzy, gdy oboje usłyszeliśmy dźwięk dzwonka do drzwi..

BAD THINGS × RANDY ×Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz