POV Andy
Szkoła jak szkoła, kolejny nudny dzień, który wcale nie zapowiadał się dobrze, biorąc pod uwagę, że na ostatniej lekcji która powinna być zbawieniem jest sprawdzian..
- Co ty taki dzisiaj - zagadał mój przyjaciel widząc jak bardzo zdenerwowany jestem
- Nic nie umiem, a jeżeli zawale będę miał poprawke
-Fovvs kochanie, nie masz się o co martwić- odparł z uśmiechem na ustach.
Tym razem to on miał ściągi, a ja aż pisnąłem z radości-Panie Fowler! Wiem, że cieszy się Pan ze sprawdzianu, ale proszę już o ciszę- zwrócono mi uwagę na co szepnąłem ciche "przepraszam " i popatrzyłem na Brooka dziękującym spojrzeniem.
-Rozliczymy się później- puścił mi oczko w tym samym momencie kiedy dostaliśmy swoje kartki na ławkę, a gdy wszyscy zajęli się sobą zaczęliśmy ściągać
- No Fovvs coś czuje, że będzie piątka! - odparł zadowolony z siebie Brook, kiedy szliśmy w stronę jego domu, który mieścił się na tym samym osiedlu co dom Ryana. Tyle dobrze, że na drugim końcu a tak właściwie na początku, bo żeby znaleźć się u Ryana trzeba było przejść całą przecznice, i to na całe szczęście.
-Ty może i tak, ja napisałem tak na trzy. Z resztą i tak na więcej mnie nie stać a gdybym nagle umiał wszystko było by to podejrzane, a nie mam ochoty przychodzić na wakacje do szkoły.
Nim się obejrzeliśmy byliśmy już u niego w domu a z racji, że było dziś wyjątkowo ciepło jak na naszą pogodę postanowiliśmy posiedzieć na basenem, który blondyn posiadał
-Brook, nie obraź się, ale nie posiedzę u Ciebie długo- odparłem w stronę blondyna, który pływał w basenie, kiedy ja leżałem na leżaku
-Czemu? Coś się stało?
-Zabierają dzisiaj mame do kliniki tak gdzieś pod wieczór i chciałbym z nią jeszcze posiedzieć
- Czemu mi nie mówiłes? Przecież mogliśmy się w inny dzień spotkać!- krzyknął wychodząc z wody, dosiadając się do mnie
-Jakoś nie było okazji, ogólne jest źle..ale udało mi się załatwić tą klinikę, tam będzie miała dobrą opiekę
-Andy.. - szepnął widząc jak posmutniałem
-W porządku Brook..
-Przecież zawsze wiesz, że o której byś nie zadzwonił to będę mimo, że ostatnio nam nie po drodze - odparł przytulając się do mnie
-Jesteś morky..- jęknałem kiedy zetknął się mokrym ciałem z moją koszulką
-Chodź do wody a potem cie odwiozę- rzekł pokazując, że jego mama już wróciła i będzie mógł pożyczyć od niej auto by odstawić mnie pod dom
-Innym razem brookiee- posłałem mu buziaka pamiętając o tym jak wygląda mój tors i plecy
- No dobra skoro nie chcesz pływać to chociaż zjesz z nami obiad i nie słyszę żadnej odmowy!- dotknął mnie palcem w kaltke piersiową, na co sie zgodziłem bo i tak innego wyjścia nie miałem.
Do zjedzeniu obiadu przygotowanego przez panią Gibson i bez możliwości odmowy dokładki oraz deseru w końcu jechałem do domu.
Jak to kobieta stwierdziła "wyglądam jak wieszak na ubrania " albo kościotrup więc chcąc jej sprawić przyjemność zjadłem wszystko, co nie było problemem, ponieważ mama blondyna gotowała obłędnie, co przy moich roboty średnich w smaku posiłkach było bardzo miłą odmianą.- Do jutro Gib!- pocałowałem przyjaciela w policzek i wyszedłem z auta krocząc w stronę domu.
Jest dzisiaj naprawdę gorąco więc zaraz po przyjściu i rzuceniu plecaka w kąt przedpokoju ruszyłem pod prysznic.-Mamuś jak się czujesz?- spytałem schodząc już umyty w bokserkach oraz tanktopie, poprawiając mokre włosy
-Lepiej..-dziękuję, że pytasz - odparła siedząc na kanapie w salonie, spoglądając na przyszykowane walizki przy wyjściu
-Coś nie tak?- spytałem kiedy uważne mi się przygladala
-Wyrosłeś na takiego wspaniałego chłopaka.. przepraszam, mężczyznę- poprawiła się patrząc na mnie jakby chciała zapamiętać każdy detal
-A to dzięki takiej jednej niezastąpionej kobiecie, która robiła mi za dwoje rodziców i nauczyła mnie wszystkiego sama- usmiechąłem się przysiadając się obok niej
-Mamo dlaczego płaczesz?
-Nie chce Cię zostawiać mimo iż wiem, że dasz sobie radę złotko- szepnęła gładząc mnie po policzku
-Zobaczysz nie będzie tam tak źle, słowo harcerza - podniosłem dłoń, drugą kładąc na klatce piersiowej, a na twarz mojej rodzicielki wpłynął uśmiech
-Dopiero co byłeś taki malutki.. ale pamiętaj że..
- tak wiem dla Ciebie i tak zawsze będę mały- zaśmiałem się nie tylko dlatego, że jestem niskiego wzrostu, ale dlatego, że mama zawsze tak mówiła. Dla niej już chyba zawsze będę małym Andusiem
-Zobaczysz będzie dobrze- ucałowałem jej policzek, mocno się przytulając wiedząc, że już za nie długo po nią przyjadą
-Pamiętaj, że kocham cie ponad wszystko mamo- szepnąłem
-Ja Ciebie też kochanie, co by się nie stało zawsze będę Cię kochała i zawsze będę przy tobie- rzekła a ja miałem wrażenie jakby się ze mną żegnała..
Szybko odrzuciłem od siebie te myśl, stwierdzając, że kobieta bojąc się mnie zostawić ubiera nasze pożegnanie w takie słowa, jakbyśmy mieli nigdy się już nie zobaczyć.-Przecież to tylko chwila drogi do kliniki- powiedziałem ścierając jej łzy z policzka
-Pamiętaj Andrew, zawsze będziesz w moim sercu, a ja będę w twoim.. na zawsze - ponowie wyszeptała kładąc dłoń w miejciu gdzie znajdowało się moje serce, drugą trzymając w tym samym miejscu na swojej klatce piersiowej.
- Na zawsze - powtórzyłem kładąc dłoń na tą należąca do niej, a z moich oczu zaczęły lecieć łzy, gdy oboje usłyszeliśmy dźwięk dzwonka do drzwi..
CZYTASZ
BAD THINGS × RANDY ×
FanfictionNastolatek jak każdy inny lubiący grać w piłkę, oglądając seriale, pograć na konsoli czy po prostu nic nie robić w czasie wolnym od nauki. Niestety nie każdy ma tak dobrze, a bynajmniej nie Andy Fowler, który po ogromnej tragedi opiekuje się swoją m...