🕸️Peter Parket × Reader [Marvel]

308 26 4
                                    

- Do jutra! - krzyknęła [T.I] do swoich przyjaciół, wychodząc z kawiarni.

Dziewczyna założyła słuchawki, po czym włączyła pierwszą lepszą piosenkę. Jej wzrok przykuł policyjne światła oraz syreny, które wydobywały się z radiowozów. Dziewczyna westchnęła na ten widok, ponieważ tą drogą miałaby tylko kilka minut drogi, a radiowozy były porozstawiane po całej szerokości ulicy.

Pozostało jej jedynie wybrać tą dłuższą drogę. Jej rodzice i tak dziś wracali późno z pracy, więc nie przyczepią się tego, że wróciła dziś późno. Skręciła w ciemną uliczkę, a muzyka w jej słuchawkach przełączyła się na następną.

Przeszła kawałek, patrząc z niepokojem na uliczkę, która robiła się coraz ciemniejsza.

- Reg - usłyszała niedaleko siebie oślizgły głos - patrz jaka kruszyna nam się trafiła... aż szkoda coś jej zrobić.

- A ty gdzie się wybierasz? - poczuła na swojej tali czyjeś ogromne ręce, które zaciskały się kruczowo na jej brzuchu, powodując jej ogromny ból

- Puszczaj! - wrzasnęła [T.I], kopiąc napastnika w piszczel swoim obcasem.

- Nie wierć się tak - usłyszała jego paskudny rechot, na co zaczęła się jeszcze bardziej szarpać

- Pomocy - krzyknęła na całe gardło, czując jak łzy napływają jej do oczu

- I co mam z nią zrobić Reg? - zapytał mężczyzna, który trzymał [T.I] w pasie - Reg? Gdzie ty do... - urwał, ponieważ z ogromną siłą został odciągnięty od [K.T.O] tak mocno, że leżał teraz na ziemi.

- Trzymaj się... - [T.I] została chwycona w czyjeś ramiona, gdy usłyszała ten ciepły głos.

Bez najmniejszego wahania złapała się ramion mężczyzny, gdy ten podleciał do góry. Dziewczyna ze strachu przytuliła się mocnej, bojąc się upadku. Wiatr targał jej włosami, miatając mini na wszystkie strony świata. Brak gruntu pod nogami powodował w niej lęk, który nieco łagodził mężczyzna, który mocno ją trzymał.

- Możesz mnie puścić - usłyszała czyjś zachrypnięty głos, gdy poczuła pod nogami powierzchnię. - Znaczy - mężczyzna odchrząknął - Nic ci nie grozi niewiasto...

Dziewczyna zaśmiała się na te słowa, odsuwając się lekko od swojego wybawcy. Zaskoczona stwierdziła, że stał właśnie przed nią sam Spider-Man. Mężczyzna wyraźnie także był zdziwiony, ponieważ jego mimika na masce, przybrała czegoś na wzór zdumienia.

- Dziękuję - powiedziała, ocierając łzy z policzków

- To drobiazg -  Spider-Man położył ręce na biodrach - ratowanie dam z opałów to mój obowiązek.

- A czy dany są napadane w ciemnych zaułkach? - zapytała, patrząc na niego z krzywym uśmiech

- Ekhm, nie. Oczywiście, że nie. - powiedział, drapiąc się po skroni.

- Spider-Mananie jestem ci bardzo wdzięczna za uratowanie...mam jednak prośbę, o ile to nie kłopot. Czy mógłbyś mnie odnieść na dach mojego bloku? - zapytała

- Jasne! - mężczyzna odchrząknął - to znaczy, w oczywiście. To żaden problem... - przyciągnął ją do siebie - To gdzie mieszkasz?

- Dwie ulice stąd - wskazała mu blok - w tamtym bloku.

- Już się robi! - powiedział, po czym bez żadnego uprzedzenia skoczył z dachu, na co dziewczyna krzyknęła. Nie minęła chwila, a bohater znów odstawił ją na dach. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego.

- No to, ja się zbieram... - powiedział, mając zamiar odejść.

- Czekaj - [T.I] chwyciła go za rękę - spotkamy się jeszcze? - zapytała błagalnie

One-shoty/Reader/OC [ZAMÓWIENIA REALIZOWANE]Where stories live. Discover now