Więzienie Azkaban, Kilka Dni Później

2.3K 113 10
                                    

W czarodziejskim więzieniu Azkaban nie było murów. Znajdowało się na wyspie, nienanoszalnej i ukrytej przed światem mugoli. W przeszłości wyspy strzegli dementorzy. Ale wraz ze wzrostem potęgi Voldemorta, potwory te powróciły na jego usługi. Teraz więzienia pilnowali czarodzieje. Dziesiątka aurorów i przeszło trzydziestu cywilnych strażników patrolowało kompleks. Jedyną drogą przybycia i wyjazdu z wysypy była zaklęta łódź. Antyteleportacyjne osłony pokrywały całą wyspę i wchodziły w morze półtora kilometra od jej brzegów. To było jedno z najbardziej ponurych i najmniej nadających się do życia miejsc na Ziemi. Znajdowały się tam cele, kwatery dla ludzkiej obsługi i mały cmentarz, nic poza tym.

Auror Michael Wood był na służbie. To była nudna robota. W więzieniu nie przebywał komplet więźniów, ale miało ono całkiem sporo nieprzyjemnych typów, łącznie z jedenastoma niedawno pojmanymi Śmierciożercami oraz tymi złapanymi wiele lat temu, którzy wciąż żyli. Siedziało tu nawet kilku mugoli.

Wood poruszał się rutynową ścieżką. Powtarzalne obowiązki przytępiły jego czujność. Sprawdził każdą celę, licząc więźniów. Cywilni strażnicy rzadko zapuszczali się w okolice cel. Więźniowie otrzymywali swoje posiłki za pośrednictwem skrzatów domowych, które mieszkały w podziemnych kwaterach.

Auror Wood sprawdził ostatnią celę. Nie poczuł chłodu skradającego się korytarzem. Gdzieś w oddali zabrzmiał alarm. Próbował uciekać, ale korytarz przed nimi wypełniali dementorzy, a korytarz za nim był ślepą uliczką. Z rozdzierającym wrzaskiem padł pod nawałą nacierających dementorów.

Rozpoczęła się z dawna oczekiwana ucieczka z Azkabanu.

Hogwart, pora obiadowa

Harry siedział przy stole z przyjaciółmi. Ginny uśmiechała się zagadkowo i trzymała jedną rękę pod stołem, opartą na jego kolanie. Hermiona podejrzewała, że coś się między nimi zmieniło, ale nie zdołała póki co dorwać Ginny sam na sam. Jednak zamierzała zmusić ją do gadania wieczorem.

Nagle Harry zerwał się na równe nogi. Trząsł się, a z twarzy odpłynęła mu krew. Serena spojrzała na niego zza stołu nauczycielskiego.

Coś nie tak. Coś się stało, pomyślała.

Harry niepewnie odstąpił od stołu, potknął się, ale odzyskał równowagę. Ginny Ron i Hermiona podążyli za nim ze zmartwionymi minami.

- Harry? – spytała Ginny.

Serena wstała od stołu i pobiegła za Harrym. Jej ruch zaalarmował resztę nauczycieli. Dumbledore spojrzał na Harry'ego, wstał i ruszył w jego stronę.

Harry wykonał kilka kolejnych niepewnych kroków. Uniósł ręce do czoła, jego plecy wygięły się nienaturalnie i zwalił się do tyłu z przeraźliwym okrzykiem bólu. Spomiędzy palców przyciśniętych do blizny zaczęła spływać krew. Ron złapał go, by wijąc się w agonii nie uderzył w stół.

Serena opadła obok niego na kolana. Zauważyła krew i odciągnęła jego dłonie od blizny. Ta, pulsując złowrogą czerwienią, krwawiła obficie. Ron wciąż go trzymał, a Serena spojrzała z niepokojem na dyrektora.

Hermiona przytulała łkającą Ginny, mimo że po jej policzkach również spływały łzy. Widziała jak cierpi jej przyjaciel i przyjaciółka, którą trzyma w ramionach.

- Czy nie można nic zrobić? – wrzasnęła. – Przecież strasznie go boli!

Spoglądali na siebie bezradnie. Nagle Harry rozluźnił się. Twarz przybrała kolor popiołu, a klatka piersiowa poruszała się jedynie nieznacznie. Serena chwyciła go za nadgarstek, szukając tętna.

- Dyrektorze, musimy go natychmiast zabrać do szpitala. Potrzebujemy tam też Severusa. Ma bardzo słaby puls. Potrzebujemy kilku nietypowych eliksirów.

Dumbledore wyczarował nosze i przeniósł na nie Harry'ego. Serena wysłała Rona w celu znalezienia profesora Snape'a, podczas gdy reszta udała się za Harrym do szpitala.

Skrzydło Szpitalne, Hogwart

Harry przekręcił się na łóżku, otworzył oczy i zamrugał, starając się zorientować gdzie się znajduje. Potem głośno westchnął. To naprawdę staje się niepokojącą tradycją. Zaczął macać w poszukiwaniu okularów. Ktoś włożył mu je w rękę, a on nasunął je na nos.

Ginny siedziała obok jego łóżka, a państwo Snape stali u jej boku. Dumbledore stał przy końcu łóżka, patrząc na niego z troską.

Harry skrzywił się i wymamrotał:

- Mam już dość budzenia się w szpitalu.

- Harry, musisz tu zostać tylko na jedną noc – uspokoił go profesor Dumbledore. – Madam Pomfrey chce cię dziś poobserwować, by upewnić się, że te wszystkie eliksiry, które dostałeś, funkcjonują prawidłowo. A teraz powiedz mi co widziałeś?

Harry poczuł jak skoczyło mu ciśnienie. Żadnego „Jak się czujesz, Harry?" ani „Mam nadzieję, że czujesz się lepiej, Harry". Moje wnętrzności mogłyby mi się wylewać z brzucha, a jego by to gówno obchodziło, jeśli tylko przed śmiercią powiedziałbym mu co zobaczyłem.

Ginny wyciągnęła do niego rękę. Przytulił się na moment do jej dłoni, czerpiąc z niej otuchę i uspokajając się.

- Przepraszam, profesorze, ale znów pan to robi. Nie spytał mnie pan nawet jak się czuję. Chce pan tylko wiedzieć co zobaczyło pana małe, pożyteczne narzędzie.

Przekręcił się na bok i zamknął oczy na dłuższą chwilę. Jednak w końcu kontynuował:

- Nic nie widziałem. Od wielu miesięcy blokuję jego wizje i wszystkie próby kontaktu. Jedyne co mu się udaje, to zsyłać na mnie ból. To się dzieje, gdy jest szczęśliwy, albo kogoś zabija. To ból popchnął mnie ku badaniom nad Proteuszem. Nikt, poza moimi przyjaciółmi, nie wydawał się zainteresowany w najmniejszym stopniu bólem, jaki on mi sprawia. Więc zacząłem badać magiczne więzi, licząc że znajdę sposób na zatrzymanie bólu. Przepraszam, nie powinienem na pana krzyczeć. Ale jestem cholernie zmęczony. Chcę się cieszyć tym czasem, który mi w życiu pozostał. Wszystko wyrywa mi się spod kontroli. Moja przyszłość jest powiązana z potworem. Moje spotkanie z nim zostało przepowiedziane i jest znacznie bliżej niż się komukolwiek wydaje. Nie wiem co leży dalej. Dziś żyję marzeniami i nie jestem pewien czy wolno mi to robić. Jak pan mi kiedyś powiedział, „Naprawdę niczego nie daje pogrążanie się w marzeniach"…

Ginny przysunęła się do niego i przytuliła go, rzucając Dumbledore'owi spojrzenie pełne złości. Harry już zasypiał, ale wymamrotał jeszcze:

- Ginny to nadzieja, to mój sen… dla mnie…

- Przepraszam, panno Weasley – westchnął Dumbledore. – Chcąc dowiedzieć się co się stało, znów go skrzywdziłem. I pani również zrobiłem krzywdę. On potrzebuje tego, co pani sobą reprezentuje. Kiedy się obudzi, proszę mu przekazać, że mam nadzieję, że czuje się lepiej. Proszę mu też powiedzieć, że gdybym nie wierzył, że ma szansę w tej walce, sam zabrałbym go w takie miejsce, w którym Voldemort nie byłby w stanie go odnaleźć.

Ginny spojrzała na niego nieufnie, ale skinęła głową. Dumbledore wstał i wyszedł.

Serena usiadła na krawędzi łóżka i przyjrzała się uważnie młodej parze. Potarła twarz gestem zdradzającym zmęczenie i westchnęła.

- Zazdroszczę ci, Ginewro. Jego serce dotyka tak wielu z nas i dzięki temu możemy być lepsi. Ale podejrzewam, że odda swoje serce tylko raz w życiu i oddał je właśnie tobie. Będzie spał jeszcze przez jakiś czas. Kiedy się obudzi, upewnij się, że coś zje. Do rana powinno być z nim w porządku.

Armia Dumbledora Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz