Mężczyzna pojawił się w skrzydle szpitalnym w tej samej chwili, w której wszedł tam Albus Dumbledore. Najwyraźniej był to uzdrowiciel korzystający ze świstoklika. Przybysz błyskawicznie wyjął z kieszeni pudełko i przywrócił je do normalnych rozmiarów.
Dumbledore stał w powoli powiększającej się grupce osób, obserwujących rozgrywające się przed nimi wydarzenia. Ron z ponurą miną mocno trzymał Hermionę za rękę. Hermiona gapiła się oszołomiona na nieprzytomną postać i nachylonych nad nią uzdrowicieli.
Serena pracowała w szpitalnym laboratorium, przygotowując w ekspresowym tempie eliksiry uzupełniania krwi i wzmacniające.
Harry leżał na szpitalnym łóżku krwawiąc z kilkunastu ran. Poppy starała się zdecydować od czego należy zacząć.
- Jestem uzdrowiciel Bazyli Askerton ze Świętego Munga. Gdzie powinienem zacząć?
Poppy skinęła głową na powitanie.
- Na razie próbuję ustabilizować jego stan i ocenić obrażenia – wyjaśniła. – Proszę zacząć od jego stóp i pomóc mi w ustabilizowaniu pacjenta. Potem zajmiemy się innymi urazami.
Minuty przeciągały się bez końca. Drzwi do skrzydła szpitalnego stanęły otworem i do czekających dołączyły Ginny, Molly i profesor McGonagall. Zaraz po nich przybyli Remus i Tonks, a za nimi podążali Severus Snape i auror William Hill, który zajmował się sprawą Harry'ego.
Ginny ukryła twarz na piersi Molly, która mocno jej przytuliła. Oczy matriarchini rodu Weasleyów nawet na moment nie odwróciły się od nieruchomej postaci na łóżku. Tonks rozmawiała ściszonym głosem z aurorem Hillem, a jej włosy gwałtownie zmieniały długość i kolory.
Remus wydawał się na skraju rozpaczy, gdy patrzył na sponiewierane ciało chłopaka, który był dla niego jak syn. Kto mógłby zrobić coś takiego? Dlaczego on po prostu nie może być normalnym dzieciakiem? Bogowie, dlaczego do kurwy nędzy nie możecie po prostu zostawić go w spokoju?
Wszyscy przyglądali się, jak dwójka uzdrowicieli konferuje po cichu. Błyskami zaklęć i świecącymi różdżkami usiłowali naprawić obrażenia. Tak ich to pochłonęło, że zapomnieli ustawić parawany wokół łóżka.
- Arytmia! – warknęła Poppy, gdy serce Harry'ego zaczęło bić nieregularnie.
Askerton wyciągnął fiolkę z pudełka na stole i błyskawicznie wypełnił strzykawkę eliksirem. Widząc, że jest gotowy, Poppy wskazał różdżką na klatkę piersiową Harry'ego.
- Physiologus Phasmatis – powiedziała.
Pierś Harry'ego stała się przezroczysta. Askerton nachylił się i wstrzyknął eliksir wprost do jego pracującego z kłopotami serca.
W płomieniu zjawił się Fawkes. Okrążył szpital, śpiewając uspokajająco, nie spuszczając oczu z pracujących uzdrowicieli.
- W porządku, wszystko się uspokaja – zaraportowała Poppy, patrząc z wdzięcznością na krążącego pod sufitem feniksa.
Uzdrowiciele robili co w ich mocy. W końcu Askerton ciężko opadł na pobliskie łóżko i opuścił głowę. Zmęczona Poppy podeszła do czekającej grupy. Fawkes zniknął w kolejnym rozbłysku płomienia.
Pierwszy odezwał się Dumbledore:
- Poppy, czy on…? – nie mógł skończyć.
- Spokojnie, dyrektorze, niebezpieczeństwo minęło. Ale wciąż jest dużo obrażeń do uleczenia. Naliczyłam przynajmniej trzydzieści złamanych kości. Uzdrowiciel Askerton i ja musimy nieco odpocząć. Ustabilizowanie go zużyło znaczną część naszych magicznych rezerw.
CZYTASZ
Armia Dumbledora
FanfictionOPOWIADANIE NIE JEST MOJE! JA JE TYLKO UDOSTĘPNIŁAM! Harry Potter przybywa na Privet Drive po śmierci Syriusza. Nie jest mu łatwo. Co stanie się z młodym czarodziejem? Czy odnajdzie miłość i szczęście? Co będzie z jego przyjaciółmi? Dowiecie się wła...