Kolejne Uderzenie Huncwotów

2.6K 116 25
                                    

Wszystko przebiegło w absolutnej tajemnicy. Dokładnie to zaplanowali. Około pierwszej w nocy Harry spotkał się z Ginny w pokoju wspólnym Gryffindoru. Skinął dziewczynie głową i zmienił się w Skrzydło. Ginny złapała za jedno z piór ogona i została uniesiona w powietrze, a potem przenieśli się przez ogień do pokoju wspólnego Krukonów, gdzie czekała Luna. Blondynka chwyciła inne pióro z ogona i przenieśli się do Wielkiej Sali.

Harry zmienił się z powrotem w człowieka i spojrzał na dwie dziewczyny.

- Wiecie co robić? – spytał szeptem.

Ginny i Luna zachichotały i zaczęły się wzajemnie uciszać. Ginny pobiegła do stołu Slytherinu, Luna do Revenclawu. Nie miała nic przeciwko spłataniu figla własnemu domowi, nie była tam specjalnie popularna i niewiele osób mogła tam nazywać przyjaciółmi. Na swoje krzesło, którego nikt inny nigdy nie używał, nałożyła osłabioną wersję zaklęcia. Harry skończył stół nauczycielski i wraz z Ginny zabrali się za stół Gryffindoru.

Śniadanie, następny poranek

Harry i Ginny niecierpliwie zbiegli do Wielkiej Sali. Nie chcieli przegapić przedstawienia. Całość miało uruchomić pojawienie pewnej osoby, więc chcieli być na miejscu, gdy to się stanie.

Wielka Sala wypełniona była mniej więcej w 80 procentach, gdy profesor Dumbledore wszedł przez boczne drzwiczki i zajął swoje miejsce. Nagle zaklęty sufit stał się oślepiająco biały, a huczący bas odbił się echem od ścian:

- SZKOŁO MAGII I CZARODZIEJSTWA W HOGWARCIE! TO! JEST! FIGIEL!

Sufit powrócił do swojego normalnego stanu, a wszyscy zaczęli rozglądać się nerwowo. Coś się działo, ale nikt nie był pewien o co chodzi. Hermiona przypatrywała się podejrzliwie Harry'emu, ale tan spojrzał na nią z miną niewiniątka.

Zaczęło się powoli. Najpierw pewna Ślizgonka puściła imponującego bąka i rozejrzała się wokół zawstydzona. Chłopak przy stole Krukonów czknął. Neville zachichotał.

Po minucie bąki puszczało ośmioro Ślizgonów, dwanaścioro Krukonów męczyła czkawka, a połowa Gryfonów chichotała, w tym Harry, Ginny, Ron i Hermiona.

Po kolejnej minucie cały Dom Slytherinu cierpiał z powodu gazów. Hałas był imponujący, smród potworny. Wszyscy Gryfoni chichotali, a Krukoni desperacko rzucili się po wodę, starając się stłumić czkawkę.

Wszyscy patrzyli wściekle na Puchonów, którzy jako jedyni wydawali się być nie dotknięci psotą.

Hałas w Wielkiej Sali był niewiarygodny. Odgłosy dochodzące od Ślizgonów brzmiały jak przygotowanie artyleryjskie przed szturmem. Krukoni czkali coraz szybciej, a Gryfoni ześlizgiwali się pod stół, gdy ich chichot przeszedł w napad pełnego śmiechu. Od strony Ślizgonów widać było rozbłyski ognia, gdy unoszące się chmury metanu zapalały się od świeczek lewitujących nad głowami uczniów.

Skończyło się tak samo szybko, jak się zaczęło. Uczniowie, którzy spadli z krzeseł, gwałtownie wdrapali się na nie z powrotem. Jak jeden mąż, osoby dotknięte psotą obróciły się w stronę nietkniętych Puchonów.

Profesor Dumbledore uniósł się z miejsca, by przemówić. W jego oczach, spozierających nad okularami-połówkami, tańczyły ogniki.

- Czy ktoś z Hufflepuffu zechciałby nam to wyjaśnić?

Wielka Sala zamilkła zdumiona. Profesor Dumbledore brzmiał jak profesor Sprout! Uniósł brew zaskoczony.

Profesor McGonagall uniosła się z miejsca i przemówiła tak głośno jak była w stanie.

- Eee, cholibka, które z was to zmajstrowało?

Otworzyła szeroko oczy i zatkała sobie usta dłonią. Brzmiała jak Hagrid! Nagle wszyscy nauczyciele zaczęli rozmawiać między sobą i zorientowali się, że zamienili się głosami i sposobami wysławiania.

Armia Dumbledora Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz