🐺rozdział 5🐺

3.4K 228 37
                                    

Obudziły mnie promienie słońca, wpadające przez okno. Przeciągnąłem się i otworzyłem oczy. Dopiero po chwili przypominało mi się gdzie jestem. Cały wczorajszy dzień wydawał mi się być surrealistyczny. Gdyby nie to, że wczoraj wypadło mi opakowanie z tabletkami, nic dziwnego by się nie wydarzyło. Nie poznałbym Brama, którego naprawdę w jeden dzień bardzo polubiłem ani nie miałbym z bratem gdzie spać.

Nagle drzwi do pokoju się otworzyły i przeszedł przez nie Omega. Chłopak trzymał w ręku szklankę z wodą i coś jeszcze, ale nie widziałem co.

- Dobrze, że już wstałeś. Właśnie przechodziełem obok twojego pokoju, kiedy poczułem zapach - powiedział i podał mi naczynie z wodą i jak się okazało tabletkę.

Po chwili zdałem sobie sprawę o co mu chodziło. Zapach bety zaczynał ustępować mojemu wrodzonemu zapachowi omegi.

- Cholera jasna - mruknąłem i wziąłem tabletkę.

- Ładnie pachniesz - pochwalił Bram.

- Która godzina? - spytałem.

- Zbliża się południe.

- Co? - spytałem zdziwiony. Chyba jeszcze nigdy nie spałem tak długo. Musiałem być naprawdę zmęczony.

- Ethan wstał niedawno i teraz bierze prysznic. Radze ci się pospieszyć, bo Jasper robi śniadanie, a potem będziemy chcieli z wami porozmawiać, okej?

- Okej - potwierdziłem.

Bram dosłownie w podskokach opuścił pokój. Wstałem z łóżka i rozejrzałen się. Torba z moimi rzeczami stała przy drzwiach. Wyjąłem z niej jakieś spodnie i bluzę po czym poszedłem do łazienki. Mój brat już skończył brać prysznic, bo w pomieszczeniu nikogo nie było. Szybko się umyłem i przebrałem. Potem poszedłem do pokoju naprzeciwko, bo z tego co pamiętam tam miał spać mój brat.
I całe szczęście nie pomysliłem się.
Siedział na łóżku i składał ubrania. Jego brązowe włosy, trochę ciemniejsze od moich opadały mu na czoło.

- Cześć - przywitałem się.

- Hej.

- Jak tam noc?

- Dobrze. Wyspałem się i nawet nic mi się nie śniło. Podoba mi się tutaj - powiedział.

- Mi też. A teraz musimy iść na śniadanie, bo nie chce, żeby nam ostygło.

Ethan pokiwał głową i razem zeszliśmy na dół. Jeszcze zanim zobaczyłem alfę poczułem jego zapach. Pachniał igliwiem, lawendą i kawą. Gdy weszliśmy do kuchni od razu się do nas odwrócił z uśmiechem na ustach.

- Hej, jestem Jasper. Przepraszam, że mnie wczoraj nie było, ale miałem mały problem w pracy.

Jasper był wysoki i dobrze zbudowany, jak na alfę przystało. Na głowie miał mnóstwo bardzo jasnych loczków, powykręcanych we wszywkie strony. Oczy miał bardzo niebieskie, a jego skóra wyglądał jakby była lekko opalona.

- Nic się nie stało. Ja jestem Ethan - przedstawił się mój brat.

- A ja Daniel.

- Miło mi was poznać. Siadajcie. Zaraz powinien przyjść Bram, ale na razie lata po domu z konewką i podlewa wszystko co jest zielone i żyje. - Uśmiechnął się.

Usiedliśmy i po chwili do pomieszczneia wpadł Bram z różową konewką i nucił coś pod nosem. Wstawił konewkę do szafki pod zalewem i usiadł na swoim miejscu obok mnie. Jasper postawił przed nami talerze z omletem i też zajął swoje miejsce.

- Cieszę się, że zgodziliście się z nami zamieszkać chociaż przez jakiś czas - powiedział Jasper.

- No, będzie zajebiście - dołączył Bram z pełnymi ustami.

- Też uważam, że będzie fajnie - powiedziałem, z uśmiechem na ustach.
Byłem im wdzięczny, że pozwolili nam tu mieszkać nawet nas nie znając.

Gdy skończyliśmy posiłek przeszliśmy do salonu. Ja i Ethan usiedliśmy na kanapie, a Bram i Jasper naprzeciwko nas na fotelach.

- Z góry przepraszam za te pytania, ale musimy wiedzieć, dlaczego się tu znaleźliście i czy nie jesteście dla nas zagrożeniem - zaczął alfa.

- Okej - zgodziłem się.

- Po pierwsze, jak się tu znaleźliście? Bram mówił mi, że uciekliście z domu, ale muszę wiedzieć dlaczego. Po prostu powiedzcie prawdę i nie kręćcie.

Spojrzałem na mojego brata. Lekko zbladł, a przez jego twarz przebiegły smutek i złość. Na pewno przypomniał sobie wszystko.
Od razu zdecydowałem się na półprawdę. Dlatego, że Ethan nie był na to jeszcze gotowy i dlatego, że nie wiedziałem czy mogę im w pełni zaufać.

- Rodzice i alfa chcieli mnie wydać jakiemuś staremu alfie, żeby powiększyć nasze stada. - To akurat była prawda. - Chciałem sam decydować z kim będę do końca życia i z kim będę miał dzieci - powiedziałem pewnie. - Już zaczynali przygotowywać ceremonię za moimi plecami, a kiedy się o tym dowiedziałem po prostu uciekłem, a Ethan do mnie dołączył. - No i tu prawda się kończyła.

- Czemu akurat ciebie chcieli wydać?

- Jestem jedyną Omegą w stadzie w odpowiednim wieku.

- A jak duże było wasze stado?

- Dziewięcioosobowe. My, rodzice, którzy są betami, Rupert czyli alfa, jego żona Carmen i trójka ich dzieci.

- Przykro mi. Nigdy nie pochwalałem zmuszania Omeg do ślubu. To że są niżej w hierarchii nie oznacza, że można je traktować przedmiotowo - powiedział i tym stwierdzeniem od razu zyskał mój szacunek. - Na twoim miejscu na pewno zrobiłbym to samo. A myślicie o szkole?

- Szczerze mówiąc to tak. - Tym razem odpowiedział mój brat, najwyraźniej zadowolony, że rozmowa schodzi na inny tor. - Mam pewien pomysł, żeby włamać się na stronę naszej starej szkoły i w imieniu dyrektora napisać maila z prosbą o przeniesienie.

- Potrafisz robić coś takiego? - spytał Bram.

Ethan pokiwał głową.

- Ale suuuper - westchnął młodszy chłopak.

- Nie wiem czy to zadziała. Na pewno pomoże nam, to że nasz dyrektor ma wszystko gdzieś, a papierokową robotę zostawia sekretarce, więc nie zdziwi go jak przyjdzie mu potwierdzenie czegoś czego nie zrobił.

- Racja. A myśleliście o nowym stadzie? - zapytał.

- Chyba tak. Chcemy zacząć nowe życie.

- Dobrze. Pomyślałem, że może zostaniecie z nami na tyle na ile będziecie tego potrzebować - zaproponował.

- Ale my nie mamy tyle pieniędzy, żeby długo dokładać się do rachunków - powiedziałem. - A poza tym zastanawia mnie, dlaczego tak bezinteresownie chcecie nam wszystko dać? - spytałem, bo to pytanie nie dawało mi spokoju.

- Nie tylko wasi rodzice chcą powiększyć stado. Kiedy Bram znajdzie swojego alfę zostanie nas tylko dwójka. A w dodatku ktoś kiedyś też mi pomógł w taki sam sposób i obiecałem sobie, że jak będę miał okazję to dla kogoś zrobię to samo - powiedział, a ja skądś wiedziałem, że nie kłamie. - A co do rachunków. Nie martwcie się. Nie jesteśmy biedni, a przecież nie jecie więcej od Travisa, więc damy radę. A poza tym zawsze możecie iść pracować po szkole albo w weekendy. Ale mówię, dla nas pieniądze nie są problemem. Jeśli się zgodzicie wystarczy, że będziecie z nami szczerzy, będziemy się szanować i sobie pomagać. Ale decyzja należy do was.

Bram nie mógł usiedzieć na fotelu. Kręcił się najwyraźniej zniecierpliwiony.

- Oh, odpowiedzcie wreszcie, bo nie wytrzymam - powiedział, wznosząc ręce w górę.

Spojrzałem na Ethana. Lekko pokiwałem głową na znak mojej zgody. Chciałem tego. Spojrzeniem próbowałem dać do zrozumienia, że to on ma podjąć ostateczną decyzję. I najwyraźniej zrozumiał.

- Okej - zgodził się.

Bram przytulił mnie tak mocno, że myślałem, że się przewrócę. Jasper się uśmiechał. Nawet na twarzy Ethana zauważyłem cień radości, ale i tak się nie uśmiechnął.

Ja nie mogłem się powstrzymać i po prostu pozwoliłem, żeby kąciki moich ust powędrowały w górę.

💖💖💖💖💖

ᴍʏ ʟɪᴛᴛʟᴇ ʜᴏᴘᴇ  A/B/O ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz