🐺rozdział 65🐺

1K 82 3
                                    

Przez chwilę nie byłem w stanie się ruszyć. Byłem za bardzo zszokowany. Nie mogłem uwierzyć, że to wszystko się stało.

Gdy straciłem Amandę i Roberta z pola widzenia, poczułem, że łzy napływają do moich oczu. Nie wiem czym dokładnie były spowodowane, ale na pewno ulgą, że już jest po wszystkim i wszystkimi emocjami, które próbowałem ukryć przez te ostatnie minuty.
Ethan to zauważył, bo podszedł do mnie i mocno przytulił. Przez chwilę trwaliśmy w uścisku, a ja wyczułem, że mój brat też lekko drży od nadmiaru emocji.

Gdy się od siebie odsunęliśmy, rozejrzałem się. Wszyscy patrzyli na nas z ciepłymi uśmiechami. Po Rupercie nie było śladu i można by powiedzieć, że w ogóle go tu nie było, tak samo jak rodziców. Oni zawsze się od nas odwracali, ale pierwszy raz zrobili to na naszą prośbę. Już tyle razy zostawiali nas, gdy najbardziej potrzebowaliśmy ich wsparcia i wiedziałem, że tym razem byłoby tak samo, dlatego chciałem, żeby teraz stało się to, kiedy ja tego chciałem.

- Wracajmy do domu - zaproponował Jasper, po chwili milczenia.

Pokiwaliśmy głowami. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, jak zimno jest, chociaż śnieg przestał padać.

Po powrocie Kyle i Bram poszli zrobić herbatę, a my usiedliśmy w salonie. Pomimo wszystko zauważyłem, że po raz pierwszy Logan i Cal nie usiedli po dwóch różnych częściach pomieszczenia. No może nie siedzieli obok siebie, ale to już coś.

- Miała pani rację, jeśli o nich chodzi - powiedział Jasper, patrząc na Carmen.

- Całe szczęście. Zaczynałam mieć wątpliwości, bo nie sądziłam, że byłby zdolny do tego, co próbował zrobić - wyznała, gładząc Ethana po dłoni.

- Nie wróci? - spytał, a w jego drżącym głosie dało się słyszeć nadzieję.

- Nie powinien. Ale mnie na pewno będzie szukał, dlatego będę musiała odejść. Oczywiście trochę mu to zajmie, ale ja też będę potrzebowała czasu, żeby zatrzeć za sobą ślady.

- Ale...? - zacząłem.

- Nie zostaniesz? - zapytał w tym samym momencie mój brat.

- Nie mogę. Nie wiadomo jak to wszystko by się skończyło, gdyby jego podwładni nie stanęli po naszej stronie. Następnych znajdzie sobie lepszych. Bardziej lojalnych. Dlatego nie mogę narażać was na nie bezpieczeństwo. Wiele bym dała, żeby z wami zostać, ale muszę odejść. Jeszcze nie dzisiaj, ale za kilka dni, dobrze?

Smutno kiwnąłem głową. Nie chciałem znowu się z nią rozstawać, szczególnie teraz, ale rozumiałem, że nie ma innego wyjścia.

- Zostaniesz chociaż do piątku? - spytał Bram z nadzieją w głosie. Wszyscy spojrzeli na nią i przytaknęli.

- Nie chciałabym stwarzać dla was problemu.

- Jakbym słyszał Daniela. - Westchnął Omega. - Jak zaproponowaliśmy mu dom powiedział prawie to samo.

- To dla nas nie problem - odezwał się Jasper. - A z chęcią bliżej panią poznamy.

- W takim razie zgadzam się.

- Będzie pani... - zaczął Travis, ale widząc jej karcące spojrzenie, od razu się poprawił - będziesz mogła spać w moim pokoju, a ja pójdę do chłopaków, bo odkąd Liam prawie się tu wprowadził mają dwa wolne pokoje.

- Nie ma takiej potrzeby. Dam sobie radę na kanapie.

- Ale po co, skoro każdy może mieć łóżko?

- Okej - zgodziła się w końcu.

Uśmiechnąłem się szeroko. Bardzo się cieszyłem, że zostanie, chociażby przez kilka dni, i stanie się częścią naszego nowego życia.

ᴍʏ ʟɪᴛᴛʟᴇ ʜᴏᴘᴇ  A/B/O ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz