🐺rozdział 11🐺

2.9K 192 64
                                    

W poniedziałek nie robiłem nic specjalnego.

We wtorek popołudniu biegałem po lesie z Bramem i Travisem. Wilk Omegi był mały i lekko rudawy, natomiast Bety duży i ciemno brązowy.
Bram świetnie się bawił, gdy przyspieszał żeby nas wyprzedzić, gdzieś się schować, a potem wyskoczyć na mnie znienacka. Gdy zrobił to za pierwszym razem, myślałem, że zejdę na zawał. Potem się na niego wkurzyłem, więc trącał nosem i położył się na grzbiecie i skulił łapy w geście kapitulacji.

Wtedy wreszcie pokiwałem łebkiem, pokazując mu, że się nie gniewam, na co mnie polizał.

Myślałem, że nie będzie znowu tak na mnie wyskakiwał. Jak się okazało po zaledwie pięciu minutach, nic bardziej mylnego. Za drugim razem znowu udało mu się mnie zaskoczyć, ale za trzecim słuchałem i obserwowałem wszystko uważniej, dzięki czemu w ostatniej chwili uchyliłem się i Omega wpadł na Travisa.

Gdybym był pod ludzką postacią śmiałbym się do łez, tak śmiesznie wyglądał w tym momencie Bram.

***

W końcu nadeszła środa. Byłem podekscytowany, tym że znowu zobaczę Liama.

Popołudniu, gdy chłopcy wrócili ze szkoły usiedliśmy do obiadu, ale ja prawie nic nie zjadłem. Może przez to, co wszyscy nazywają motylkami w brzuchu? Trochę stresowałem się też poznaniem stada Liama.

Po skończonym posiłku poszedłem się przebrać z dresów. Nie było bardzo zimno, więc zrezygnowałem z bluzy i ubrałem granatową bluzkę z długim rękawem i czarne rurki.

Poszedłem szukać Brama i znalazłem go na tarasie z książką. Wytłumaczył mi jak dotrzeć na High Street i życzył mi powodzenia z bardzo dziwnym uśmiechem na ustach, trochę przypominającym lenny face'a.
Potem pożegnałem się z bratem i wyszedłem z domu.

Trochę mi zajęło zanim dotarłem do domu Liama, bo pomimo dość jasnych wskazówek Brama, kilka razy zabłądziłem.

Jednak w końcu udało mi się znaleźć High Street i numer 88. Zadzwoniłem domofonem i po krótkiej chwili drzwi się otworzyły i wybiegł przez nie rudowłosy chłopak. Już go kiedyś widziałem. Wtedy pod biblioteką.

- Hej! Ty to pewnie jesteś Daniel - przywitał się i wpuścił mnie przez furtkę.

- Zgadza się. A ty? - zapytałem.

- Kyle.

- Beta? - upewniłem się, przypominając sobie słowa Liama.

- Tak, dokładnie tak samo jak ty - odpowiedział z uśmiechem.

Pokiwałem głową.

- Gdzie jest Liam?

- Szykuje się. - Przewrócił oczami i poprowadził mnie do domu. - Taki był zajęty opowiadaniem o tym co dla ciebie na dzisiaj wymyślił, że nawet nie zauważył, która godzina.

Wszedliśmy do domu i od razu poczułem różne zapachy wilków, głownie Alf.
Cytrusy, goździki, gałka muszkatołowa. No i oczywiście zapach Liama, który rozpoznałem od razu.

Potem przeszliśmy do salonu. Na kanapie siedziało jeszcze dwóch nastolatków. Po zapachu rozpoznałem, że oboje byli Alfami. Wyższy z nich miał czarne włosy i wytatuowane lewe ramię. A trochę niższy, blond włosy do ramion i śniadą karnację. Oboje o czymś rozmawiaki.
Gdy wszedłem do środka, czarnowłosy wstał i podszedł do mnie.

- Hej, Daniel - przywitał się. - Jestem Max. Jestem główną Alfą tego popieprzonego stada. Miło mi cię poznać.

Chłopak wydawał się być miły, ale czułem do niego respekt.

ᴍʏ ʟɪᴛᴛʟᴇ ʜᴏᴘᴇ  A/B/O ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz