🐺rozdział 26🐺

1.7K 104 9
                                    

Nie wiem, czy potrafię znaleźć odpowiednie określenie, opisujące resztę tego weekendu.
Chociaż z całą pewnością mogę użyć po prostu "ciekawie".

Tak, ten weekend z pewnością był ciekawy.

Po wyznaniu Brama, Jasper... Bardzo się zdenerwował (delikatnie mówiąc). Jeszcze tak wściekłego go nie widziałem. Zaczął wypytywać, czy któryś z nich nie miał rui, a Bram gwałtownie zaczął kręcić głową, a wargi zacisnął w cienką kreskę. Cały czas krzyczał. Teraz nawet próby uspokojenia go przez Maksa nie pomagały. Nagle odciągnął rąbek bluzki Omegi i gdy okazało się, że na jego szyi nie ma znaku połączenia, wypuscił powietrze z płuc na znak ulgi i zamilkł. Wyglądało to jakby, dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego co robił. Jakby sam siebie nie poznawał. Gdy zobaczył, że w oczach Brama zalśniły łzy, podszedł do niego i po prostu go przytulił, mówiąc coś cicho do niego. Oboje się uspokoili i po prostu się obejmowali.

Nikt nie odzywał się ani słowem.

W zupełności rozumiałem początkową reakcję. Chyba nie tylko dlatego, że mam brata (bo w końcu Jasper jest dla Brama jak starszy brat), ale dlatego, że mam dookoła siebie ludzi, których kocham i na których mi zależy. Jestem pewien, że też bym tak zareagował, gdyby któremuś z tych osób przytrafiło się coś podobnego.
A z tego co zdążyłem się dowiedzieć i zauważyć, Jasper chce dla Brama jak najlepiej, co na pewno nie oznacza związania się z kimś na całe życie po pijaku.

Gdy wyplątali się ze swoich objęć, zauważyłem, że w oczach Alfy lśniły łzy. Szybko je otarł i uśmiechnął się lekko.

Potem szybko się rozeszliśmy (o ile można tak powiedzieć, bo w końcu wszyscy byliśmy w jednym domu).
Wiem, że powinienem porozmawiać z Omegą, ale najpierw musiałem to wszystko przemyśleć.
Liam się tego domyślił, dlatego pociągnął mnie za rękę na dwór. Po drodze zabrał z oparacia fotela swoją bluzę i mi ją podał. Ubrałem ją, chociaż tak naprawdę mogłem iść po swoją. Ale nie chciałem tego robić, pomimo że w tej wyglądałem komicznie, bo sięgała mi do połowy ud, a rękawy były o wiele za długie. Oczywiście według Liama wyglądałem uroczo.

Na zewnątrz okazało się, że jest chłodno.
W ogóle teraz z każdym dniem robiło się coraz zimniej. Jeszcze nie dawno było tak ciepło i słonecznie, a teraz niebo było zasnute chmurami i wiał nieprzyjemny wiatr. Nigdy nie lubiłem zimy. Nie tylko ze względu na temperaturę, ale także ta pora roku źle mi się kojarzyła. Może to głupie, ale miałem wrażenie, że razem ze śniegiem i mrozem nadchodzą złe rzeczy. Taki jakby zły omen.

Razem z moim Alfą spacerowaliśmy po lesie, trzymając się za ręce. Cały czas rozmawialiśmy o tym co się wczoraj stało.

W końcu wróciliśmy do domu.

- Zrobię ci herbatę - zaproponował Liam, gdy zobaczył, że lekko trzęse się z zimna.

- Byłoby bosko. - Westchnąłem. - Ale najpierw pójdę porozmawiać z Bramem.

- Zaczekam tu na ciebie, skarbie - powiedział, położył dłonie na moich policzkach i pocałował w czoło. - Tylko żebyś się nie przeziębił.

- Nic mi nie będzie - zapewniłem i poszedłem do pokoju mojego przyjaciela.

Zapukałem do drzwi, ale nie usłyszałem odpowiedzi, więc po prostu wszedłem do środka. Chłopak siedział na parapecie i patrzył przez okno, ale miałem wrażenie, że nie zwraca uwagi na to, co znajduje się za szybą.

- Wszystko okej? - spytałem. Dopiero, gdy usłyszał mój głos, zdał sobie sprawę z mojej obecności. Podskoczył lekko zaskoczony i odwrócił się w moją stronę.

- Nie wiem - odparł tylko.
Westchnąłem i usiadłem na łóżku. Nie miałem pojęcia co powiedzieć. W ogóle nie poznawałem Brama.

- Ale bardziej tak, czy nie? - dopytywałem.

Zapadła między nami cisza i już myślałem, że chłopak mi nie odpowie. Byłem trochę niecierpliwy (no i ciekawy) przez co wydawało mi się, że to milczenie trwa wieki.

- Wiesz... - powiedział w końcu smutnym glosem. - Chciałem tego od zawsze. Odkąd tylko go zobaczyłem. Ale... nie w ten sposób. Nie tak. Marzyłem o tym, żeby zauważył mnie... tak po prostu. A na pewno nie chciałem, żeby sięgnął po mnie, bo był pijany i napalony, a ja byłem pod ręką. - W jego głosie zabrzmiały gorycz i złość.

- Oh, Bram. - Westchnąłem.

Nagle chłopak zszedł z parapetu i po chwili wpadł na mnie z impetem, przytulając się do mnie mocno. Jego ciałem wstrząsnął szloch. Objąłem go i pogładziłem dłonią po plecach.

- Oddychaj - szepnąłem, pomimo że gardło miałem zaciśnięte od emocji, głównie współczucia.

Bram od razu po tym, jak się spotkaliśmy, stał się moim przyjacielem. No może nie od razu, ale od chwili, gdy podał mi tabletki, to wszystko się zaczęło. I w ogóle, gdyby nie on, mnie i Ethana w ogóle by tu nie było. Pomimo to, że jest jaki jest. Bardzo emocjonalny, nie potrafiący trzymać języka za zębami, niepohamowany i nadpobudliwy. Po prostu jest moim przyjacielem i kocham go takim jaki jest.

A teraz jest smutny, a ja do końca nie wiem, co mógłbym zrobić, oprócz pocieszania go. Ale na pewno postaram się, żeby mu się poprawiło.

Po jakimś czasie, udało mu się uspokoić. Odsunął się i usiadł obok.

- Dziękuje - powiedział, nie patrząc na mnie.

- Za co?

- Że przyszedłeś. - Otarł oczy dłońmi.

- W końcu od tego są przyjaciele. Jeśli jeden ma zły dzień, drugi robi wszystko, żeby mu pomóc. - Wzruszyłem ramionami.

- I tak dziękuje. - Spojrzał na drzwi i domyśliłem się, że chce pobyć sam.
Pokiwałem głową.

- Ja już pójdę. Liam zrobił mi herbatę i czeka na mnie na dole - powiedziałem i wyszedłem z pokoju.

Zszedłem na parter. Mój Alfa, akurat gdy zszedłem z ostatniego stopnia schodów, pojawił się w salonie.

- Zrobiłem ci kanapki z miodem, bo nic nie jadłeś od śniadania - poinformował i postawił talerz obok kubka na stoliku. - A co z Bramem? - spytał i usiadł na kanapie.

- Nie jest dobrze, ale szczerze myślałem, że będzie gorzej - odparłem i zająłem miejsce obok niego.

- To chyba dobrze - mruknął i podał mi picie oraz jedzenie.

A ja w zamian za to pocałowałem go w usta.
💖💖💖💖💖

Oh my goodness, to chyba najgorszy (pod względem objętościowym i jakościowym) rozdział, ale czego można się więcej spodziewać, gdy ma się okropny katar, przez który się nie śpi i gorączkę. A w dodatku okropny humor, bo skończył mi się internet i nie mogę oglądać nowego odcinka Shamelessa, a żeby obublikować ten rozdział muszę grozić przyjaciółce, że nie dam jej ciasta marchewkowego, bo inaczej nie udostępni mi neta. A do tego dochodzi wizyta u mojego ulubionego dentysty-sadysty. 
Ja nie mogę, mówię (i piszę) bez sensu, gdy jestem przeziębiona.
Dobranoc.

ᴍʏ ʟɪᴛᴛʟᴇ ʜᴏᴘᴇ  A/B/O ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz