🐺rozdział 45🐺

1.2K 96 1
                                    

Perspektywa: Keitaro
Pierwszy raz od dawna czułem się tak dobrze. Byłem spokojny i nie martwiłem się niczym, jak nigdy. A to wszystko dzięki temu uroczemu Becie, który szedł obok mnie.

Czasami rozmawialiśmy, ale także czasami panowało między nami przyjemne milczenie.

Najpierw, gdy wyszliśmy ze szkoły skierowaliśmy się do centrum. Zamiast siedzieć w kawiarni, razem postanowiliśmy, że weźmiemy napoje na wynos.

W sumie od razu po opuściliśmy miasto i teraz chodziliśmy dość daleko od niego, przy obrzeżach lasu. Po tym jak Ethan rozglądał się dookoła, domyśliłem się, że jeszcze tu nie był. Ja natomiast znałem to miejsce doskonale.

To tutaj przychodzę zawsze kiedy jestem wszystkim zbyt przytłoczony. Czyli ostatnio pojawiam się tu coraz częściej. Gdy wiele lat temu przyjechałem do tego miasta, nie potrafiłem długo wytrzymać w domu, który wtedy tak naprawdę jeszcze nim nie był, więc ciągle wymykałem się (zazwyczaj przez okno w moim pokoju) i czasami cały dzień plątełem się bez celu po lesie, jak najdalej od ludzi. Aż w końcu znalazłem pewne miejsce. Jeszcze nikomu go nie pokazywałem, ale...

- Chodź. Pokażę ci coś - powiedziałem i machinalnie złapałem go za dłoń, prowadząc go za sobą. Gdy zdałem sobie sprawę z tego, co zrobiłem, zabrałem rękę, chowając ją do kieszeni.

Weszliśmy głębiej do lasu. Od razu zboczyłem z wyznaczonej ścieżki. Na twarzy Ethana pojawiło się zdziwienie, jednak nie zatrzymał się, idąc za mną.
Drzewa zaczynały się coraz bardziej zagęszczać, znacznie utrudniając przejście. Cały czas szedłem przed Betą, przytrzymując mu każdą gałąź, żeby go nie uderzyły.

Po jakimś czasie drzewa nie rosły już tak często, co oznaczało, że byliśmy blisko celu.

W którymś momencie Ethan przystanął w pół kroku i przekrzywił głowę, najwyraźniej nasłuchując.

- Nie wiedziałem, że gdzieś tu jest rzeka - powiedział, pewnie słysząc odległy szum wody.

- Prawie nikt o tym nie wie. A poza tym chyba nie można nazwać tego rzeką. Bardziej strumykiem. Nie znam nikogo kto w ogóle wie o tym miejscu.

Beta kiwnął głową i ruszyliśmy dalej. Po chwili szum stał się bardzo dobrze słyszalny, a my minęliśmy ostatnie kilka drzew.

Dziwnie się czułem, pokazując komuś to miejsce. Od zawsze to była moja oaza, o której nikomu nigdy nie powiedziałem.

Ale Ethanowi chciałem. Chciałem się przed nim otworzyć i żeby wiedział, że mu ufam. Nie wiem po co. Po prostu chyba miałem dość tłumienia w sobie wszystkiego. Nie wiem.

Odpędziłem od siebie te wszytskie myśli i skupiłem się na chłopaku. Zatrzymał się, rozglądając.

- Ładnie tu - mruknął, a kąciki jego ust uniosły się nieznacznie.

Kolejną rzeczą, którą zauważyłem na jego temat, było to, że rzadko się uśmiecha. Nie wiem czy przyczyną było to, o czym przez przypadek wpomniał Daniel wtedy, gdy powiedział, że coś by się pogorszyło, ale miałem nadzieję, że nie.
Dlatego świadomość, że uśmiechnął się z mojego powodu napawała mniej dziwnym rodzajem szczęścia.

Też się rozejrzałem, zastanawiając się jak on postrzega to miejsce. Nie było w nim nic szczególnego. Po naszej lewej stronie płynął niewielki strumyk. Woda szumiała kojąco, a oba brzegi łączyło ze sobą powalone drzewo. W powietrzu było czuć wilgoć, co było można też zauważyć na drzewach, które były tu intensywniej pokryte mchem.

Akurat w tym momencie przez gałęzie przedarły się promienie słońca, powodując, że woda zalśniła najróżniejszymi barwami.
Ethan podszedł do brzegu i ukucnął, zanurzając palce w toni. Na jego twarzy odbiło się światło, rysując na niej skomplikowane wzory. Nie potrafiłem oderwać od niego wzroku, starając się jak najlepiej zapamiętać każdy najdrobniejszy szczegół. Wyglądał teraz tak pięknie.

ᴍʏ ʟɪᴛᴛʟᴇ ʜᴏᴘᴇ  A/B/O ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz