🐺rozdział 61🐺

1K 77 10
                                    

Szybko nadszedł wieczór. Bram zarządził, że każdy ma elegancko wyglądać.
Po jaką cholerę? Nie mam pojęcia.
Ale jeśli on tak chce, to tak musi być i koniec kropka, więc każdy ubrał jeansy i bluzkę koszulową.

Normalnie pewnie zrobilibyśmy imprezę w ogrodzie, ale ze względu że jest coraz zimniej, zrezygnowaliśmy, bo niespecjalnie byłoby siedzieć cały czas w kurtkach.

A tak wszystko zorganizowaliśmy w salonie. Kanapę i fotele przesunęliśmy bardziej pod ściany, a stół i krzesła przetransportowaliśmy z kuchni. Oczywiście był z mały, ale całe szczęście jakimś cudem w domu Theo był taki składany i po połączeniu ich, miejsca było dla każdego.
W pomieszczeniu rozstawiliśmy wszystko tak, żeby jeszcze pozostało puste miejsce na środku salonu, gdyby zachciało nam się tańczyć.
Z sufitu zwieszały się kolorowe balony i girlandy serpentyn oraz  napis Wszystkiego najlepszego dla Daniela i Ethana, co było dziełem i pomysłem Brama. Na stole było rozstawione kilka potraw, na przykład kanapki, sałatka albo innego rodzaju przekąski, różene napoje, chociaż na razie nie dużo, bo każdy miał jeszcze coś donieść. Na komodzie pod oknem stały głośniki Logana, które ledwo zgodził się pożyczyć, tylko pod warunkiem, że nikt poza nim ich nie dotknie. W tle pobrzmiewała już przyciszona muzyka.

Wszystko wyglądało cudownie i jestem bardzo zadowolony, że wszystko się udało i że tak mogę spędzić urodziny. Mój brat też wyglądał na bardzo szczęśliwego i muszę przyznać, że dawno go takiego nie widziałem, co sprawiało, że ten dzień był dla mnie jeszcze lepszy.

Właśnie wszedł do pomieszczenia i posłał mi promienny uśmiech.
Wszyscy umówiliśmy się na siedemnastą i powoli zbliżała się ta godzina. Sprawdziłem, czy wszystko wygląda dobrze i akurat w tym momencie drzwi się otworzyły i usłyszeliśmy krzyki.

- A WEŹ SPIERDALAJ! - krzyknął Logan, zdjął kurtkę i rzucił ją gdzieś zamaszystym gestem.

Zaraz po nim wszedł Calvin.

- Pojebańcu, zostaliśmy zaproszeni w to samo miejsce, jak niby mam spierdalać?! - odpowiedział równie głośno.

- Znajdziesz sposób! W końcu jesteś taki inreligenty! - odparł najbardziej ironicznie jak chyba mógł.

Już Omega otwierał usta, żeby odpowiedzieć, ale w tym momencie gdzieś z boku zalśnił flesz, a po chwili stanął pomiędzy nimi Bram. Zauważyłem, że ma na szyi przewieszony aparat. Czyli to on zrobił zdjęcie.
Pewnie jakiś jego kolejny wymysł!

- Spokój, idioci. Rozumiem, że każdy ma inny sposoby na flirt, ale zostwacie romansowanie na później.

Tamci tylko prychnęli i odeszli w dwa jak najbardziej oddalone od siebie miejsca w salonie.

Chwilę później przyszli Keitaro i Theo, a po kilku minutach - Maks, Kyle i Liam.

Razem z Ethanem ustaliliśmy, że nie chcemy żadnych prezentów, więc wszyscy się tego trzymali. Znaczy większość na początku nie chciała się na to zgodzić, ale w końcu udało nam się ich przekonać.

- Wszystko okej? - spytałem mojego Alfę i objąłem go ramieniem w pasie.

Dzisiaj miałem wrażenie, że czymś się denerwuje. Czułem, że jest bardzo spięty, tylko nie mogłem rozgryźć dlaczego. Może coś z tym spiskiem poszło nie tak? Nie mam pojęcia.

- Tak, wszystko w porządku - mruknął i rozejrzał się. - Chodź, pomożemy im.

Też się rozejrzałem. Według mnie nie było już co pomagać. Theo i Travis właśnie postawili na stole ostatnie butelki z napojami, które wszyscy przynieśli i tak poza tym wszystko było już gotowe.
Czyli chyba nie jest wszystko w porządku.
Może coś się stało, ale ze względu, że są moje urodziny nie chce mnie martwić? Oby nie.

ᴍʏ ʟɪᴛᴛʟᴇ ʜᴏᴘᴇ  A/B/O ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz