Rozdział 5.

46.7K 1.6K 1.6K
                                    

Rozdział 5. "Diabli nie biorą takich jak ty do piekła"

Liczba słów: 5034.


Gdy się obudziłam, pierwsze co poczułam to tępy ból głowy. Tył mojej głowy pulsował, co było pewnie wynikiem uderzenia w podłogę w szatni. Nie byłam w stanie otworzyć oczu, a moje kończyny były jak z waty.

- Proszę pani, proszę pani. – Usłyszałam, choć równie dobrze mogło mi się to przewidzieć.

Gdy ktoś potrząsnął lekko moje ramię, zrozumiałam, że nie przewidziało mi się to. Nie był to sen. Skupiłam się na otworzeniu oczu i dostrzegłam nieco zamazany obraz przedstawiający dwie ciemnoskóre kobiety stojące nade mną.

- Czy wszystko w porządku? – spytała ta po prawej.

A może ta po lewej?

- T-tak – wycharczałam, przez co moje suche gardło dało mi się we znaki. – W-wody?

Nie miałam pojęcia, kim one były i gdzie się znajdowałyśmy, ale potrzebowałam wody, by poczuć się lepiej. By móc odpowiedzieć na ich pytania.

Poczułam plastik przy moich ustach, więc zebrałam wszystkie swoje siły, uniosłam się na łokciu i sięgnęłam po butelkę. Robiąc to, zeskanowałam moje podłoże. Byłam na jakiejś plaży. Obok zbiornika wodnego.

Skąd, do kurczaków, znalazła się plaża w Rochester?

- Pij powoli – ostrzegła mnie jedna z nich.

Trochę się oblałam, ale ostatecznie udało mi się upić kilka łyków. Choć moja głowa wciąż pulsowała z bólu, chłodna woda orzeźwiła moje gardło i sprawiła, że mój wzrok się nieco wyostrzył.

- Gdzie ja jestem?

- Na plaży – powiedziała jedna z kobiet, wymieniając spojrzenie z tą drugą.

Patrzyły tak, jakbym była niepełnosprawna umysłowo lub z innej planety. Widziałam, jak jedna zaciska dłoń na telefonie, jakby rozważając, czy nie zadzwonić do najbliższego szpitala psychiatrycznego.

Teraz, gdy mogłam usiąść i mój wzrok się wyostrzył, dostrzegłam, jak piękne były obie. Najprawdopodobniej były siostrami, gdyż miały identyczny kolor oczu i kształt ust. To, co je różniło, to włosy. Jedna miała całkiem spore afro, a druga wyprostowane i pofarbowane na blond na końcówkach.

Zerknęłam za swoje plecy i zamarłam. Nieco za mną majaczyły dwa budynki, których nie sposób pomylić z jakimikolwiek innymi. Dwa, stare budynki przypominające nieco kolby kukurydzy. Ryan opowiadał mi o nich. To były jedne z apartamentowców należących do jego rodziców. Marina City.

W Chicago.

- Jesteśmy w Chicago? – spytałam, wytrzeszczając oczy. – Jaki mamy dzisiaj dzień?

- Piątek. Dwudziesty września. Godzina dwunasta siedem. Dobrze się czujesz? Może wezwać pogotowie?

- Nie – powiedziałam szybko. – To nie będzie konieczne. Po prostu uległam pewnemu dowcipowi.

Gdyby porwała mnie Sem'ya, już dawno bym była zakuta w kajdanki w Moskwie czy jakimś innym miejscu bardzo daleko od Fedelty. Jako że wylądowałam sześć godzin od Rochester, musiał to być tak długo wyczekiwany żart Mantorville High School. Jak zwykle, byłam słabością. Porywając mnie, Mantorville osłabiło drużynę czirliderek, pozbawiając jej kapitana, oraz drużynę chłopaków, jako że jej najlepsi zawodnicy będą teraz szaleć z niepokoju.

W szatni nie było w końcu kamer, więc nie było możliwości, by ktokolwiek się domyślił, co się stało.

Najprawdopodobniej będą uważać, że dopadła mnie Sem'ya.

Narzeczona Bossa - [Zakończona.]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz