Rozdział 14.

54.2K 1.2K 2.3K
                                    

Rozdział 14. "Wpadłam jak śliwka w kompot."

Liczba słów: 6611

Chciałabym podzielić się jednym z moich przemyśleń co do kilku komentarzy, ale najpierw nacieszcie się rodzinką Rosellini i Turynem, a jak już uznacie, że chcecie poczytać moje wypocinki, to zostawię je Wam na samym końcu tej części.

A! I w tym rozdziale również się znajdą sceny dla dorosłych. ;)

Maraton: 1/3

***

- To było żenujące - jęknęłam już po raz setny, zatapiając twarz w ramieniu Ryana.

- Nie przeżywaj tego tak, diablico - mruknął, obejmując mnie ramieniem. - Przynajmniej zdążyłem założyć bokserki z powrotem, tak? No i minęły już całe trzy dni.

Mama zachichotała po drugiej stronie samolotu, na co zarumieniłam się jeszcze mocniej.

Trzy, wyjątkowo żenujące i krępujące dni, przez które moja twarz była prawie cały czas czerwona.

Nonna była wyjątkowo szybka, by opowiedzieć wszystkim, co widziała, włączając w to zadzwonienie do rodziny Ryana.

Nie mogła się też powstrzymywać przed wrednymi i uszczypliwymi komentarzami, które próbowałam ignorować, co jednak było wyjątkowo ciężkie. Moje zażenowanie, które zwiększało się po każdym żarciku babci, było również wyjątkowo rozpraszające.

Ze względu na ciągłe przetwarzanie tej okropnej sytuacji w myślach byłam mało skupiona na lekcjach, zawaliłam sprawdzian, nie odzywałam się w ogóle na lekcji literatury podczas przerabiania Wichrowych Wzgórz, co z kolei praktycznie rozwaliło lekcję pani Montgomery, a to i tak było niczym w porównaniu z tym, co się stało podczas meczu.

Choć Goryle z Minneapolis High School przegrały mecz dwa do trzech, co było pierwszą taką sytuacją w dziejach, nasz układ skończył się fatalnie. Pracowałyśmy nad nim wyjątkowo ciężko i każda dała z siebie wszystko, ale ze względu na mój stan umysłowy i emocjonalny pomyliłam się kilka razy. Choć ostatecznie te pomyłki były wyjątkowo niedostrzegalne, biorąc pod uwagę ostatnią wpadkę - przy piramidzie.

Skończyła się to tak, że zamiast złapać ręce dziewczyn, wpadłam na nie z całym impetem, przewracając nas wszystkie. Gdy i chłopacy, i trener, i pracownicy boiska w Minneapolis podbiegli do nas, by sprawdzić, czy żadnej nic się nie stało, chciałam zapaść się pod ziemię.

Żadnej nic się nie stało, ale niemal od razu ukradkiem wycofałam się do szatni, gdzie schowałam się na drugą połowę meczu, którą przesiedziałam w kącie, próbując ustalić, co takiego właściwie zrobiłam ze swoim życiem.

Choć dziewczyny zapewniły mnie, że nic się nie stało i nie powinnam się tym przejmować, bo nawet najlepszym się zdarza, tak czy siak czułam się okropnie.

Moja porażka na boisku wydawała się nie być wystarczająco dobrym powodem, by nonna skończyła ze swoimi żarcikami, a mama z Sapphire przestały chichotać za każdym razem, gdy mnie widziały. Tylko tata i Andy pozostali całkowicie neutralni, a Ryan jako jedyny wspierał mnie stuprocentowo.

Nie żeby miał inne wyjście, skoro wszystko było jego winą!

- Spieprzyłam układ, rozczarowałam panią Montgomery, zawaliłam sprawdzian z psychologii, niszcząc moją idealną średnią i jestem ciągłym obiektem żartów - jęknęłam, zderzając się czołem z jego bicepsem.

- Będzie lepiej? - Bardziej zapytał, niż stwierdził, jakby nigdy jeszcze nie musiał pocieszać żadnej dziewczyny.

- Będzie gorzej - poprawiłam go. - Lecimy do mojej rodziny we Włoszech.

Narzeczona Bossa - [Zakończona.]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz