Epilog.
Liczba słów: 956.
No i stało się, moi drodzy! Doszliśmy do tego momentu, gdzie historia Ryana i Rity się urywa. Jeśli jednak wszystko pójdzie zgodnie z planem, dostaniecie kolejną ich dawkę w części Aurory.
Chciałam wstawić epilog znacznie wcześniej, ale z jakiegoś powodu miałam straszne problemy z internetem przez cały dzień.
Ogółem nie przepadam za wstawianiem zdjęć do opowiadań, bo znacznie preferuję opisy... w tym jednak wypadku zrobiłam mały wyjątek od reguły i u góry możecie zobaczyć sukienkę opisaną w treści.
Enjoy!
***
Zrobiłam krok do przodu, przestawiając obutą w biały but na obcasie stopę nad progiem tarasu. W lewej dłoni trzymałam bukiet złożony z bladoróżowych lilii i nieco ciemniejszych chryzantem. Zerknęłam w prawo, gdzie stał tata, trzymając mnie pod łokieć wspierająco. Zobaczył moje spojrzenie, więc uśmiechnął się i skinął głową, wskazując biały namiot przed nami, jakby pytając, czy jestem gotowa, by tam wejść.
Do teraz nie byłam w stanie uwierzyć, jak szybko udało im się to wszystko zorganizować. Aurora wykorzystała chyba wszystkie swoje znajomości, by przygotować ubrania dla wszystkich, nasz ogród, jedzenie i księdza w zaledwie kilka godzin. Zarzekła, że wszystko jest prezentem ślubnym od niej i nie chciała zwrotu pieniędzy, ale uparłam się, by zapłacić chociaż za sukienkę.
Zerknęłam w dół, raz jeszcze nie dowierzając temu, co widziałam. Miałam sukienkę z długim rękawem, by zakryła wszystkie moje siniaki, z dekoltem w łódeczkę. Góra była stworzona z koronkowych pasów, z kolei dół z tiulowej masy do ziemi z długim trenem ciągnącym się za mną.
Aurora, która postanowiła być moją wizażystką, makijażystką i fryzjerką naraz, postawiła na długie, delikatne kolczyki i nic więcej. Moje włosy rozpuściła i delikatnie podkręciła, makijażu praktycznie nie zrobiła, mówiąc, iż moja ukochana czerwona szminka, nie pasowała do okazji. Jedynym, pokazowym elementem mojego stroju ślubnego był drobny diadem, który miał podkreślać znaczenie mojego amerykańskiego nazwiska oraz pozycję.
Królowa.
Obecnie księżniczka Eternity, niedługo już królowa Fedelty.
Uśmiechnęłam się pewnie do taty i ruszyliśmy w ślad za moimi druhnami, którymi były Sapphire, Calista oraz Reina (która według tradycji, jako mężatka, nie powinna pełnić tej funkcji, lecz Aurora, jako organizatorka, odmówiła).
Gdy wsunęliśmy się do namiotu, nie mogłam powstrzymać jeszcze szerszego uśmiechu.
Wszyscy odwrócili się, by na mnie spojrzeć, a ja nie mogłam się powstrzymać, by nie przesunąć po wszystkich wzrokiem. Moja rodzina. Underbossi Eternity i Fedelty. Przedstawiciele Poderry, Ischýs i meksykańskiej karteli. Nawet rodzina Nomikos, z Pancrasem na czele, przybyła w pełnym składzie.
Powędrowałam wzrokiem do pierwszego rzędu, skąd patrzyła na mnie krzywo Marlene, stojąca obok pana Kinga, a tuż za nimi stał on.
Mój narzeczony.
Ryan King.
Nie zwróciłam większej uwagi na stojących obok niego Andy'ego, jego wujka Alexandra i Reggiego.
Liczył się tylko on.
W czarnym garniturze, czerwonej muszce, przygładzonymi nieco włosami, z zadziornym półuśmieszkiem – on.
Mój przyszły mąż.
Zupełnie nieświadomie przyśpieszyłam tempa, przez co tata musiał mnie nieco mocniej złapać. Wywołało to falę chichotów, na którą się nawet nie zarumieniłam z zakłopotaniem. Czekałam na ten moment już zbyt długo, by wstydzić się teraz z tego, że chciałam, żeby nastąpił szybciej niż później.
Zwłaszcza po tym, przez co przeszłam.
Uśmiechnęłam się szeroko, dostosowując się do zwolnionego tempa. Doszliśmy do końca, gdzie Aurora stała razem z obrączkami w pierwszym rzędzie.
- Nie marszcz się tak – syknęła przez zaciśnięte zęby, wciąż uśmiechając się delikatnie.
Nie byłam w stanie pohamować jeszcze większego wyszczerzu, na co Aurora prychnęła cicho, wywracając oczami.
Ryan wysunął się w naszym kierunku, a tata wyślizgnął się spod mojego ramienia i włożył moją dłoń w tę wyciągniętą Kinga. Pocałował jeszcze mój policzek, po czym ustawił się za Aurorą, w pierwszym rzędzie.
Podeszliśmy z Ryanem kilka kroków do przodu, po czym ustawiliśmy się naprzeciw siebie, z księdzem z boku. Zaczął wygłaszać swoje przemówienia, monologi, których nawet nie słuchałam. Byłam skupiona na oczach Ryana.
Na tych szarych oczach, w których pojawiła się łobuzerska nutka, mówiąca mi, że on również nie słuchał.
Uścisnął moją prawą dłoń lekko, co odwzajemniłam, powstrzymując wybuchnięcie śmiechem w tak nieodpowiednim momencie. Pewnie nikogo by to nie zdziwiło, ale byłoby tematem plotek na najbliższe kilka lat. A ostatnio byłam już na językach zbyt wielu osób, bym chciała jeszcze i tego.
Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy, przekazując w ten sposób więcej, niż byśmy to zrobili za pomocą nawet i tysięcy słów.
Miłość.
Wsparcie.
Pożądanie.
Miłość.
Nie istniały nawet słowa, które opisałyby to uczucie. Tę więź, która nas połączyła w ciągu tego niecałego roku. Można by było określić to przyziemnym słowem: miłością, jednak było to coś znacznie więcej.
Coś, czego „kocham cię" nie było w stanie oddać w całości.
Ryan uścisnął moją dłoń, patrząc na mnie z jeszcze większym rozbawieniem, dając mi do zrozumienia, iż była teraz moja kolej na powtórzenie przysięgi za księdzem. Zrobiłam to, a mój głos nie zadrżał nawet przez moment.
Przez chwilę patrzyłam na Ryana, znowu się wyłączając od rzeczywistości. Bezwiednie wsunęłam na jego palec obrączkę, chwilę później, gdy Aurora podała nam kuferek, w którym leżały. Wyciągnęłam do niego dłoń, by mógł zrobić to samo.
Były to obrączki tymczasowe, więc nie przywiązywałam do nich zbytniej wagi. Postanowiliśmy zgodnie, że zamienimy je, gdy zostaną wykonane już te rzeczywiste, które chcieliśmy od samego początku.
- Możesz pocałować pannę młodą. – Usłyszałam głos księdza.
Zamrugałam niepewnie, wyrywając się z mojego zamyślenia i, zanim zdążyłam zareagować w jakikolwiek sposób, poczułam wargi Ryana na swoich.
A więc stało się.
Byliśmy oficjalnie mężem i żoną.
Margheritą i Ryanem King.
Jednością.
Ryan odsunął się ode mnie, przerywając krótki pocałunek i spojrzał na mnie wzrokiem mówiącym wyraźnie, czego mogłam oczekiwać dzisiejszej nocy. Poczułam uścisk w brzuchu, gdy odwróciliśmy się oboje do zgromadzonych gości, którzy zaczęli klaskać i wiwatować.
Przysunęłam się bliżej do Ryana.
- Powiedz to – wyszeptałam.
Ten spojrzał na mnie z góry i uśmiechnął się, tym razem całkowicie.
- Kocham cię – odszepnął mi do ucha.
I mogłam w tamtym momencie szczerze powiedzieć, że nigdy nie byłam szczęśliwsza.
KONIEC
Bydgoszcz, 2019/20
CZYTASZ
Narzeczona Bossa - [Zakończona.]
RomanceMargherita Queen-Rosselini dowiaduje się, że jej cała rodzina należy do mafii, a ona sama jest zaręczona z bossem Fedelty (mafii USA), od kiedy była małym dzieckiem. Gdy odkrywa, że nie ma wyboru i dokładnie po zakończeniu przez nią szkoły będzie...