Prolog.

58.2K 1.9K 2.2K
                                    

Ryan – rocznikowo siedem lat, Rita – osiem dni.

- Ryan, gdzie jesteś? Goście zaraz będą! – dało się słyszeć krzyk Dione King na całą rezydencję.

Mały Ryan zbiegł szybko na dół, bo wiedział, jak bardzo jego matka nie lubiła, gdy przychodził gdzieś spóźniony.

W korytarzu czekali już jego rodzice i babcia, która uniosła brew, widząc jego wytarmoszoną koszulkę.

- Coś ty w niej robił, młody człowieku? – spytała, zezując na niego krytycznie.

- Dopiero się obudziłem, babciu – powiedział potulnie. – Kto wpadł na pomysł, by zaprosić ich tak wcześnie rano?

- Jest dziesiąta.

- No mówię, że wcześnie.

- Ryan, synku – odezwała się spokojnie Dione, wchodząc w słowo Reginie. – Żona naszego najważniejszego underbossa urodziła kilka dni temu bliźniaki. Nie mogli przyjechać później, bo dzieci nie zasnęłyby w odrzutowcu.

- To po co w ogóle tu przyjeżdżają? – burknął chłopiec.

- Bo taka jest tradycja – odparł ostro jego ojciec. – A Fedelta opiera się na tradycji, synu. Pamiętasz naszą rozmowę dwa tygodnie temu?

Ryan przypomniał sobie, jak ojciec mu powiedział, że jako przyszły boss musiał wybrać sobie żonę jak najszybciej, by mieć pewność, że dostanie mu się najlepsza możliwa kandydatka. Kogoś młodszego, o wysokiej pozycji i dobrych koneksjach.

I choć rozmawianie z siedmiolatkiem o wyborze przyszłej żony mogło wydawać się komiczne, w świecie mafii było to całkowicie normalne.

- Pamiętam, ojcze - zapewnił.

- To dobrze.

- Przyjechali! – wtrąciła się w słowo Dione i popędziła otworzyć drzwi.

Ryan poczłapał za nią niechętnie, po czym wszyscy wyszli na taras prowadzący na podjazd. Przed schodami zatrzymał się znany Ryanowi samochód, którego drzwi otworzyły się. Ze środka wypadła młoda, opalona kobieta, której wciąż było widać zaokrąglony brzuszek poporodowy.

Wyciągnęła ze środka pierwsze nosidełko, w którym leżało małe, czerwone dziecko owinięte w niebieskie śpioszki i drące się w niebogłosy.

Kobieta ze spoconym czołem podeszła bliżej, by się ze wszystkimi przywitać.

- Cześć, Dione – mruknęła, przytulając ją.

- Oj, Marcello – zachichotała cicho żona bossa. – Rozumiem twój ból. To Alessandro? Nie macie wspólnego nosidełka?

- Tak, to on. I nie, staramy się ich rozdzielać, gdy tylko możemy. Minęło osiem dni, a już wiemy, że Alessandro to mały potwór, a Margherita tylko za nim kopiuje.

- Nazwaliście córkę po pizzy? – wypalił Ryan, na co oberwał spojrzeniami od swoich rodziców. – No co?

- Ryan, młodzieńcze, jak ty wyrosłeś! – krzyknęła Marcella, kładąc dłoń na policzku. – Richard, gdzie ty jesteś, no?

Młody mężczyzna wysunął się z samochodu z drugim nosidełkiem, po czym zbliżył się do oczekującej gromadki. Najpierw przywitał się uściskiem dłoni z Antonio, po czym ucałował rękę Dione i Reginy. Dopiero później poklepał po plecach Ryana.

- Pokaż nam Margheritę, Richard – zaświergotała Dione. Gdy mężczyzna odsunął śpioszki, kobieta zapiszczała z zachwytu. – Jest prześliczna.

Ryan nie podzielał jej zachwytu.

Dziecko było pomarszczone, czerwone i śmiesznie krzywiło nosek.

- Wejdźmy do środka. Kazałam przygotować nam coś słodkiego. Wyznaczyłam również dwie opiekunki dla maluchów, żebyśmy mogli spokojnie porozmawiać.

- Och, cudownie – odetchnęła Marcella. – Tylko jeszcze muszę podskoczyć do sklepu, bo zapomniałam jednej rzeczy...

Odsunęły się razem z Dione na bok, tak by nie przeszkadzać innym. Ryan, Richard i Antonio weszli do środka razem z Reginą i bobasami. Ryan nie mógł się już doczekać, aż będzie mógł pójść z powrotem do swojego pokoju i pograć w grę, którą dostał na święta wielkanocne.

- Panie Queen i King wzięły samochód, kilku ochroniarzy i pojechały do sklepu – poinformował ich Andrew Hedge, głowa ochrony rodziny King. – Wrócą w ciągu pół godziny.

- No cóż, w takim razie możemy zaczekać z deserem. Usiądziemy w salonie? – zaproponowała Regina.

- Jasne – zgodził się Richard. – Tylko koniecznie potrzebuję skorzystać z toalety. Alessandro wierzgnął w samolocie i upaćkał mnie moją kawą. Muszę się przebrać.

- Naturalnie, zaprowadzę cię – powiedziała Regina, prowadząc go po schodach.

- Cholera, gdzie są te opiekunki? – mruknął do siebie Antonio, zerkając na stojące na podłodze nosidełko z Alessandro.

I wtedy, jakby na zawołanie, chłopiec otworzył oczy i zaczął płakać, jakby ktoś go obdzierał żywcem ze skóry. Ryan skrzywił się i mógł już tylko obserwować, jak dziewczynka obudzona hałasem, otwiera buzię, by nie być gorszą. Po chwili cały salon wypełnił się krzykami i płaczem, a Richard ewidentnie nie zamierzał się cofnąć by je uspokoić.

- Da się to jakoś wyłączyć? – spytał Ryan, zerkając na dzieci podejrzliwie.

- Weź na ręce Margheritę i spróbuj ją uspokoić – poinstruował go ojciec, pochylając się po Alessandro.

Ryan nauczył się już, by nie kwestionować poleceń ojca, więc posłusznie wyciągnął Margheritę z nosidełka i ułożył w swoich ramionach.

Ta momentalnie przestała płakać, obserwując go uważnie ogromnymi, ciemnymi oczami. Wyciągnęła do niego rączki i uśmiechnęła się szeroko, eksponując brak ząbków.

Ryan, mimowolnie, również się uśmiechnął.

I wtedy coś go tchnęło.

- Tato? – zapytał, patrząc na mężczyznę. – Czy mogę wybrać ją na swoją przyszłą żonę?


***

Prolog za nami. Będzie to jedyna poza epilogiem część w narracji trzeciosobowej. Wszystkie pozostałe rozdziały będą z punktu widzenia głównej bohaterki, choć już nieco starszej ;)

Narzeczona Bossa - [Zakończona.]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz