5 [Edd]

461 34 14
                                    

Gdy odlecieli, od razu wróciłem do pokoju i rzuciłem się na łóżko, najniższe. Pojechali zaatakować nasz kraj! Naszą ojczyznę! Jak Tord mógł wogóle wymyśleć coś takiego?!

Wbiłem twarz w poduszkę i krzyknąłem. Stłumiła mój głos, ale to nie sprawiło, że poczułem się jakoś o wiele lepiej.

Po co nas ratował? Żeby zmuszać potem do czegoś takiego? To się przecież nie trzyma kupy ani trochę! To podkopywanie psychiczne!

Pufnąłem ze złości i wstałem. Podszedłem do lodówki i wyciągnąłem z niej butelkę Coli. Odkapslowałem i pochłonąłem od razu kilka łyków. Bąbelki zapiekły mnie w gardło, ale jestem już przyzwyczajony. Przełknąłem. I znowu pufnąłem gniewnie. Debil. Idiota. Palant.

Usiadłem bezsilnie na łóżku Toma. Popatrzyłem na hasającą Ringo. Wziąłem ją na ręce i zacząłem głaskać. Zamruczała i przeciągnęła się w moich ramionach. Uśmiechnąłem się. Przynajmniej ona nie zachowuje się jak zwierzę.

Zamrugałem. Co się ze mną dzieje? Przecież go nie nienawidzę. Dobra, może i popełnił błąd, ale każdy przecież popełnia błędy. On tylko robi to, co do niego należy. Pokręciłem głową. Bez sensu. Już sam nie wiem co myśleć.

Usłyszałem pukanie do drzwi i uniosłem gwałtownie głowę. Podszedłem do nich i otworzyłem. W wejściu stanął mężczyzna, mniej więcej mojego wzrostu, w czarnej bluzie i z wysuniętą do przodu klatką piersiową, oraz kręconymi krótkimi blond włosami. Uśmiechał się niepewnie. Na nogach miał ciężkie glany.

- Hej... - zaczął, patrząc na mnie z ciekawością.

- Hej? - bardziej zapytałem niż powiedziałem.

- Mogę wejść? - zapytał, uprzejmie nie przechodząc dalej niż za wyraźną różnicę pomiędzy podłogami korytarza a pokoju.

Kiwnąłem głową nie widząc powodu dla którego nie mógłby wejść do środka.

- Kim jesteś, jeżeli mogę spytać...? - zapytałem

- Taylor. - podał mi dłoń, którą uścisnąłem. Miał lżejszy uścisk niż się spodziewałem po kimś jego postury. Albo po prostu delikatniejszy.

- Miło mi... - mruknąłem, ale nie do końca byłem pewny, czy naprawdę tak bardzo mi miło.

Patrzyłem, jak wchodzi do środka, wkłada ręce w kieszeń bluzy i opiera się sztywno o ścianę. Uprzytomniłem sobie, że postępuję trochę niegrzecznie, sam trzymając coś do picia i pozostawiając mojego gościa bez niczego. Podszedłem więc do lodówki, wyjąłem kolejną butelkę (zostały cztery) i podałem mu ją. Uśmiechnął się z niepewną wdzięcznością.

- Dzięki. - odkapslował ją i pociągnął łyka - dobrze, że nie light, bo takich dietetycznych nienawidzę.

Zaśmiałem się trochę z uprzejmości, trochę z ulgi.

- Też nienawidzę light. Tylko prawdziwa ma dobry smak.

Pokiwał głową, szczerząc się szeroko.

- No, zdecydowanie. Light smakuje jak porażka.

Parsknąłem.

- To zbyt mało powiedzanie. Absolutna porażka ludzkości. Nie wiem jak ktokolwiek mógł coś takiego wymyśleć.

- Co nie? - widać było, że trochę się rozluźnił. Wskazałem mu głową na łóżko Toma, bo było na dobrej wysokości, nie to co moje, tuż przy ziemi. Usiadł na nim i taktycznie nie położył na nim butów, które nadal wisiały nad ziemią. Usiadłem obok. Nie umknęło mojej uwadze, że odsunął się trochę, tak, żebym go przypadkiem nie dotknął. No cóż. Każdy ma swoje dziwactwa.

Nie przeżyjemy |  Eddsworld AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz